[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wszystko, co gadają, prawda... powiedziała. Z aktorem wyjechała moja zamężna kuzynka Sonia. Nie jest to, oczywiście, dobrze... Człowiek powinien znosić swój los z pokorą, ale nie osądzam jej i nie obwiniam... Okoliczności nieraz bywają silniejsze od człowieka. Zgadzam się, Kiciu, ale jakie to okoliczności mogły wywołać prawdziwą epidemię? Nie ma w tym nic dziwnego... powiedziała Kicia unosząc brwi. U nas inteligentne dziewczyny i kobiety nie mają co z sobą zrobić. Jechać na studia albo iść w nauczycielki, poświęcić się ideałom i jakiemuś celowi, jak to robią mężczyzni, nie każda potrafi. Zostaje więc tylko wyjść za mąż A za kogo tu wychodzić? Wy, chłopcy, kończycie gimnazjum i wyjeżdżacie na uniwersytety, żeby nigdy więcej tu nie wracać, i żenicie się w stolicach, a dziewczyny zostają!.. Za kogo mają wychodzić? No i wychodzą, nie mając tu porządnych, wykształconych ludzi, Bóg wie, za kogo, za różnych maklerów i Greków, którzy potrafią tylko pić i w klubie rozrabiać... I wychodzą dziewczyny za takich, ot tak sobie, bez potrzeby... Co to za życie? Sam pan rozumie, kobieta wykształcona i dobrze wychowana żyje u boku człowieka głupiego, o ciężkim charakterze; spotyka jakiegoś inteligentnego człowieka, oficera, aktora czy lekarza, no i zakochuje się w nim, nie może dalej wytrzymać, więc ucieka od męża. Nie wolno ją za to osądzać! Jeżeli tak to wygląda, Kiciu, to po co za mąż wychodzić? zapytałem. Ma pan rację westchnęła Kicia ale przecież każda dziewczyna uważa, że lepszy byle jaki mąż niż żaden... Tak w ogóle, Nikołaju Anastasjewiczu, niedobrze tutaj się żyje, bardzo niedobrze! I w panieństwie duszno, i w małżeństwie tak samo... Zmieją się z Soni, że uciekła, i w dodatku z aktorem, ale jakby w jej duszę zajrzeli, nie do śmiechu by im było... Za drzwiami znów odezwał się Azorek. Warknął na kogoś ze złością , potem zawył tęsknie i walnął całym ciałem o ścianę baraku... Twarz Ananjewa skrzywiła się ze współczucia; przerwał opowiadanie i wyszedł. Przez parę minut słychać było, jak uspokajał za drzwiami psa: Dobry pies! Biedny pies! Nasz Nikołaj Anastasycz lubi pogadać powiedział von Stenberg uśmiechając się. Dobry z niego człowiek! dodał po chwili milczenia. Wróciwszy do baraku, inżynier dolał wina do naszych szklanek i uśmiechając się i gładząc po piersi, opowiadał dalej: Poniosłem porażkę. Co robić, odłożyłem swe brudne zamiary na bardziej odpowiedni moment, pogodziłem się z porażką i, jak to się mówi, machnąłem na to ręką. Mało tego, pod wpływem głosu Kici, wieczornego powietrza i ciszy sam powoli wpadałem w kontemplacyjny, liryczny nastrój. Pamiętam, siedziałem w fotelu przy otwartym na oścież oknie i patrzyłem na drzewa i ciemniejące niebo. Sylwetki akacji i lip były wciąż takie same jak osiem lat temu; tak samo jak wtedy, w czasach dzieciństwa, ktoś brzdąkał na rozstrojonym fortepianie, tak samo alejkami przechadzali się ludzie, ale nie byli to już ci sami ludzie. To nie ja chodziłem alejkami i nie moi koledzy i obiekty mojej miłości, a jacyś nieznajomi gimnazjaliści, nieznajome panienki. I zrobiło mi się smutno. A kiedy na moje pytania o znajomych z pięć razy dostałem odpowiedz: nie żyje , mój smutek zamienił się w uczucie, jakie pojawia się na nabożeństwie żałobnym po dobrym człowieku. I siedząc tak koło okna, patrząc na spacerujących i słuchając brzdąkania fortepianu, uświadomiłem sobie, z jaką 59 chciwością śpieszy się jedno pokolenie przyjść na zmianę drugiemu i jakie fatalne znaczenie w życiu człowieka mogą mieć nawet te siedem osiem lat! Kicia postawiła na stole butelkę wina. Wypiłem, rozkleiłem się i zacząłem o czymś długo opowiadać. Kicia słuchała i wciąż zachwycała się mną i moją inteligencją. A czas uciekał. Niebo pociemniało tak, że sylwetki akacji i lip zlały się w jedno, ludzie nie spacerowali już po parku, fortepian ucichł i słychać było tylko jednostajny szum morza. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |