[ Pobierz całość w formacie PDF ]
To samo, ignorancję w sprawach ogółu i zbytnią pewność siebie, wykazywał poetom i pisa- rzom. Nie pomijał też, gdy zdarzyła się okazja, wykpiwania rzemieślników; bo każdy z nich, znając się doskonale na swojej robocie, ale tylko na niej, był zarazem najgłębiej przekonany, że powinien i potrafi zabierać głos w każdej sprawie, zwłaszcza politycznej. A wszystko to Sokrates czynił rzekomo dlatego, by wykazać bogu Apollonowi, że mimo swej boskości jest omylny. Chodziło o sprawę, którą jeśli wierzyć Platonowi Sokrates tak przedstawił w swej mowie obrończej: SOKRATES I POLITYCY Chyba jeszcze pamiętacie Chajrefonta. Już jako młody człowiek był on moim przyjacie- lem, a także dobrym towarzyszem wielu z was. Toteż razem z wami poszedł na wygnanie za tyranii Trzydziestu i z wami powrócił. Pamiętacie chyba, jaki to był Chajrefont: jak dzielnie brał się do wszystkiego, co tylko sobie zamierzył. Otóż pewnego razu wybrał się do Delf i tam śmiało zapytał wyroczni a nie zacznijcie hałasować w związku z tym, co powiem teraz! otóż zapytał, czy jest ktoś mądrzejszy od Sokratesa. Na to pytanie Pytia odpowiedziała: Nie ma nikogo! A że wszystko to rzeczywiście tak było, poświadczy nam ten oto brat Chajrefon- ta, bo on sam już zmarł. Kiedy mi doniesiono o słowach wyroczni, tak sobie pomyślałem: Co też właściwie bóg przez to mówi? Ja sam wiem dobrze, że nie jestem mądry, ani bar- dzo, ani nawet trochę. Co więc chce powiedzieć twierdząc, że właśnie ja jestem najmądrzej- szy? Bo przecież nie kłamie, to oczywiste, jemu nie wolno! Przez długi czas nie mogłem zrozumieć, o co bogu chodziło. Wreszcie, choć z wielkimi oporami, zabrałem się do poszukiwania sensu tej wypowiedzi. Zastosowałem taką oto meto- dę: 57 Poszedłem do kogoś, kto cieszył się opinią niezwykle mądrego. Chciałem tym prostym sposobem zbić twierdzenie wyroczni i wykazać bogu: oto jest człowiek mądrzejszy ode mnie, a więc ty się pomyliłeś! Zacząłem dobrze się przypatrywać temu mężowi i często z nim roz- mawiałem; wolę nie wymieniać nazwiska, ale to był pewien polityk. I cóż się okazało? Bar- dzo szybko doszedłem do wniosku, że człowiek ten wydaje się mądry wielu innym, a szcze- gólnie sobie samemu, ale w rzeczywistości całkiem tak nie jest. Próbowałem więc wykazać mu, że ma błędne mniemanie o sobie. Niestety, skutek tych moich usiłowań był taki, że ścią- gnąłem na siebie nienawiść i jego, i wielu osób postronnych. Toteż kiedy powróciłem do do- mu, pomyślałem: Od tamtego polityka chyba ja jestem mądrzejszy. Bo wprawdzie obaj nie wiemy, co to piękno i dobro, ale tamtemu wydaje się, że wie, choć nie wie, ja zaś też nie wiem, lecz nawet nie uważam, że wiem. Wypada więc tak, że od tamtego jestem mądrzejszy o ten drobiazg: nie wydaje mi się, bym wiedział to, czego nie wiem. SOKRATES I MAODZIE%7ł Tak rozpoczęła się wielka wędrówka starca wśród mieszkańców miasta. Te poszukiwania zjednały mu, co sam szczerze przyznaje, serdeczną nienawiść mnóstwa Ateńczyków, ludzi różnych stanów i zawodów. Wśród wrogów Sokratesa znalazły się nawet osoby należące do ówczesnej elity intelektualnej; nieprzypadkowo bowiem oskarżenie wnieśli Meletos i Likon, poeta i retor; przyłączył się do nich polityk Anytos. Ale były też inne przyczyny niechęci i podejrzliwości w stosunku do Sokratesa. On sam tak o tym mówił: Młodzi ludzie towarzyszą mi wszędzie z własnej woli. Oczywiście są to ci, którzy mają najwięcej wolnego czasu, a więc pochodzący z domów najbogatszych. Bardzo ich bawi ob- serwowanie, jak to badam ludzi, czy są naprawdę mądrzy. Toteż często mnie naśladują i sami próbują badać tego lub owego. Znajduję, jak przypuszczam, całe zastępy takich, którym wy- daje się, że coś wiedzą, choć wiedzą mało lub nic. Owi zaś poddawani próbie gniewają się nie na siebie samych, lecz na mnie. I powiadają, gdzie tylko mogą, że jest tu jakiś arcygłupiec Sokrates, deprawator młodzieży. Ale kiedy ktoś ich zapyta, co też czyni lub mówi ów Sokra- tes, nie potrafią rzec nic sensownego. %7łeby się jednak nie wydało, że brak im konkretnych danych, wywlekają to, co zwykle zarzuca się wszystkim filozofom: że rozprawiam o tym, co na niebie i co pod ziemią; że nie uznaję bogów; że uczę, w jaki sposób czarne przedstawiać za białe, a białe za czarne. To były słowa Sokratesa. Ja zaś myślę, że sprawa nie sprowadzała się wyłącznie do tego. ,,Badania poważnych ludzi przez pewnych siebie młodzików musiały wywoływać wiele scysji, nieporozumień, obraz i gniewów. Przecież łatwo sobie przedstawić, że większość wy- pytywanych widziała w swych rozmówcach tylko aroganckich wyrostków, którym stary dzi- wak poprzewracał w głowach. Co więcej, bardzo wiele obrażonych miało rację! Iluż bowiem z tych, co naśladowali Sokratesa, potrafiło to czynić z jego taktem i dowcipem? Nie wszyscy zdolni są pojąć, na czym polega różnica pomiędzy prostotą a prostactwem i gdzie przebiega granica między bezpośredniością a bezczelnością. Chodziło jeszcze i o to, kim byli owi młodzi ludzie. Sam Sokrates musiał przyznać, że gromadzili się wokół niego przede wszystkim synowie bogaczy, ówczesna złota młodzież ateńska. Już to samo nie mogło się podobać ludziom z warstw niższych. Co gorsze, wielu z owych młodzików, którzy w różnych okresach przestawali z Sokratesem, zle się zapisało w pamięci społeczeństwa; byli bowiem cyniczni, zdolni do wszelkich zbrodni, bezwzględni za- równo w polityce, jak i w życiu prywatnym. Wystarczy wymienić Alkibiadesa i Kritiasa. Nie 58 wszyscy wiedzieli, że między przywódcą Trzydziestu Tyranów a Sokratesem doszło do gwałtownej kłótni; niewielu też było świadków owej pięknej sceny, kiedy to starzec odmówił wykonania rozkazu i zamiast na Salaminę poszedł sobie do domu. Natomiast ludzie starsi dobrze pamiętali, że Sokrates często rozmawiał z Kritiasem i zachwycał się urodą jego bra- tanka, młodziutkiego Charmidesa. A kiedy Kritias i Charmides zginęli, do otoczenia Sokrate- sa należeli najbliżsi ich krewni: Platon i jego bracia. DUCH OPIEKUCCZY I POLITYKA Tak więc Sokrates dyskutował z wielu ludzmi, starszymi i młodszymi. Omawiał pytania zasadnicze, dotyczące całej społeczności. Jednakże powiada sam Sokrates w swej mowie obrończej można by uznać za rzecz dziwną, że ja tylko prywatnie udzielam takich rad i o takie rzeczy się troszczę, nie mam zaś odwagi publicznie wystąpić przed wami, zgromadzonymi razem, by otwarcie zabrać głos w sprawach państwa. Jaka tego przyczyna, często słyszeliście ode mnie przy różnych okazjach. Oto czasem spotyka mnie coś z woli bóstwa lub ducha opiekuńczego; zaczęło się to dziać, gdym był jeszcze chłopcem; chodzi o pewien głos; odzywa się on zawsze tylko po to, by mnie powstrzymać od jakiegoś czynu, nigdy wszakże nie wskazuje, co powinienem czynić. Ten właśnie głos zabrania mi zajmować się polityką. I sądzę, że jak najsłuszniej zabrania. Dobrze bowiem wiecie, że gdybym wcześniej zwrócił się ku polityce, już dawno bym zginął; i nie pomógłbym w niczym ani wam, ani też sobie samemu. Nie miejcie mi za złe, że mówię prawdę. Każdy bowiem człowiek, który uczciwie sprzeciwia się czy to wam, czy też innej społeczności i nie pozwala, by działy się w państwie rzeczy tak złe i bezprawne, musi zginąć. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |