[ Pobierz całość w formacie PDF ]
To nie był żaden normalny ogień. Piekło pochłonęło dom zbyt szybko i zewsząd. Ktoś? Jakiś Varinski - spowodował wybuch. Jej rodzina będzie żyła i prosperowała. - Mama? - jej dziecko było ciężkie w jej ramionach. Ona i Aleksander umrą. - Wszystko porządku - podeszła do łóżeczka dziecinnego i wzięła jego koc i Berniego, miękką żółtą kaczkę. Otworzyła butelkę wody, zmoczyła koc i przerzuciła go przez głowę Aleksandra. Rozpalona gorąca, czerwona tkanina pod ikonami była cała w ogniu i farba na stole zaszeleściła i syczała. Ogień zjadał brzegi klapy, a zawiasy świeciły na czerwono. Podłoga stała się gorąca pod jej stopami. Deski kopciły się i wypaczyły. Wszystko porządku. Wciąż mogę oddychać. Aleksander wciąż żyje. Mamy jeszcze szansę. Nie mieli szansy. Wiedziała to. Ale otworzyła kolejną butelkę wody i rozlała na podłodze. To zagotowało się i wyparowało. Klapa wpadła do ognia poniżej. Z rykiem, ściana za nią stanęła w płomieniach. Deski podłogowe przechyliły się w kierunku otwartego wyłomu w podłodze. Kąt nachylenia stał się tak duży, że już nie mogła stać i z krzykiem, pośliznęła się prosto do serca piekła. Wylądowała na podłodze w swojej sypialni. Wszędzie, płomienie dewastowały dom, ale jakoś, wylądowała w jedynym miejscy gdzie ogień nie dosięgał. Co za szczęście, pomyślała. Wciąż mogę oddychać. - Mama! - Aleksandr wyzierał spod koca - Chodzmy. - Tak. - nie zamierzała siedzieć tu i czekać aż dom zawali się wokół niej. Nie wiedziała jak. Ale musiała spróbować ucieczki. Musiała spróbować - Wychodzimy stąd. Rozdział 39 Douglas stał zwrócony plecami do swojego brata Adrika i śmiał się głośno. Był poturbowany, posiniaczony, pobity aż do bólu. Zmiał się ponieważ miał rodzinę, brata, który walczył za niego i był wolny od kontroli diabła. I dlatego, że jakoś uczyni Firebird swoją kobietą. To nie będzie łatwe. Wiedział o tym. Wiedział, że mu łatwo nie wybaczy. Może nie zasługiwał by mu wybaczono. Jeśli jednak doszli aż dotąd, przetrwali gwałtowny skok do oceanu, zjednoczyli ikony i rozbili pakt, walczyli przeciwko wrogom nie do pokonania i wygrali - mógł znalezć jakiś sposób by sprawić, że ona go pokocha jeszcze raz. Adrik śmiał się, również. Miał olbrzymiego guza na głowie, krwawił z dziesiątek niewielkich cięć spowodowanych przez rozbitą przednią szybę a mimo to śmiał się. Tu i tam, przez pole bitwy, Doug słyszał inny śmiech. Jego rodzina, jego rodzina śmiała się. Zmiali się z radości, dumy z ulgi. Stali na własnej ziemi w ich własnej dolinie, wśród zniszczenia i śmierci, ale wiedzieli, że wygrali najważniejszą bitwę ze wszystkich. Varinskis nie śmiali się. Stali ogłuszeni, zwolnieni z paktu diabła... ludzcy. Wszyscy ludzcy. Wszyscy byli bez ubrania, bez strzelb, noży i ich pistoletów, które odrzucili podczas zmiany. Teraz każdy Varinski i Wilder na polu bitwy był nagi, ich jedyną bronią były ich pięści i ich umiejętności walki. - To będzie jedna wielka burda - Adrik powiedział. - Masz rację. - Doug wskoczył w środek bitwy, rozbijał czaszki, łamał ramiona, nogi i żebra. Odpowiedział na atak Varinskich. Jeden zajęczał. Jeden płakał. Nigdy nie pomyśleli, że ten moment może nadejść? Nie wyobrazili sobie, że kiedyś będą musieli walczyć uczciwie? Trzydziestu Varinskich - albo było ich czterdziestu - walczyło na polu bitwy przeciwko reprezentacji Wildersów i ich sojuszników. Doug zaatakował, wykonał manewr mylący, uchylił się. Varinscy otoczyli go, ale Adrik, tworząc zespół ze swoimi dwoma braćmi ochraniali dom i rodzinę i zaatakowali z entuzjazmem Varinskich. Doug zadawał ciosy pięścią w jednego z Varinskich, uderzał go w kółko z największą siłą jaką Doug kiedykolwiek miał, a wtedy ten facet zatrzymał się. Właśnie zatrzymał się. I wpatrywał się ponad ramieniem Douga, jego oczy stawały się szersze i szersze. Doug roznosił w puch jego twarz. Wprawił go tym w osłupienie, a mimo to wpatrywał się. Z tyłu Douga, Adrik szarpnął się jakby dostał śmiertelny cios - Ogień - jego głos stał się głośniejszy - Ogień! - Pożar! - Varinski powiedział. Ogień? Doug słyszał skwierczenie suchego drzewa. Dom Wildersów palił się. Przez pole bitwy, Zorana krzyczała - Moje dzieci! Jej dzieci? Kto tam był? Używała swoich noży, torując sobie przejście przez tłum Varinskich, którzy otoczyli Konstantina i Tasya. Doug nie widział już co zrobiła, ale Varinscy leżeli, martwi albo umierający, a ona biegła w kierunku domu. - Mama, nie! - Adrik uderzył w napastników by przechwycić jego matkę - ich matkę - zanim wpadnie w piekło. W momencie nieuwagi Adrika, Varinski chciał zaatakować go od tyłu. Doug wygrzebał nóż z ziemi i rzucił nim prosto między łopatki tego faceta, zatrzymując go tam gdzie stał. Wtedy Doug także pobiegł, strach zwijał się jak żmija w jego żołądku. Adrik złapał w ją ramiona, zanim Zorana sięgnęła do ogrodzenia - Nie możesz tam wchodzić! - wykrzyknął. Walczyła z nim - Firebird! Aleksander! Nie. Doug nie mógł oddychać. Nie, to nie możliwe. Nie mógł nic zobaczyć, przez czerwień która zasłaniała jego widok. Firebird i Aleksander... byli tam? W ogniu? Poczuł kłujący ból w swoim ramieniu, spuścił wzrok i zobaczył, jak nóż wystaje z jego bicepsa. Popatrzył w górę. Jeden Varinski zbierał nóż i rzucił nim. Teraz on i inny Varinski zapłacili za to. Potem, Doug nie wiedział jak to się stało, ale jeden Varinski był na ziemi ze swoim gardłem rozciętym, a drugi umykał w kierunku lasu. Wtedy Doug minął Adrika i Zoranę pędząc w kierunku domu. %7łar był tak wielki, parkan na około podwórza palił się. Przeskoczył go bez przystawania. Powietrze było tak gorące, że nie mógł oddychać. Płomienie lizały go, wysuszały jego skórę. Poczuł, jak jego brwi zniknęły, jego włosy płonęły. Ale nie mógł pozwolić swojej miłości umrzeć tam. Nie mógł pozwolić swojemu synowi umrzeć zanim w ogóle zaczął żyć. Olbrzymi ciężar uderzył go z jednej strony, przewrócił na ziemię i potoczył po niej. Ktoś, jakiś człowiek, krzyczał na niego - Jesteś cały w ogniu. Doug spróbował złapać oddech. Kasłał. Walczył, ale ktoś jeszcze złapał go pod pachami i ciągnął. Ludzie rozmawiali, krzyczeli na niego, podczas gdy on walczył. Nareszcie usłyszał głos Adrika, rozpoznał głos Adrika. - Douglas, słuchaj mnie. Ty nie możesz tam wejść. Słuchaj mnie. Ogień jest zbyt gorący. Dom zaraz się zawali. Douglas, oni już nie żyją. - głos Adrika łamał się - Firebird i Aleksander już nie żyją. Mgliście, Doug słuchał krzyku kobiet. A może nie. Może to był ogień, [ Pobierz całość w formacie PDF ] |