[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czyzny, który stał właśnie przed nią w oczekiwaniu na odpowiedz. - 46- W tej chwili nie mogła zrobić nie w sprawie książki. Jednak jeśli chodzi o mężczyznę... - Lubisz chodzić na plażę? - spytała Reba. - Czy to jedno z twoich dwudziestu pytań? - zażartował z uśmie chem, po czym dodał: - Spędziłem tyle czasu na pustyni, że woda ogromnie mnie pociąga. Nawet kiedy nie mogę się jej napić. - Niedaleko stąd jest prywatna plaża. No, może nie do końca pry watna - przyznała. - %7ładna plaża w południowej Kalifornii nie jest dla mnie dostatecznie prywatna. Ale można tam posiedzieć i posłu chać fal bez tłumu dokoła. - Brzmi niezle - powiedział Chance i otworzył przed nią drzwi BMW. - Nie przywykłem do tłumów. Chance wpuścił Rebę do samochodu, usadowił się na sąsiednim siedzeniu i obserwował, jak zręcznie prowadzi samochód przez zatło czoną ulicę w kierunku autostrady. - Aadnie ~ pochwalił, gdy samochód bezszelestnie wszedł w za kręt. - Zapomniałem już, ile przyjemności może dostarczyć równa szosa i dobry samochód. Tam, gdzie mieszkałem, dwudziestoletni land-ro~ ver był lokalnym odpowiednikiem limuzyny. - Chcesz poprowadzić? - Może w drodze powrotnej. Teraz wolę popatrzeć na ciebie. Reba rzuciła Chance'owi ukradkowe spojrzenie i zrozumiała, że powiedział to szczerze. Uśmiechnęła się zadowolona, że nie należy do mężczyzn, którzy bez względu na to, w czyim samochodzie się znaj dują, zawsze chcą zajmować miejsce kierowcy. Reba kupiła BMW, bo była to maszyna dla ludzi, którzy lubią jazdę. Na szosie można było spotkać wiele szybszych i droższych aut, z silnikami o większej mocy, ale niewiele było takich, które mogły dorównać BMW, jeśli chodzi o komfort jazdy. Kilka minut pózniej strażnik przepuścił ich przez że lazną bramę i Reba okrążyła parking, aby znalezć wolne miejsce. W końcu wsunęła się między mercedesa 450 SLL i połyskujące czarne ferrari. Chance, który milczał, gdy Reba mijała wolne miejsca bliżej plaży, teraz spojrzał na nią zaintrygowany. - Pierwsza zasada kierowców w południowej Kalifornii - wyjaśniła Reba. - Nigdy nie parkuj obok samochodu, który jest w gorszym sta nie od twojego. - Wskazała na drogie samochody po obu stronach. - W ten sposób mam pewność, że właściciele tych pojazdów będą tak samo j ak j a uważać, aby nie zarysować I akieru. - 47 - - Zasady przetrwania w mieście - powiedział z uznaniem. - Ni gdy bym o tym nie pomyślał. Reba wysiadła z samochodu, otworzyła bagażnik i wyjęła spłowiały beżowy koc. Chance uniósł brwi. - Kolejna zasada przetrwania w mieście? - zapytał. Często to ro bisz? Chłód w jego głosie sprawił, że skierowała na niego wzrok. - Co często robię? - Przywozisz mężczyznę i koc na pry warną plażę. Przez chwilę Reba była zbyt zaskoczona, by zareagować. Wzbu rzenie zarumieniło jej policzki. Wrzuciła koc z powrotem do bagażni ka, zatrzasnęła pokrywę i odwróciła się z oczywistym zamiarem po wrotu do samochodu. Chance z zaskakującą zwinnością, zagrodziłjej drogę i przyparł do maski BMW. Patrzyła na niego oczyma zwężony mi od gniewu. Zignorował próbę odepchnięcia go i nadal więził ją w ramionach z łatwością, która rozwścieczyła Rebę. - Puść mnie - powiedziała szorstko. - Dopiero, kiedy odpowiesz na moje pytanie. - Jakie pytanie, do diabła? - Jeśli nie Tim, to kto? - Kto co? - Kto jest twoim mężczyzną? Reba wpatrywała się w Chance'a zaskoczona. - Kobieta takaj a ty nie bywa samotna. -Wjego głosie niebyło już śladu akcentu. - Ta jest. - Dlaczego? - spytał ostro. To było pytanie, na które nie chciała odpowiadać. Gniew jednak pomaga szczerości. A w niej wrzał gniew. -%7ładen mężczyzna nigdy nie pragnął mnie dla mnie samej. Za wsze pragnęli innych rzeczy. Mój mąż, na przykład, pragnął widzieć we mnie wiecznie zdziwioną studentkę i dziewicę. Większość męż czyzn, których spotykam po rozstaniu z nim, szuka kochanki i kogoś, kto podbudowałby ich własne ego. Nic specjalnego. Każda kobieta by się do tego nadawała. Pózniej, kiedy ciężko pracowałam i uczyłam się od Jeremy'ego, doszedł jeszcze jeden powód. Mężczyznom zaczęło zależeć na moich powiązaniach i pieniądzach. Lecz nie na mnie. Ni gdy nie na mnie samej. -48 Nie było łatwo do tego się przyznać. Gniew i upokorzenie Reby poruszyły Chance'a. Jego uścisk złagodniał, wolno przesunął dłonie wzdłuż jej ramion, delektując się ciepłem skóry, ukrytej pod czarnymi jedwabnymi rękawami. - Nie jestem taki jak twój były mąż, chaton - szepnął. - Nigdy nie interesowały mnie dziewice. Reba odwróciła wzrok i czekała, aż Chance uwolni ją z uścisku. - Spójrz na mnie - zażądał Chance szorstko. - Czy myślisz, że je stem taki sam jak inni mężczyzni, których spotkałaś? Twardo spojrzała mu prosto w oczy. - Nie - powiedziała chłodno. - Nie myślę. Wydaje mi się, że nie chcesz ode mnie tego, czego zazwyczaj chcą mężczyzni. Wątpię, czy twoje łóżko kiedykolwiek pozostaje puste, chyba że sam tego chcesz. Ale masz zbyt dużo pewności siebie, aby potrzebować mnie do podbu dowania swego ego, i sądzę, że niewiele mógłbyś się ode mnie na uczyć o szlachetnych kamieniach. Jeśli chodzi o pieniądze... Stał nieruchomo, w napięciu zaglądając jej w oczy. - Jeśli chodzi o pieniądze - odparł ostro - mam ich wystarczająco dużo. Pewnie w to nie wierzysz? [ Pobierz całość w formacie PDF ] |