[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ku niemu, pełne ostrych zębów paszcze. Na oślizgłe skórzane skrzydła. I płonące oczy, w których odbijały się krajobrazy najgorszych rejonów Piekieł. Nawiasem mówiąc, najgorszym miejscem w Piekle była niewątpliwie szkoła podstawowa, do której w młodości zmuszony był uczęszczać Raymond. Przez długie lata starał się zapomnieć o jej śmierdzących pastą do podłóg korytarzach wyłożonych płytkami PCV. O klasach, których ściany pomalowane były do połowy wysokości upiorną zielonkawą farbą. O zakurzonych kredowym pyłem, porysowanych tablicach. O sali gimnastycznej z krzywymi, odpadającymi klepkami i trzeszczącymi drabinkami, na których kazał mu ćwiczyć wiecznie pijany kapral Jodełka, zatrudniony na pół etatu sadysta od wychowania fizycznego. Ale Jodełka nie był najgorszy. W oczach pikujących w jego stronę potworów Raymond dostrzegł twarz wychowawczyni klasy, pani Grzechotnik. Twarz, która stała się niedościgłym wzorem dla facetów pracujących przy efektach specjalnych w horrorach. Nic dziwnego, że krzyknął. - I co się drze? Niegotowe jeszcze - warknął jeden z Piekielnych Pterodaktyli, lądując obok diabła. - Co? - zapytał inteligentnie Raymond. - Piekiełko! - zarechotał pterodaktyl, wyraznie ubawiony swoim dowcipem. - Na trzy zmiany robimy, a i tak nie wyrabiamy. Poczekać trzeba. - Oczywiście, oczywiście. Diabeł spojrzał na lądujące dookoła potwory. Wszystkie miały uwalane atramentem pazury i ścinki papieru pomiędzy zębami. W ciemnościach wypełniających komnatę rozpoznał kształty pracujących maszyn. To one wydawały ten dudniący dzwięk. - To jest... drukarnia? - Nie, basen dla matek z dziećmi - wyszczerzył kły pterodaktyl. - Zamówiliście te cholerne ulotki i plakaty, to drukujemy, nie? - Dobrze, bardzo mnie to cieszy - powiedział ostrożnie diabeł, zagłębiając się w ciemności. - Będą gotowe na wtorek! - zawołał za nim piekielny gad. Raymond podszedł do sterty papieru leżącej przy jednej z maszyn. Jeszcze mokry od farby plakat kusił wdziękami rozebranych do pasa modelek i hasłem: Odwiedz Przerażającą Piramidę! Idealne wakacje w Innsmouth! . - I jak? - zaciekawił się pterodaktyl, zaglądając diabłu przez ramię. - Najlepsze pisze się przez sz - stwierdził cicho diabeł. - Gdzie? - Tutaj: Najleprze pokoje u szeryfa Kleofasa Miksa - przeczytał głośno detektyw. - Uuuuu. No tak. Bywa. - Gad zmartwił się wyraznie. - Poprawić? - Nie trzeba. Mam już pełen obraz. - Raymond odłożył plakat. W oddali zauważył pnące się w górę schody. - Pracujcie dalej. - Poklepał po ramieniu Piekielnego Drukarza i ruszył w ich stronę. XV Wspinał się tak długo, że wreszcie jego kolana powiedziały: Dość i przypomniały o sobie w błysku ostrego bólu. Do ich protestu dołączyły płuca, które coraz wolniej tłoczyły powietrze, wymachując przy tym flagą z napisem: Strajk pracowników . Diabeł oparł się o czarną skałę i popatrzył w dół, na maleńkie jak pudełka od zapałek maszyny i uwijające się przy nich mikroskopijne pterodaktyle. Szumiało mu w uszach, a w głowie kręciło się jak po zejściu z karuzeli. Zmusił się do zrobienia jeszcze kilku kroków i bohatersko dotarł do szczytu schodów. Czekała tam na niego chropowata kamienna ściana. Diabeł użył najbardziej wyszukanych przekleństw i uciszył protestujące płuca, zapalając papierosa. Spojrzał w górę, na kilkanaście metrów pionowego muru i błyskające ponad nim zielonkawe światło. Zaciągnął się ostatni raz trującym dymem, zdusił niedopałek, zacisnął zęby i wpił palce w nierówności ściany. Podciągnął się, znalazł oparcie dla stóp. Powoli piął się w górę, powtarzając sobie w myślach, że już nigdy, przenigdy nie wyjedzie na urlop. Po stanowczo zbyt długim czasie, boleśnie odczuwając istnienie każdego mięśnia w swoim ciele, ostatkiem sił podciągnął się na zalaną zielonym światłem skalną półkę. Przed sobą zobaczył parę wypastowanych na wysoki połysk butów. Niedużych. Wystarczył jeden rzut oka, by diabeł mógł założyć się o całą skrzynkę śmierdzącego dorsza, że ich rozmiar pasuje do śladów zostawionych w zakrwawionej sypialni nieszczęsnego Sindbada. Pochylony nad nim Kleofas Miks otworzył paszczę; pełną ostrych jak igiełki zębów. A potem otworzył ją jeszcze raz. Dwa rzędy kłów zbliżały się niebezpiecznie do twarzy Raymonda. Diabeł nie miał już sił, więc po prostu zamknął oczy i przygotował się na najgorsze. Kiedy poczuł na twarzy nieświeży oddech stróża prawa w miasteczku Innsmouth, po prostu wyciągnął dłoń i zatrzasnął ją pomiędzy nogami szeryfa. A potem wlał w ten chwyt ostatnie resztki energii. - Przepraszam - powiedział cicho do Miksa, który wydał z siebie pełen bólu pisk przechodzący właśnie w ultradzwięki. - Wiem, że nie powinno to tak wyglądać. Nie mówię nawet, że najpierw wypada iść na kolację i do kina... Wycie Miksa wypełniło całą piramidę. Diabeł wstał i nie poluzniwszy chwytu, pchnął szeryfa na ziemię. - Chodzi o to, że pewnie wyobrażałeś sobie szlachętną walkę Dobra i Zła. Bez chwytów poniżej pasa - kontynuował Raymond, zaciskając dłoń. - Może kiedy nakręcą o nas film albo napiszą książkę, umieszczą tam jakieś widowiskowe, finalne starcie szlachetnego bohatera z czarnym charakterem. Ale teraz po prostu jestem cholernie zmęczony - dodał, znajdując jeszcze resztki sił na ostateczny ucisk. Do oporu. Kiedy Miks stracił przytomność, Raymond, ciężko dysząc, oparł się o ścianę i zwymiotował. Błędnym wzrokiem powiódł dookoła. Znajdował się w małej, wyrzezbionej w skale jaskini. Honorowe miejsce zajmował wyciosany z czarnego kamienia ołtarz, na którym leżała otwarta, promieniująca zielonkawą poświatą księga. Nawet nie musiał sprawdzać jej tytułu. - Halo? Czy to działa? - rozległ się głęboki głos spomiędzy kartek Necronomiconu. Diabeł dowlókł się do ołtarza i spojrzał na unoszącą się nad księgą trójwymiarową sylwetkę czegoś prawie równie szpetnego jak pani Grzechotnik. - Słucham? - szepnął. - Tu Yogh-Urt z Bluznierczej Otchłani. Czy mnie słychać? Nigdy nie mogę sobie poradzić z tą cholerną techniką. Gdzieś tu miałem instrukcję obsługi... - powiedział hologram. - Słychać. O co chodzi? - Chciałem rozmawiać z Kleofasem Miksem. Jeśli to możliwe, oczywiście. - Chwilowo jest, ee... niedostępny. Zajmuje się, ee... jajecznicą. Czy coś przekazać? - Raymondowi było już wszystko jedno. - Czekam na raport z operacji Wakacje . - Wizerunek Yogh-Urta poruszył mackami i poprawił okulary. - Inwestorzy zaczynają się niepokoić. Grożą, że wycofają kapitał. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |