[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bramę złomowiska.
Na pierwszy rzut oka wyglądało na to, że zanim konwój podjedzie, droga będzie
wolna. Ale kierowca platformy najwyrazniej zle obliczył zakręt i powtarzając manewr,
całkiem zablokował przejazd.
Dwaj motocykliści z przodu zahamowali, a Ron przystanął tuż za nimi. Jeden z nich
postawił motor na podpórkach i wskoczył na stopień kabiny, krzycząc na kierowcę. Silnik
ciężarówki huczał na przyspieszonych obrotach, zionąc gęstym dymem z rury wydechowej.
- Zamelduj nieprzewidziany postój - powiedział Ron. - Trzymajmy się regulaminu.
Max ujął mikrofon radiowy.
- Mówi Lotna do centrali Obeasza...
Ron przyjrzał się platformie bezładnie zawalonej pojazdami. Był tam stary wóz
dostawczy z wymalowanym na boku napisem  Cooper - Sklep rzezniczy , pogięty ford-
anglia bez kół, dwa żuczki volkswagenów, leżące jeden na drugim, a na górnym pomoście
biały australijski ford, przerobiony na autokar, oraz niezbyt sfatygowany triumph. Wszystko
razem ledwie trzymało się kupy, zwłaszcza oba żuczki volkswagenów, zwarte w
zardzewiałym uścisku jak para kopulujących owadów. Ron spojrzał na kabinę ciężarówki:
motocyklista gestykulował, nakazując kierowcy przepuszczenie konwoju.
- Lotna do centrali Obeasza. Zgłoście się, proszę! - powtarzał Max do mikrofonu.
Tu obok rzeki musi być nisko - pomyślał Ron - być może dlatego odbiór jest niedobry.
Spojrzał znów na platformę i zauważył brak lin mocujących auta. Przecież to niebezpieczne.
Jak długo mogła ona jechać z luznym ładunkiem?
Nagle zrozumiał.
- Ogłoś alarm! - wrzasnął.
Max wytrzeszczył oczy.
- Słucham?
Coś walnęło z brzękiem w dach ich furgonetki. Kierowca platformy runął z kabiny na
motocyklistę. Przez mur złomowiska przelazło kilku mężczyzn w maskach z pończochy. Ron
popatrzył w boczne lusterko: z tyłu dwaj motocykliści leżeli powaleni na ziemi.
Furgonetka przechyliła się, po czym w niepojęty sposób zaczęła się wznosić. Ron
zerknął w prawo i dostrzegł nad murem ramię dzwigu zawisłe nad dachem furgonetki. Kiedy
jeden z zamaskowanych ludzi ruszył biegiem w jej stronę, wyrwał mikrofon z ręki
osłupiałego Maxa. Mężczyzna rzucił na przednią szybę czarny przedmiot w kształcie piłki do
krykieta.
Następna sekunda minęła w zwolnionym tempie, złożona z serii scenek, jak film
zatrzymywany klatka po klatce: Fruwający w powietrzu kask, drewniana pałka lądująca na
czyjejś głowie, Max chwytający się drążka skrzyni biegów przy przechyle furgonetki, kciuk
Rona na przełączniku mikrofonu i jego głos: - Obeasz, alar... - uderzenie w szybę i detonacja
granatu w kształcie piłki do krykieta, prysznic odłamków hartowanego szkła, podmuch
wywołany eksplozją i spokojny mrok nieświadomości.
Sierżant Wilkinson usłyszał wywołanie  Obeasz , lecz je zlekceważył. Ranek miał
pracowity: trzy duże zatory uliczne, pościg za uciekającym kierowcą przez cały Londyn, dwa
grozne wypadki, pożar magazynu i niezapowiedziana demonstracja grupy anarchistów na
Downing Street. Sięgał właśnie po filiżankę neski i bułkę z szynką, kiedy nadano sygnał.
Podawała mu je młoda dziewczyna z Karaibów o wydatnym biuście.
- Co twój mąż na to, że przychodzisz do pracy bez stanika? - zagadnął.
- Nie zwraca na to uwagi - zachichotała dziewczyna.
- Hej, Dave, coś do ciebie - odezwał się posterunkowy Jones, siedzący po drugiej
stronie konsoli radiowej - odbierz!
- Co robisz dziś wieczorem? - spytał Wilkinson.
- Roześmiała się mówiąc, że nie mówi serio.
- Pracuję - odrzekła.
- Lotna do centrali Obeasza, odbiór proszę - płynęło z radia.
- Masz drugą pracę? Jaką?
- Tańczę w lokalu.
- Topless?
- Przyjdz, to zobaczysz - powiedziała dziewczyna popychając wózek.
- Alar... - odezwało się radio, po czym dał się słyszeć głuchy trzask jak przy
zakłóceniach fal lub wybuchu.
Uśmiech zniknął raptownie z młodej twarzy Wilkinsona. Pstryknął przełącznik i
powiedział do mikrofonu:
- Tu centrala Obeasz, odezwij się, Lotna.
Nie było odpowiedzi.
- Szefie! - krzyknął Wilkinson do zwierzchnika.
Inspektor  Harry Harrison podszedł do stanowiska Wilkinsona. Był to wysoki
mężczyzna, przeczesywał sobie palcami rzadkie włosy i sprawiał wrażenie roztargnionego.
- Coś nie tak, sierżancie?
- Chyba złapałem sygnał alarmu od Lotnej.
- Co to znaczy  chyba ? - rzucił oschle Harrison.
Wilkinson nie dlatego awansował na sierżanta, że przyznawał się do błędów.
- Zniekształcony odbiór, proszę pana - powiedział.
Harrison ujął mikrofon.
- Centrala Obeasz do Lotnej, słyszysz mnie? Odbiór.
Odczekał chwilę, po czym powtórzył wezwanie. Nie było odzewu.
- Zniekształcone zgłoszenie, a potem znikają z fali. Trzeba to uznać za napad. Tego mi
tylko brakowało. - Wydawało się, że los go krzywdzi, i to bardzo złośliwie.
- Nie zlokalizowałem ich - powiedział Wilkinson.
Odwrócił się, aby popatrzeć na ścianę z olbrzymią mapą Londynu.
- Pojechali drogą koło rzeki - poinformował Wilkinson. - Ostatni raz meldowali się z
Aldgate. Ruch jest normalny, więc muszą być gdzieś w okolicy Dagenham.
- Wspaniale - rzekł sarkastycznie Harrison. - Zaalarmuj wszystkie wozy - rzucił po
chwili namysłu. - Potem odkomenderuj trzy patrole z East Endu, niech szukają. Postaw na
nogi Essex i wbij do łbów tym leniwym skurwielom, ile forsy wiezie ta cholerna furgonetka.
Dobra, na koń!
Wilkinson zaczął wywoływać wozy; Harrison stał za nim głęboko zamyślony.
- Lada chwila powinniśmy dostać zgłoszenie, ktoś musiał widzieć, co się stało -
zamruczał i znów się zamyślił. - Ale jeśli koleś był dość cwany, żeby rozwalić radio, zanim
chłopcy dali znać, jest też dość cwany, żeby ustawiać robotę w jakimś spokojnym miejscu.
Cholera - dodał po dłuższej pauzie - nie mamy żadnych szans.
To się dzieje jak we śnie - pomyślał Jacko. Przeniesioną ponad murem furgonetkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dudi.htw.pl
  • Linki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co się robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeśli przyczynia się do utrwalenia miłości.
    ˜TNIK_Zygmunt Zeydler Zborowski
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • whatsername.htw.pl
  • Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co się robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeśli przyczynia się do utrwalenia miłości.