[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lightning Ridge i zostawaliśmy tam dopóty, dopóki nie znalezliśmy dość opali, aby kupić kolejną mapę, która miała doprowadzić nas do skarbu. - Uśmiechnął się do siebie. - Nie ma nikogo bardziej zwario wanego niż Teksańczyk, który uparł się, aby odnalezć ukryty skarb. Chyba że jest to syn Teksańczyka, który chce udowodnić, że jest mężczyzną. - Ty? - spytała miękko. Chance wzruszył ramionami. - Myślałem o Lucku, ale to określenie pasuje chyba do mnie, kie dy miałem czternaście lat. - Ile lat ma Auck? 43- Nie odpowiedział. A potem wyszeptał: -Auck nie żyje. Reba położyła ręką na dłoni Chance'a. Uścisnął ją z wdzięczno ścią za jej nieme współczucie. - Miałem prawie czternaście lat, kiedy umarł - kontynuował Chan ce. W jego głosie nie było już słychać akcentu. - Auck miał dwadzie ścia cztery lata, był starszy, ale nie mądrzejszy. Złamał pierwsze i je dyne prawo dżungli w Ameryce Południowej: nigdy nie pij z górni kiem z kopalni diamentów. Gdy pewnego wieczoru Auck nie wrócił do obozu, poszedłem go szukać. Nie spotkałem go, odnalazłem za to górnika, który poderżnął mu gardło. Reba czekała, ale Chance nie powiedział nic więcej. - Potem Gloria, moja starsza siostra, sprzedała diamenty, które po darowali jej inni poszukiwacze, i zabrała mnie do Australii. Ojciec nie chciał opuścić Wenezueli. Słyszał, że w Guaniamo, kilkanaście kilo metrów dalej, przy jednym z dopływów Orinoko wybuchł strajk w ko palni diamentów. Gloria nie spierała się z ojcem. Kupiła naszą uciecz kę z dżungli i nigdy nie obejrzała się za siebie. Pojechaliśmy do Light- ning Ridge, bo to było jedyne miejsce, które odwiedziliśmy więcej niż raz w życiu. Otworzyła niewielki interes, sprzedawała wodę pitną po szukiwaczom opali. - A co ty robiłeś? - Pracowałem z najlepszymi z nich ~ odparł Chance sardonicznie. %7łądza skarbu ogarnia cię bardziej niż malaria. - Podłożył rękę pod podbródek Reby i przechylił jej głowę, tak że kolczyki zaiskrzyły się w przymglonym świetle. Mógłbym w pocie czoła wydobywać opale z ziemi - powiedział miękko - i spływać krwią w jakiejś ciasnej dziu rze, abyś mogła nosić klejnoty, które dorównałyby twojej urodzie. Lecz nic jej nie dorównuje. Gładził jej ucho miękkimi wąsami i uśmie chał się, gdy drżała pod jego dotykiem. Nadszedł kelner z dwoma półmiskami. Na każdym z nich rozpie rał się szkarłatny homar, otoczony zrumienionymi warzywami i pola ny przejrzystym jak bursztyn masłem. Reba delektowała się dolatują cym do jej nozdrzy apetycznym zapachem, a w tym czasie kelner nalał wino do kieliszka Chance*a. Chance skosztował, skinął głową i podał kieliszek Rebie. - W końcu to ty wybrałaś wino - powiedział z uśmiechem. - Po winnaś więc sama je zaaprobować. - 44- Upiła łyk i zwróciła się do kelnera: - Tak, wezmiemy je. Zapadła cisza, pośród której Reba i Chance pochłaniali soczyste kawałki mięsa. Słychać było tylko odgłos kruszonych cząstek homara. Reba już dawno doszła do wniosku, że nie istnieje żaden elegancki, cywilizowany sposób najedzenie skorupiaków; podczas posiłku palce okazywały się niezwykle przydatnymi narzędziami. Nie mlaskała, ale od czasu do czasu dyskretnie oblizywała palce. Za którymś razem pod niosła wzrok i napotkała spojrzenie Chance'a. - Następnym razem, kiedy zamówimy homara - powiedział - bę dziemy sami. - Czy moje maniery są aż tak skandaliczne? - spytała pół żartem, pół serio. - Nie odparł miękko - tylko chciałbym sam oblizać twoje palce. Reba poczuła nowe, choć dziwnie znajome gorąco wewnątrz ciała. - Chance - westchnęła głęboko. - Jesteś najbardziej nieposkromio nym mężczyzną, jakiego znam. Roześmiał się, nie próbując nawet zaprzeczyć. - Skończ homara. Lubią patrzeć, jak je nieposkromiona kobieta. - Nie jestem nieposkromiona - żachnęła się - a ty nie odpowie działeś jeszcze na moje pytanie. - Peru, Wenezuela, Alaska, Chile, Madagaskar, Australia, Brazy lia, Sri Lanka, Birma, Kolorado, Afryka, Nevada, Montana, Japonia, Afganistan, Kalifornia, Wyspa Zwiętego Jana, Kolumbia, Finlandia i Kaszmir. W niektórych krajach mieszkałem kilkakrotnie i niekoniecz nie w tej kolejności. Spojrzała na niego pytająco. Chance uśmiechnął się i pociągnął łyk bladozłotcgo wina. - Pytałaś, gdzie mieszkałem, odkąd przyszedłem na świat. - Od stawił kieliszek z winem. - Przyznaję, że mogłem opuścić jedno czy dwa miejsca. - Wzruszył ramionami: -- Kilka tygodni tu czy tam nie ma znaczenia. - Co się stało, kiedy opuściłeś Lightning Ridge? - Odkąd pamiętam, zawsze opuszczałem Lightning Ridge. - Wtedy, kiedy twoja siostra zabrała cię z dżungli. - Przez jakiś czas poszukiwałem opali. Gloria pracowała i próbowała nauczyć mnie, że w życiu liczy się coś więcej niż walka, picie i dziwki. - Nie miałeś jeszcze piętnastu lat! - wykrzyknęła Reba zgorszona. ... 45 _ - Od dziesiątego roku życia pracowałem jak mężczyzna. Kiedy skończyłem trzynaście lat, miałem wzrost dorosłego człowieka. Ale dojrzałem dużo wcześniej dodał Chance twardo, lecz spokojnie. - W dżungli nie ma dzieci. Są tylko ci, którym udaje się przetrwać. - Gdzie jest teraz twoja rodzina? - Gloria wyszła za mąż. Uśmiechnął się lekko. - Do Lightning Ridge przyjechał pewien poszukiwacz, który raz tylko spojrzał na moją siostrę i przysiągł, że znalazł kobietę, z którą chce spędzić resztę ży cia. Za pierwszym razem, kiedy to powiedział, Gloria śmiała się do rozpuku. Potem poszła razem z nim na pustynię. Kiedy wrócili, była jego kobietą. To nastąpiło tak szybko - strzelił palcami - a było trwałe jak góry. Nigdy nie rozumiałem, co ich spotkało. Pojąłem to dopiero dziesięć dni temu. Reba gwałtownie podniosła wzrok znad homara, lecz twarz Chan - ce'a ukryła się w cieniu umieszczonej na stoliku lampki. - Mój ojciec - kontynuował Chance, z wzrokiem wciąż spowitym w cieniu -jest gdzieś w Afryce. Zdaje się, że szuka niebieskich granatów. - Niebieskie granaty nie istnieją- powiedziała Reba, wytarła pal [ Pobierz całość w formacie PDF ] |