[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Przepraszam... ale nie rozumiem.
 Chodzi o to, że... proszę, niech się pan zgodzi... zrobię panu laskę... w sklepie... proszę,
niech mnie pan tu tak nie zostawia, nie mam wyboru, muszę to zrobić, proszę, niech pan się
zgodzi...
Mężczyzna się uśmiecha.
 Skarbie, zaziębi się pani. Niech pani wraca do domu.
Widzi, że płaczę.
Przez dłuższy czas w milczeniu mi się przygląda. Nie zwracam uwagi na przechodniów,
którzy odwracają się w moją stronę i zakłopotani mierzą mnie wzrokiem. Azy płyną mi po
policzkach i ledwie trzymam się na nogach.
Po chwili wahania, które wydaje się nie mieć końca, mężczyzna bardzo delikatnie mnie
obejmuje.
 Proszę stąd odejść. Jest pani za ładna, żeby tu stać. Może się pani przydarzyć coś złego.
Pociąga mnie za sobą i wchodzimy do sklepu.
 Ile się należy?
Sprzedawczyni potrzebuje kilku sekund, żeby odzyskać równowagę.
 Ze stringami i pończochami... dwieście osiemdziesiąt dwa euro.
Ten, dla którego to robię, stoi z tyłu i bez słowa obserwuje całą scenę. Nie ośmielam się
nawet na Niego spojrzeć.
Mężczyzna rzuca plik banknotów na ladę i delikatnie dotyka moich włosów.
 Jest pani wolna...
 Ale... Ja...
 Ależ proszę. Jest pani wspaniała.
W tym momencie odwraca się i dostrzega mojego towarzysza, który obserwuje nas w
milczeniu. Nikły uśmiech ożywia Jego twarz.
Mój wybawiciel bierze mnie za rękę.
 Jeśli to on jest pani opiekunem, powinna pani wiedzieć, że na nią nie zasługuje. Proszę to
sobie przemyśleć. Niech pani zrobi to dla mnie.
I natychmiast wychodzi. Nie zdążyłam mu nawet podziękować.
Jak automat wracam do przymierzalni, żeby się ubrać.
Jestem wykończona i cała się trzęsę.
50
Tym razem Mężczyzna nie wchodzi do kabiny.
Rzucam na ziemię gorset, pończochy, stringi... ubieram się, próbując o niczym nie myśleć;
jest mi tak smutno, że mam ochotę płakać. Wychodzę z przymierzalni i spuściwszy wzrok,
kieruję się w stronę drzwi.
 Pani rzeczy.
Sprzedawczyni błyskawicznie zebrała wszystko z ziemi i włożyła do niewielkiej białej torby.
Biorę torbę, dziękuję sprzedawczyni i uciekam na ulicę.
Mężczyzna dogania mnie i obejmuje w talii.
 Jesteś bardzo piękna. Masz szczęście, świetnie sobie poradziłaś.
Zmiejąc się, całuje mnie w policzek.
 Do zobaczenia wieczorem; przyjadę po ciebie o dziewiątej. Włóż czarną sukienkę, a pod
spód ten komplet.
I odchodzi.
Po raz pierwszy zadał sobie trud, żeby wziąć auto z parkingu i po mnie przyjechać.
Wsiadam do Jego mercedesa z odkrytym dachem i z rozbawieniem obserwuję
przedstawienie, jakie daje w swoim samochodzie. Ostatecznie, może tak zle mnie nie
ocenia...
Zgodnie z Jego wskazówkami, włożyłam komplet Eresa i czarną suknię  niezbyt strojną,
raczej klasyczną, chociaż od pasa w dół uszytą z przezroczystych, nakładających się na siebie
warstw tiulu. Upięłam włosy w kok, przebijając go cienką czarną pałeczką, i przyciemniłam
usta.
Gdy tylko wyjechaliśmy z Siódmej Dzielnicy, Mężczyzna natychmiast wyjmuje z kieszeni
stożkowaty przedmiot, którego przeznaczenie jest mi już doskonale znane.
 Włóż to sobie. Wiesz gdzie.
Biorę do ręki sztywnego penisa z lateksu.
 Sama?
Rzuca mi gniewne spojrzenie. Próbuję więc być posłuszna, choć nie jest mi zbyt wygodnie
jedną ręką odchylać majtki, a drugą wciskać do wąskiego odbytu ów przedmiot 
nienawilżony i tak pokaznych rozmiarów. Wiję się na ciemnoczerwonym skórzanym sie-
dzeniu i podpierając się nogami, usiłuję zachować równowagę. Wiem, że moja wysunięta do
przodu miednica zaskakuje wielu kierowców, którzy z góry mają doskonały widok.
Sztuczny penis nie chce wejść.
 Naprawdę bardzo mi przykro, ale nie udaje mi się go włożyć.
Mężczyzna nie patrzy na mnie i zaciska wargi. Gdy tylko zatrzymujemy się na światłach,
każe mi wypiąć tyłek.
Na oczach uszczęśliwionego kierowcy range-rovera, który stanął tuż obok, wsuwa mi rękę
pod pośladki i na siłę wciska przedmiot w mój nieprzygotowany i oporny zwieracz.
Wstrzymałam oddech, żeby nie krzyczeć.
 Ale... chcesz, żebym w tym stanie jadła kolację?
Jeszcze jedno pytanie, którego nie powinnam zadawać, i na które Mężczyzna nie raczy mi
odpowiedzieć.
Kiedy wchodzimy do la Maison Blanche, za wszelką cenę próbuję udawać osobę
rozluznioną.
51
Lea i Aurelien już na nas czekają. Zarezerwowali stolik na parterze, w małej niszy.
Przechodząc przez salę, wstrzymuję oddech i staram się nie patrzeć na gości, którzy wydają
się zakłopotani moim zachowaniem urągającym wszelkim zasadom dobrego wychowania.
Ledwie usiadłam, proszę Go, żeby zechciał zamówić dla mnie szampana, a potem jedynie
gaspacho  czy mogłabym w podobnej sytuacji zjeść choćby niewielki  normalny" posiłek?
Aurelien i Mężczyzna nie znają się, ale bardzo szybko nawiązują rozmowę. Nie myliłam się;
łączy ich idealna wizja raju  krainy wolności i dominacji.
Przyglądają się otaczającym nas kobietom i w trakcie rozmowy robią aluzje, których wciąż
jeszcze nie rozumiem.
Jeśli o mnie chodzi, to świetnie się czuję w roli osoby posłusznej i skłonnej do wyrzeczeń.
Lea, której niczym niezmącona uroda dwudziestodwulatki podbiła już salę  o czym
świadczą natarczywe spojrzenia kilku siedzących w pobliżu samców  wygląda tego
wieczoru zjawiskowo: ma włosy obcięte na chłopczycę, jej wielkie zielone oczy obwiedzione
są popielato-brązowym cieniem, a spod mikrosukienki z czarnej skóry wyłaniają się długie
nogi gazeli. Moja przyjaciółka z ożywieniem prowadzi rozmowę i bardzo szybko dotyka
sedna sprawy, wyjaśniając, że nie znosiła le Barbar, ponieważ widok mężczyzn czy kobiet
prezentujących się publicznie w ciasnych klatkach i wyginających swoje banalne ciała z
cellulitis w nadziei podbicia ceny przetargowej jest nader żałosny. Leę rozczarowało
zwłaszcza ponure usposobienie tych, na pozór przywykłych do wszelkich trudów, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dudi.htw.pl
  • Linki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co się robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeśli przyczynia się do utrwalenia miłości.
    include("s/6.php") ?>