[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- No i dobrze - orzekł jeden z grajków, uderzając pięścią w stół. - Wielu z nas miało już
serdecznie dość wysłuchiwania tych ciągłych przechwałek. Myślę, że na jakiś czas będziemy mieć
z tym spokój.
Mężczyzni przyznali mu rację, bo rzeczywiście wszystkim we wsi myśliwi zalezli za skórę
swymi przechwałkami.
- Nie zostałbyś tu z nami na zimę? - zapytał Knuta gospodarz. - Przydałby nam się ktoś taki,
u kogo można by zasięgnąć rady.
- Dziękuję, ale już dość korzystałem z waszej gościnności - odparł Knut. - Jutro wracam do
domu! Muszę zdążyć przeprawić się przez góry, nim spadnie śnieg.
- W takim razie pozostał nam ostatni wieczór, by wspólnie pograć. Chodzcie, chłopy! -
zawołał najstarszy z grajków i zerwawszy się na równe nogi, chwycił skrzypce. - Nie wiadomo,
kiedy znów nam się trafi taki zdolny skrzypek.
Przez resztÄ™ wieczoru w Støyten rozbrzmiewaÅ‚a wesoÅ‚a muzyka. Z okien popÅ‚ynęły ku
dolinie dzwięczne i rytmiczne tony. A kiedy jesienny mrok otulił zagrodę, cała wieś już wiedziała o
tym, jak Knut zdemaskował myśliwego. Chłopak naprawdę ma nadzwyczajne zdolności -
powiadali. Ale może gdyby tamten się tak nie przechwalał, Knut z Hemsedal nie zdradziłby się sło-
wem, że zna prawdę.
Jeszcze długo wspominano tamten wieczór. Polubili tego chłopaka zza gór, który potrafił
przejrzeć człowieka na wylot. Trzeba mu też było oddać, że wspaniale grał na skrzypcach.
Zadziwiające, jak umiał wczuć się w muzykę. Każdy ojciec byłby dumny z takiego syna, powiadali,
ten Ole to szczęściarz.
Knut tymczasem ruszył w drogę powrotną. Siedział skulony na koniu, który mimo
lodowatego wiatru parł do przodu. W powietrzu wirowały płatki śniegu. Pogoda pogorszyła się, gdy
tylko przejechał przez brzezinę i minął Leveld. Nie zamierzał jednak zawracać. Jeśli nie przeprawi
się teraz przez góry, będzie musiał potem jechać długą okrężną drogą przez Gol, a tego wolał
uniknąć.
Czas spÄ™dzony w Ål przyniósÅ‚ mu wiele radoÅ›ci i zadowolenia. PrzyjÄ™to go po królewsku.
Zapewniono wikt i dach nad głową, a co najważniejsze, miał możliwość grania razem z najlepszymi
skrzypkami. Nie było żadnych awantur ani hulanek. Ta niewielka grupa ludzi zebrała się po to, by
czerpać radość ze wspólnego muzykowania i by się od siebie nawzajem uczyć. Po prostu. Tylko
dwa razy przygrywali do tańca, ale choć goście raczyli się obficie trunkami, muzycy zachowywali
wstrzemięzliwość. %7łe też ojciec nie był w stanie zrozumieć, że to jest możliwe.
MinÄ…wszy jeziorko Klynestjørn, Knut wyjÄ…Å‚ weÅ‚niany szal i owinÄ…Å‚ porzÄ…dnie szyjÄ™, a
czapkę zawiązał pod brodą. Deszcz ze śniegiem padał mu teraz prosto w twarz, więc co chwila
odwracał głowę, by złapać oddech. Zima nadciąga wielkimi krokami, pomyślał, i skulił się w
siodle. Widoczność była słaba, bo nad Vermenuten i szczytami zalegała mgła, koń jednak trzymał
się wydeptanej ścieżki. Latem przemierzyło ten szlak wielu ludzi, tędy też przepędzano bydło.
Trudniej się będzie przedostać przez torfowiska i potem na wschód, ale jeśli już tam dotrze,
spróbuje znalezć jakieś schronienie. W tamtych okolicach stoją szałasy dla rybaków i myśliwych,
więc będzie mógł odpocząć pod dachem.
Knut sprawdził, czy ma przy pasku nóż, i niczym zjawa przedzierał się przez szarą mgłę i
deszcz. Uderzyła go niezwykła cisza panująca tego dnia w górach. Słyszał jedynie wiatr wyjący
wokół skalistych zboczy i własne bicie serca.
Ciekawe, jak powita mnie ojciec, gdy wrócę do zagrody, zastanawiał się. No cóż, w
najgorszym razie każe mi wracać, skąd przyjechałem.
Knut zmrużył oczy i wyobraził sobie Olego, jak stoi na szeroko rozstawionych nogach i
patrzy surowo. Ale jeśli tak się zdarzy, muszę przynajmniej porozmawiać z mamą. A potem pojadę
do Sørholm, bo ciocia z pewnoÅ›ciÄ… mnie nie przepÄ™dzi. PożyczÄ™ od mamy pieniÄ…dze na podróż!
Knut obrócił się lekko i sprawdził, czy skrzypce są dobrze umocowane. Instrumentu nie
porzuci, tego jednego jest pewien. Niech sobie ojciec myśli, co chce. Gwałtowne uderzenie wiatru
zatrzymało na chwilę konia. Knut uchwycił się mocniej siodła, by go nie zwiało z końskiego
grzbietu. Na rozległym pustkowiu szalała ulewa, zacinało gradem, a widoczność była bardzo
ograniczona. Pożółkłe kępki trawy i pagórki porosłe mącznicą alpejską wystawały przekornie spod
białej warstwy, gdy końskie kopyta pozostawiały ślady w mokrym śniegu. Na splątanej grzywie
osiadały śnieżne płatki, które zamieniały się w strużki spływające po końskim grzbiecie. Już gorzej
być nie może, pomyślał Knut. Pogonił nieco konia, bo nie miał ochoty spędzić nocy pod gołym
niebem.
Czas płynął, a Knutowi zdawało się, że w ogóle nie ubywa mu drogi. Dopiero gdy dojechał
do ścieżki skręcającej przy jeziorze Gyrinosvannet, w jego duszy zaświtała nadzieja, że zdoła
dotrzeć do Flavatn. Ciążyły mu namokłe od deszczu ubrania, chłód przenikał powoli całe ciało.
Knut szczękał zębami i powtarzał w myślach: jeśli tylko koń zdoła stawić opór wichurze, to i ja
dam radę. Oby tylko dotrzeć do jakiegoś szałasu.
Koń posuwał się powoli na północ, stąpając po zmrożonej trawie na torfowisku. Hulał wiatr,
gwizdał i pojękiwał, ilekroć natrafił na jakieś głazy. Wsłuchany w tę żałosną pieśń, Knut marzył [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dudi.htw.pl
  • Linki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co siÄ™ robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeÅ›li przyczynia siÄ™ do utrwalenia miÅ‚oÅ›ci.