[ Pobierz całość w formacie PDF ]
serce. Stworzono koleje żelazne. Pierwsze szybko zrobione fortuny spekulantów rzuciły ich w wir uciech, w których kupna miłość stanowi pierwszą potrzebę. To, co u ubogich óiewcząt było jedynie ostatecznością, stało się zasadą. Ułatwienia lokomocji ściągnęły do Paryża mnóstwo bogatej młoóieży z prowincji i zagranicy. Nowobogaccy, których większość wyszła z najniższych klas, nie lękali się kompromitować z taką lub inną óiew- czyną, której przydomek zdobył na balu a ille i a ea e le szeroką sławę. Trzeba było dostarczyć strawy zapotrzebowaniom miłosnym wzrastającej ludności, tak samo jak potrzebom żołądka: wyrąb świeżego mięsa. Kobieta stała się zbytkiem publicznym, jak psiarnia, konie i powozy. Czyniono sobie zabawę, aby oóiewać aksamitem i tryndać w powozie óiewczynę, która tyóień wprzódy sprzedawała ryby w halach lub nalewała wódkę murarzom. Nie dbano już o dowcip, ani o wesołość, ani o ortografię: óisiejszy bogacz mógł być bankrutem jutro; trzeba było, nim to nastąpi, zabawić się z modną óiewczyną. Na tej giełóie świeżych przedsiębiorstw i zysków wątpliwej czystości, piękność stała się kapitałem, óiewictwo walorem, bezwstyd lokatą. Magazyny opróżniły się; gryzetki znikły, pośredniczki puściły się w ruch. Nawią- zała się korespondencja mięóy prowincją a zagranicą, a Paryżem. Czyniono zamówienia na miarę, ekspediowano ten żywy towar. Trzeba było nakarmić ryczącego minotaura i za- spokoić wilczy głód miłości. Zaczęto odkrywać piękności óiwaczne, osobliwe. Juóono je przeciw sobie jak koguty angielskie; pokazywano ich nogi w umyślnie pisanych sztu- kach: o ile były zbyt głupie, aby powieóieć parę słów na scenie, saóano je wpół nagie, umocowane prętem żelaznym, na wozach cyrkowych, i pokazywano je wam od dołu do góry. Wyczerpani, znuóeni, przeżyci światowcy, aby się rozerwać na chwilę, podjęli funkcje kontrolerów tego nieczystego metalu. Zepsucie miało swoje jury. Te nieszczęśli- we zabiegały o zaszczyt ich chłodnego łoża, aby móc powieóieć nazajutrz: %7łyłam z tym a tym , co podnosiło jej cenę w oczach dorobkiewiczów wielce dumnych z posiadania istoty, wychoóącej nie z ramion, ale z rąk hrabiego X. lub margrabiego Z. Tresowano je, kształcono, uczono je wysokiej sztuki rujnowania głupców i puszczano je na arenę. ai o , o e a , o li o e, płonęły od rana do wieczora i od wieczora do rana. Lancknecht i bakarat zaczęły się srożyć, rujnowano się, pojedynkowano, szachro- wano, hańbiono się, okradano te óiewczyny, żeniono się z nimi. Słowem, stały się klasą, stały się potęgą. To co powinny chować jak wrzód, zatknęły niby pióropusz. Wzięły krok przed kobietami uczciwymi, dorzynały kobiety występne, których kochankowie byli dość nikczemni, aby opowiadać ich historie; uczyniły pustkę w salonach i sypialniach najlep- szych roóin. Kobiety z towarzystwa, oszołomione, osłupiałe, przestraszone, upokorzone dezercją mężczyzn, przyjęły walkę z tymi paniami na ich terenie. Zaczęły rywalizować w zbytku, wydatkach, ekscentrycznościach, z istotami, których nigdy nie powinny były znać imienia. Nastała dobrowolna łączność mięóy córkami odzwiernych a wnuczkami krzyżowców pod godłem krynoliny, szminki i mieói weneckiej na włosy. Kurtyzany i damy z towarzystwa pożyczały sobie wzajem patronów na suknie, za pośrednictwem brata, przyjaciela, kochanka, czasem męża. Nie tylko miały te same tualety, ale ten sam język, te same tańce, te same przygody, te same miłostki powieómy wręcz, te same specjalności. Oto, na co pozwoliły matki i żony. Oto dokąd spadliśmy. Powiem wam teraz, dokąd ióiemy. aleksa der dumas (sy ) Dama Kameliowa 13 Ióiemy do powszechnej prostytucji. Nie krzyczcie! Wiem, co mówię. Serce znikło zupełnie z owego tajnego handlu przedajną miłością. Dam Kameliowe , napisanej przed piętnastu laty, nie można by napisać óiś. Nie tylko nie byłaby już praw- óiwa, ale nie byłaby nawet możliwa. Daremnie szukano by dokoła siebie óiewczyny usprawiedliwiającej ten splot miłości, skruchy i ofiary. Byłby to paradoks. Ta sztuka żyje swą przeszłą reputacją, ale już wkracza w archeologię. Dwuóiestoletni panicze, którzy ją przypadkiem czytają lub wióą na scenie, muszą sobie powiadać: Czy istniały takie óiewczyny? . A damulki muszą wykrzykiwać: Ta dopiero była głupia! . To już nie jest sztuka, to legenda; niektórzy mówią: lamentacja. Wolę legendę. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |