[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dnia tworzyło niebiesko-liliową poświatę w lesie i otulało ich oboje niczym lekkim kocem. Czarne buty Knuta odcinały się ostro od szarej sierści ogiera. Chłopak pewnie siedział w siodle. Kara klacz Hannah, Gyda, jechała tuż za Bliksem. Szal, którym Hannah miała owiązany kapelusz, furkotał wesoło. Ona w czerwonym stroju do konnej jazdy prezentowała się wspaniale. Od kiedy w Sorholm zamieszkało rodzeństwo z Norwegii, posiadłość nabrała blasku, tajemniczego i delikatnego. Stosunek do rodziny z Sorholm w czasie kilku miesięcy zmienił się z obojętnego i podejrzliwego do pełnego czci i szacunku. Ludzie zastanawiali się, czy Knut nie przejmie prowadzenia posiadłości. Nawet ci chłopi, którzy stracili wszystkie swoje zwierzęta, musieli przyznać, że z pomocą Birgit i Stena przetrwali zimę. Nikt nie cierpiał nędzy ani głodu. Niedługo dostaną młode do hodowli, jak powiedziała pani Birgit. Wielu z nich mruczało pod nosem, że dwór wcale nie musi im pomagać i że powinni być wdzięczni. Sorholm uczyniło więcej, niż się mogli spodziewać. Nikt jednak nie odważył się powiedzieć tego głośno, bo tej jesieni większość wzięła udział w marszu na posiadłość. Teraz wstydzili się tego, ale nie chcieli przyznać, że dali się podburzyć. Nagle Knut zwolnił tempo i poczekał, by Hannah go dogoniła. Las przerzedził się i teraz kłusowali obok siebie przez szeroką łąkę. Stąd nie było już daleko do domu zarządcy. - Objedziemy naokoło, od tyłu - powiedział Knut. - Tam jest lepsza droga. Hannah pokiwała głową. - A właściwie dlaczego on dostał dzisiaj wolne? - spytała jeszcze. Nie było rzeczą zwyczajną, by pracownicy dostawali wolne w środku tygodnia. - Dach mu podobno przecieka i chciał go załatać, zanim nadejdzie odwilż. - Knut sam dał mu ten wolny dzień. - Więc powinien teraz pracować w najlepsze? - Hannah nasłuchiwała, czy nie słychać uderzeń młotka, ale poza odległym szczekaniem panowała cisza. Jechała powoli za bratem. Zwolnili, bo nie wypadało w pełnym galopie wpaść do czyjegoś obejścia. Niedługo potem ujrzeli nieduży dom o bielonych wapnem ścianach, należący do Jespera Larsena. Mieszkał tu z żoną i nastoletnim synem, jak pamiętała Hannah. Troje starszych dzieci już się wyprowadziło i mieszkali gdzieś dalej. Hannah wierzyła, że Birgit dobrze mu płaci, skoro był zaufaną osobą. Zarówno jego dom, jak i gospodarstwo wyróżniało się spośród sąsiednich zagród. Niewielu zwykłych gospodarzy mogło pozwolić sobie na odnowienie ścian domu i błyszczące okucia na drzwiach. Ogrodzenie na tyłach gospodarstwa było otwarte, więc wjechali spokojnie i mijali kolejne zabudowania. Do głównego budynku przylegał drugi, mniejszy, także murowany. Po przeciwnej stronie podwórza stał budynek pełniący rolę stajni i szopy na narzędzia. Nikt nie pracował na żadnym dachu, nigdzie nie widzieli drabin ani rozrzuconych narzędzi. - Czy coś się stało w Lundeby? - Nagle ze stajni wyszedł Jesper. Nie przywitał się. Wyglądał na zaniepokojonego. - Dzień dobry - pozdrowił go Knut, nieznacznie uchylając kapelusza. - Nie, nie, wszystko w porządku. Mieliśmy tylko ochotę na przejażdżkę. - Zauważył, że zarządca ma na sobie odświętne, a nie robocze ubranie. - Skoro byliśmy w okolicy, pomyślałem, że przypomnę ci o zamkach i okuciach. Przecież miałeś wymienić zamki w Lundeby. - Tak, nie zapomniałem o tym. - Jesper podszedł bliżej i uśmiechnął się. Był teraz swobodny i uprzejmy, tak jak zwykle. Lekkim ukłonem pozdrowił Hannah. - Mogę zacząć już jutro, choć nadal brakuje mi kilku elementów. Chciałem je mieć, nim zacznę robotę. - Spojrzał pytająco na rodzeństwo, które nadal siedziało w siodłach. - Tak, przyznaję, że ślusarzowi zabrało to dużo czasu. - To zacznij jutro, jak wrócisz. - Knut pokiwał głową, zadowolony. Z ust dobywały mu się obłoczki pary. Nadal było mrozno. Gdy mężczyzni rozmawiali, Hannah zauważyła lekkie poruszenie za firankami w domu. Pewnie żona Jespera śledzi, co się dzieje, pomyślała. Drzwi do bocznego budynku były lekko uchylone i dostrzegała tylko koła zaprzęgu stojącego w środku. Poza tym wszędzie panował porządek. - A swoją drogą, jak idzie z dachem? - Knut zerknął w górę. - Czy już skończyłeś łatanie? - Znalazłem już dziury i po południu oczekuję mojego szwagra do pomocy. Pójdzie nam łatwiej we dwóch. - Jesper stał w samej koszuli, nie okazując, że marznie. - To dobrze. Deszcz nie służy drewnu. - Knut zebrał wodze i spojrzał na siostrę. - Jedziemy dalej? - Przepraszam, lecz te firanki... - Hannah nagle zeskoczyła z konia, nie reagując na pytanie Knuta. - Czy to twoja żona tak ładnie tka? - Zanim ktokolwiek się zorientował, Hannah stanęła pod oknem, w którym niedawno poruszyły się firanki. - Naprawdę, są zupełnie takie same, jakie mamy w Rudningen. Czy to len? - Hannah odwróciła się ku Jesperowi, oczekując odpowiedzi. - Nie znam się na kobiecych robótkach - rzucił zarządca. - O ile pamiętam, to spadek po babce mojej żony. W domu pojawiło się wiele nowych rzeczy po jej śmierci. - Tak, tak już jest. Starsi ludzie oszczędzają i gromadzą rzeczy dla swych potomków. Naprawdę ładne - powiedziała, wracając do konia. W głębi serca [ Pobierz całość w formacie PDF ] |