[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powrotną drogę do Oparu. Tarzan pędził zwykłym szlakiem wśród drzew, dopóki noc nie pokryła ciemnością dżungli. Wówczas zasnął twardo, nie myśląc już o przeżytych wydarzeniach. A tymczasem niedaleko od niego Lady Greystoke tęskniła do dnia, w którym jej pan i władca - odkrywszy zbrodnię Achmeda Zeka - przybędzie jej na ratunek. Gdy tak snuła marzenia o powrocie Johna Claytona nie przypuszczała nawet, że bohater jej myśli jest niedaleko od niej; na wpół nagi i głodny grzebał chciwymi palcami w ziemi, aby znalezć glistę lub jajko szarańczy. Upłynęły dwa dni od czasu kradzieży klejnotów. Tarzan teraz dopiero zaczął ponownie o nich myśleć. Skoro stanęły mu w pamięci, zapragnął posiąść je znowu. Wstał więc i ruszył przez równinę zostawiając za sobą las, w którym spędził cały poprzedni dzień. Chociaż w miejscu, w którym zakopał swoje skarby nie było żadnego znaku, dążył ciągle w jednym kierunku nie wątpiąc, że je odnajdzie. Dotarłszy na miejsce rozkopał nożem dołek. Z wielkim żalem stwierdził w kryjówce brak klejnotów. Bez chwili wahania postanowił ścigać sprawcę kradzieży. Domyślił się bowiem natychmiast, że był nim jego towarzysz podróży. Chociaż ślady Werpera zatarły się prawie całkowicie, Tarzan obdarzony niesamowitą wrażliwością wzroku, słuchu i węchu, odszukał trop. Podążył szybko w tym kierunku, pragnąc dopiąć celu. Zatrzymywał się tylko, aby spożyć upolowaną przez siebie zwierzynę. W nocy spał na gałęziach, unikając spotkania z krajowcami, których bandy włóczyły się po dżungli. Byli to sprzymierzeńcy Basulego dążący na odsiecz wojownikom Tarzana i Lady Greystoke - dla Tarzana jednak wszyscy wydawali się teraz wrogami. Nie pamiętał teraz o swym obcowaniu tak z białymi, jak i czarnymi tubylcami. Zapadła już noc, kiedy Tarzan stanął w pobliżu ostrokołu ogradzającego obóz Achmeda Zeka. Z gałęzi rozłożystego drzewa, na którym się wygodnie usadowił, przypatrywał się gorączkowemu ożywieniu, panującemu w obrębie obozu. Zdawał sobie sprawę z własnej siły. Wiedział jednak, że nieostrożnością byłoby narażać się na nierówną walkę. Postanowił użyć podstępu, aby osiągnąć zamierzony cel. Obgryzając leniwie udo jelenia człowiek-małpa wyczekiwał w swej kryjówce chwili stosownej dla rozpoczęcia poszukiwań. Czekał cierpliwie, dopóki cała osada nie pogrążyła się we śnie. Wówczas zeskoczył z drzewa, zakradł się pod ostrokół i koniec sznura, zwieszającego mu się u pasa, zarzucił na jeden z pali. Wciągnął się po nim na ogrodzenie i następnie ostrożnie zsunął na ziemię. Przed nim rozciągał się szereg namiotów i lepianek. Zakradał się do każdego z nich po kolei. Węszył dookoła, nie odnajdując upragnionego śladu. W końcu jednak, w pobliżu jednego z namiotów odczuł silnie rozchodzącą się woń Werpera. Wsunął się do wewnątrz namiotu, rozglądając się w ciemnościach. Nie było tu nikogo. Podszedł do posłania, na którym leżał stos derek i poduszek. Zpiącego jednak nie było. Jedynie poruszona, tylna kotara namiotu wskazała Tarzanowi, że człowiek, którego szukał, tamtędy właśnie musiał się wymknąć... Zaczął śpiesznie podążać tym śladem. Odnajdywał w cieniu chat i namiotów odciski stóp białego człowieka. Najwidoczniej uciekający starał się niespostrzeżenie wymknąć z osady. Doszedłszy do jednej z lepianek człowiek-małpa zauważył, że ślad, za którym podążał, skręcił do wnętrza chaty. Tarzan wsunął się do środka przez wyłom w tylnej ścianie. W lepiance, oprócz różnych innych woni, jego wrażliwe nozdrza rozpoznały delikatny zapach kobiety, który wywołał w jego zaćmionym umyśle dziwny niepokój. Zapach Belga mieszał się z tą wonią; dziwne podniecenie ogarnęło Tarzana. Zaczął gorączkowo szukać swego kołczanu z kamykami. Nie znalazł jednak nic. Stwierdziwszy, że człowiek, którego ścigał, krótko tylko przebywał w chacie i musiał wymknąć się tą samą drogą, wysunął się więc ponownie z lepianki i, natrafiwszy na dalszy ślad Belga, puścił się za nim w pogoń, zagłębiając się w dżunglę..nv Rozdział XV Ucieczka Werpera Kiedy Werper ułożył kukłę na swoim posłaniu i wymknął się przez tylną ścianę namiotu, udał się prosto do lepianki, w której więziona była Jane Clayton. Przed drzwiami leżał czarny strażnik. Werper zbliżył się śmiało do niego; szepnął mu do ucha parę słów, podał paczkę tytoniu i wszedł do lepianki. Czarny uśmiechnął się, mrugnął przyjaznie do Belga, który - jako pomocnik Achmeda Zeka - miał wolny wstęp do wszystkich chat i namiotów w obozie. Wszedłszy do wnętrza Werper zaczął wołać przyciszonym głosem, po francusku: - Lady Greystoke, Lady Greystoke! To ja, Frecoult. Gdzie pani się znajduje? NIe usłyszał jednak żadnej odpowiedzi. Obmacawszy starannie wnętrze lepianki zauważył [ Pobierz całość w formacie PDF ] |