[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ze mną jego rodzina i& narzeczona. Może tylko z jej powodu pojechał za nami. Może chce odzyskać błyskotki, które zwędziłam mu przy ucieczce. O, tak& Nadal mam te cudowne szkiełka. Boże& stwierdzić, że będzie wkurzony, to chyba za mało powiedziane. Jakby na potwierdzenie tych słów podmuch mroznego wiatru walnął mnie w twarz i prawie zrzucił z konia. Rozejrzałam się i spostrzegłam, że nadciągają ciemne chmury. Płatki śniegu bardziej zaczęły tańczyć na wietrze, a mróz jeszcze się nasilił. Musimy się pośpieszyć! Nadciąga śnieżyca! krzyknął elf, ale połowa jego słów utonęła w ryku wichury. Przyśpieszyliśmy, ale burza i tak nas dopadła. Konie parskały i próbowały przeciwstawić się żywiołowi. Wiatr targał ubraniami, mróz szczypał w odsłonięte części ciała. Wkrótce śnieg całkowicie przesłonił widoczność i kluczyliśmy na ślepo. Nie wiem, ile czasu trwała burza. Może pięć minut, a może godzinę. Wszystko skończyło się tak nagle, że nawet nie zauważyłam. Dopiero gdy usłyszałam miarowe stukanie podków Alarica, zorientowałam się, że coś jest nie tak. Otworzyłam oczy, spodziewając się dostać kolejną porcją płatków śniegu, ale nic się takiego nie wydarzyło. Wszystko było& inne. Przed nami rozciągały się lite skały. Skalne pagórki, ostre skalne ściany. Wszystko ciemne i nie pokryte nawet jednym porostem. Wszystko martwe. Potężne, ostre stalagmity wyglądały, jakby czekały na ofiarę. Miałam wrażenie, że jedno dotknięcie wystarczy, żeby mój palec został przebity. Obejrzałam się za siebie. Burza szalała w najlepsze, oddzielona od nas jakby niewidzialną ścianą, dzwiękoszczelną szybą. Wokół nas panowała cisza. Spojrzałam na zatroskaną minę elfa. Gdy dostrzegł, że spoglądam na niego, od razu się rozpogodził. Przynajmniej twojemu kochasiowi będzie trudniej nas znalezć. Ta śnieżyca przysłużyła się nam jednak. To nie jest mój kochaś warknęłam. O czym nam nie mówisz? Tu nie jest bezpiecznie, prawda? Po pobycie w Mrocznym Lesie powinnaś już wiedzieć, księżniczko, że tu nigdzie nie jest bezpiecznie. Musimy znalezć jakąś osłoniętą drogę. Czy nie lepiej, żebyśmy widzieli, co mamy przed sobą? zapytała Livia. Jeżeli my będziemy widzieć, to oni także, myszko rzucił Ecres i wykrzywił usta w parodii uśmiechu, a potem& potem puścił to tej zdziry perskie oko! Co za kłamliwy& elf! Pojechaliśmy wzdłuż ściany skalnej i wkrótce wjechaliśmy w coś, co trochę przypominało wąski przesmyk. Miał on wysokość około trzech metrów, a jego bardziej wystające części ocierały się o boki Alarica. Każdy najmniejszy szept niósł się jak ryk i odbijał echem od skał. Miałam wrażenie, że wszyscy słyszą mój ciężki z przerażenia oddech. Miałam wrażenie, że coś nas obserwuje. Myślę, że najbezpieczniej będzie jechać wzdłuż Mrocznej Rzeki. odezwał się nagle Ecres. Ona zaprowadzi nas prosto do zamku. Jesteś pewny, że nic na nas nagle nie wyskoczy i nie wciągnie pod wodę? zapytała Kyra i wychwyciłam w jej głosie wahanie. Raz po raz odwracała głowę i oglądała się za siebie. Wiedziałam, czego szukała. Swego męża. Trochę jej zazdrościłam i w tych momentach żałowałam, że zabrałam ją ze sobą. Bez tych kobiet, przynajmniej większości z nich, nie poradziłabym sobie. Wyrwałam je z domu i skazałam na mozolną wędrówkę tylko po to, by wrócić do domu. Ale to mój dom i oddałabym duszę, żeby się w nim znów znalezć. I gdy tak spoglądałam na tęskniącą przyjaciółkę wiedziałam, że pozwolę aby mężczyzni nas dogonili. Tylko jeszcze nie wiedziałam kiedy to nastąpi. Pojedziemy wzdłuż rzeki powiedziałam. Mam nadzieję, że przemkniemy niezauważeni. Też mam taką nadzieję, słoneczko, ale nie bardzo bym się łudził rzucił elf. Zerknęłam na Ecresa i zastanowiłam się, co on w ogóle tu robi? Powiedział, że przysłała go wiedzma. Niczego to nie wyjaśnia. W ogóle nie wiem, czemu miałby trudzić się i towarzyszyć mi w tej zwariowanej podróży. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |