[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wydaje mi się, że była delikatniejsza niż ty - mruknął, wpatrując się w jej oczy. - Tak... rybak z Cajun dał ci trochę swego uporu. Annie uśmiechnęła się, zadowolona, że wspomniał Neda. - On też tak uważał - potwierdziła. Wuj pokiwał głową. - Zenon mówił mi, że twój ojciec nie żyje i że przyjechałaś do Nowego Orleanu szukać śladów matki i robić karierę piosenkarki. Ku jej zdumieniu, w jego głosie nie było potępienia. - Zenon ma rację - dodał. - W naszej rodzinie za długo trwało oziębienie stosunków. Powiem ci, co wiem, choć rzadko widywałem swoją przyrodnią siostrę po jej odejściu. - Przyrodnią siostrę? - zapytała Annie, zaskoczona nową informacją. - Nie wiedziałam o tym. Alphonse wzruszył ramionami. - Solange była córką drugiej żony mojego ojca, która zmarła przy porodzie - wyjaśnił. - Rozpieszczaną, jeśli chcesz to wiedzieć; tą, która zawsze dostawała wszystko, czego pragnęła. Skończył drinka, odstawił szklankę na stół i położył obok pieniądze. - Nie znaczy to, że nie była słodka - dodał, jakby pożałował swojej szczerości. - Była słodka jak anioł i tak samo niewinna. Jak powiedziałem, mogę ci opowiedzieć, co wiem, ale nie tutaj i nie teraz. Zenon, twoja kuzynka Addie i ja mamy nadzieję, że zechcesz przyjechać do nas w niedzielę na obiad. Jeśli się zgodzisz, Zenon po ciebie przyjedzie. Annie zastanowiła się szybko. Na szczęście w niedzielę klub był zamknięty, a w barze miała wolne w niedzielę i w poniedziałek. Za to w tym dniu miała być na urodzinach ciotki Jake'a. Teraz chyba nie jestem tam spodziewana, pomyślała. Jake na pewno po mnie nie przyjdzie. - Byłabym zachwycona, wujku - odpowiedziała. - To dobrze. Zenon odezwał się po raz pierwszy, odkąd usiadła przy ich stoliku: - Przyjadę po ciebie o dziewiątej, jeśli to nie jest za wcześnie - zaproponował, notując jej adres. Po ich wyjściu Annie miała jeszcze chwilę czasu przed występem. Chcąc zostać sam na sam ze swoimi myślami, wyszła na podwórko i stanąwszy pod drzewem bananowym, obserwowała podświetloną fontannę. - Unikałaś mnie - rozległ się niski głos. Oczywiście, był to Jake. Obróciła się w jego stronę. - Niezupełnie - odrzekła. - Byłam ostatnio raczej zajęta, tak samo jak ty. W ciemności widziała tylko żarzący się ognik jego papierosa. - Widziałem, że masz nowych przyjaciół. Kim są ci wielbiciele? Annie skryła uśmiech. - To nie twoja sprawa - powiedziała - ale tak się składa, że to moi krewni... dokładniej kuzyn i wuj z Vacherie. Zaprosili mnie na niedzielny obiad na plantację. Zdziwiło ją, że udzielając tej informacji czuła satysfakcję. Widocznie każdy kontakt z rodziną matki liczył się dla niej bardziej, niż przypuszczała. Jake zmarszczył brwi. - Mam nadzieję, że miałaś na tyle rozsądku, żeby odmówić. Jesteś zajęta w niedzielę. - Nie wiem, o czym mówisz - rzuciła. - Owszem, wiesz. O przyjęciu urodzinowym mojej ciotki. Na pewno pamiętasz. - Prawdę mówiąc, pamiętam, że o tym mówiliśmy, ale nie przypominam sobie, żeby zostało to zaplanowane. W tych okolicznościach... Jake wykonał niecierpliwy gest. - Jakich okolicznościach? Był uparty i wiedział o tym. - Jake, doskonale wiesz, jak jest między nami. Zapadła cisza. Jake wydmuchnął kłąb dymu. - W takim razie jedziesz do Vacherie - stwierdził. - Tak - odpowiedziała tonem nie dopuszczającym dyskusji. - Dokładnie tak zamierzam zrobić. W niedzielę rano, dokładnie tydzień po okropnym śniadaniu w sypialni Jake'a, Zenon pojawił się w mieszkaniu Sally. Nie pasował do tego miejsca. Mimo to w czasie długiej drogi do Vacherie Annie raz jeszcze uznała go za miłego, niezależnego człowieka obdarzonego taktem i mówiącego z szacunkiem o ojcu. - Addie boi się tego spotkania - przyznał w pewnym momencie. - W przeszłości słyszała trochę o Solange i o tym, jaka była piękna. Wie, że jesteś do niej podobna. Addie nie jest ładna. Może byłoby najlepiej, gdybyś nie zwracała na nią zbytniej uwagi. Wydaje mi się, że to najlepszy sposób na zdobycie jej przyjazni. Po drodze opowiadał jej szczerze o tym, jak w młodości jego ojciec był zazdrosny o Solange. Poradził jej, żeby zadawała pytania ostrożnie i miała świadomość tego, że zazdrość ciągle może jeszcze zniekształcać wspomnienia ojca. Gdy wjeżdżali na żwirowy podjazd, Annie miała wrażenie, że posiada wiernego sprzymierzeńca. Choć może teraz nie potrzebowała tego. Wchodząc po schodach, przypomniała sobie własne obawy przed pierwszą wizytą. Dziś była zaproszonym gościem, prawie członkiem rodziny. Stara panna, Adelaide - blada, kobieca wersja Zenona - przywitała Annie z nieśmiałą rezerwą i niemal natychmiast zniknęła w kuchni ze służącą Sarah. Zenon i Alphonse oprowadzili ją po terenie, pokazując kilka wzniesionych grobowców, z których jeden kryl prochy jej matki. Pózniej zasiedli przy stole w tradycyjnie umeblowanej jadalni, Annie zachwycała się [ Pobierz całość w formacie PDF ] |