[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- podjął Craddock. - Co się działo, proszę pani? - zwrócił się do panny Blacklock. - Zechce pani opowiedzieć własnymi słowami wszystko, co zachowała pani w pamięci. - Zaczął bić zegar... Ten na półce nad kominkiem - podjęła pani domu po krótkim namyśle. - Powiedziałam wtedy, o ile sobie przypominam, że jeżeli rzeczywiście ma się coś zacząć, winno zdarzyć się rychło. Wtedy właśnie odezwał się zegar. W milczeniu słuchaliśmy wszyscy. Wydzwonił dwa kwadranse i nagle zgasły światła. - Które? - Kinkiety tutaj i w tamtej drugiej, mniejszej części salonu. Lampa stojąca na podłodze i dwie małe lampki do czytania nie były zapalone. - Czy kiedy światła zgasły, zauważyła pani najpierw błysk, czy odgłos? - Nie przypominam sobie. - Ja jestem pewna, że był błysk! - wtrąciła panna Bunner. - Tak! Błysk i taki dziwny trzask. To bardzo niebezpieczne! - Co dalej, proszę pani? - zwrócił się Craddock do właścicielki Little Paddocks. - Co dalej? Drzwi otworzyły się... - Które? W salonie jest ich dwoje. - Te, tutaj, inspektorze. Drugie w mniejszym pokoju są ślepe. A więc drzwi otworzyły się i stanął w nich mężczyzna... Zamaskowany... Z rewolwerem w ręku. Cała historia wyglądała na urojenie senne, lecz oczywiście byłam wówczas przekonana, że to czyjś niemądry dowcip. Mężczyzna powiedział... Zapomniałam, co powiedział... - Ręce do góry, bo strzelam - zasuflerowała Dora Bunner dramatycznym tonem. - Coś w tym rodzaju. - I wszyscy podnieśli ręce? - O tak! Wszyscy! Myśleliśmy, że jest to jeden z punktów zabawy - wykrzyknęła znów Dora Bunner. - Wszyscy podnieśliśmy ręce! - Ja nie - podchwyciła cierpko panna Blacklock. - Pomyślałam, że to idiotyczny pomysł. Byłam zirytowana. - Co dalej? - Oślepiło mnie światło latarki skierowanej prosto w oczy. Pózniej przeraziłam się, gdy pocisk gwizdnął mi koło ucha i uderzył w ścianę tuż nad moją głową. Ktoś krzyknął. Poczułam piekący ból ucha i usłyszałam drugi wystrzał. - Przerażające! - krzyknęła Dora Bunner. - A pózniej? - Trudno mi powiedzieć... Byłam oszołomiona. Czarna postać odwróciła się raptownie i jak gdyby potknęła. Huknął trzeci wystrzał. Latarka zgasła. Wszyscy zaczęli się szamotać, wpadać na siebie, krzyczeć. - A pani gdzie stała? - zapytał inspektor pannę Blacklock. - Stała tam! Przy stoliku! - zawołała panna Bunner. - Trzymała w ręku wazonik z fiołkami. - Tu stałam - podchwyciła panna Blacklock, zbliżywszy się do stolika przy arkadzie łączącej dwie części salonu. - W ręku trzymałam nie wazonik, lecz szkatułkę z papierosami. Inspektor Craddock obejrzał ścianę w tym miejscu. Dwa otwory po pociskach były wyraznie widoczne. Same pociski wydobyto, by je porównać z kulami wystrzelonymi z rewolweru. - O włos uniknęła pani śmierci - zwrócił się półgłosem do pani domu. - On chciał ją zabić! Z premedytacją! Sama widziałam. Najpierw omiótł wszystkich smugą światła, a jak zobaczył Letty, smuga znieruchomiała i padły strzały. On chciał zabić ciebie, Letty! - Kochana Doro! Wbiłaś sobie do głowy to wszystko, bo nieustannie myślisz o tej całej historii. - On chciał cię zabić - powtórzyła z uporem. - Do ciebie mierzył, a jak spudłował, sam się zastrzelił. Tak było. Jestem pewna! - Nigdy nie uwierzę, że się z rozmysłem zastrzelił - powiedziała panna Blacklock - Nie sprawiał wrażenia człowieka takiego pokroju. - Wspomniała pani - zwrócił się do niej inspektor - że do momentu kiedy rozległy się strzały, sądziła pani, że to czyjś niemądry dowcip. - Ma się rozumieć. Cóż innego mogłam sądzić? - A kogo podejrzewała pani o autorstwo? - Z początku myślałaś, że to Patryk - zasuflerowała raz jeszcze Dora Bunner. - Patryk? - zapytał detektyw. - Mój krewny, Patryk Simmons - odpowiedziała pani domu, wyraznie niezadowolona z przyjaciółki. - Kiedy przeczytałam ogłoszenie, przyszło mi na myśl, że mogą to być żarty. Ale Patryk zaprzeczył stanowczo. - No i byłaś zaniepokojona, Letty. Nie przecz! Byłaś zaniepokojona, jakkolwiek udawałaś, że wszystko w porządku. I niepokoiłaś się słusznie! "Morderstwo odbędzie się...", tak było w ogłoszeniu. I rzeczywiście! Miało zdarzyć się morderstwo. Byłoby po tobie, gdyby nie spudłował. A co stałoby się wtedy z nami wszystkimi? Dora Bunner mocno dygotała. Twarz miała wykrzywioną i zdawało się, że lada chwila wybuchnie płaczem. Przyjaciółka pogłaskała ją po ramieniu. - Doro, kochana Doro! Nie denerwuj się, proszę. Już wszystko dobrze. Przeżyłyśmy straszne rzeczy, ale to minęło. Przez wzgląd na mnie - zmieniła ton - musisz wziąć się w garść, Doro. Tylko na ciebie liczę w naszych gospodarskich kłopotach. Czy to nie dziś przyjadą z pralni? - Mój Boże! W samą porę przypomniałaś mi, Letty! Ciekawa rzecz, czy zwrócą brakującą powłoczkę. Muszę wpisać notatkę o tym do książki. Już lecę, moja droga! Trzeba się tym zająć. - I zabierz te fiołki - powiedziała panna Blacklock. - Nie cierpię zwiędłych kwiatów. - Jaka szkoda! Wczoraj zerwałam świeżuteńkie. Takie nietrwałe kwiatki... Mój Boże! Na pewno zapomniałam nalać im wody. Ta moja głowa! Zawsze o wszystkim zapominam. No, lecę już zająć się bielizną. Ci z pralni mogą nadjechać w każdej chwili - zakończyła Dora Bunner i, kontenta już z życia i siebie, szybko opuściła pokój. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |