[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie tylko życie gospodarcze, także polityka wypełzła na miasto.
Zajechaliśmy na Foksal. Dałem taksówkarzowi 50 dolarów, ale niepewny sytuacji
walutowej spytałem:
 Będzie dobrze?
 Jak musi  odparł.  Nie jechaliśmy w końcu do Radomia.
Ulica Foksal była ta sama, ale jednak zupełnie inna. Na miejscu Kameralnej był sushi
bar. Tam gdzie nocny dansing  jakieś biuro albo bank. Nie było Klubu Dziennikarza, nie
było Architektów. Obcość ścisnęła mi serce. Gdzie ja teraz mogę spotkać kogoś znajomego?
Kiedyś wystarczyło stanąć na rogu Kopernika i po kwadransie najdalej ktoś się napatoczył.
Ale teraz? Po co miałby tu przyjść? Zacząłem się rozglądać za Piotrem. Ale nawet jego nie
było. Odszedł razem z tamtą Warszawą. Tamtą Polską. Byłem sam.
Powlokłem się do Nowego Zwiatu, wszedłem w tłum. Szedłem dość bezmyślnie, nie
mając pojęcia, dokąd iść, gdy nagle poczułem niepokój. Coś było nie tak. Coś było dziwnie.
Inaczej. Ale co? Stanąłem, olśniło mnie. Ależ tak. Wszyscy dookoła mówili po polsku. Nie
zaznałem tego od lat, a teraz byłem zanurzony w polszczyznę. Dziwne uczucie. Jak senny
majak z emigranckiego snu o powrocie, który śnił się wszystkim. Wracasz do Polski i już nie
możesz z niej wyjechać. Zacząłem wpatrywać się w twarze mijających mnie przechodniów,
co druga wydawała się znajoma, ale już po chwili następowało rozczarowanie. Wszyscy byli
jednak obcy.
Kiedy tak stałem z torbą na ramieniu, podszedł do mnie jakiś jegomość w średnim
wieku, z podniesionym kołnierzem prochowca.
 Kupi pan teczkę?  zapytał obcesowo.
 Nie potrzebuję teczki. Mam torbę  odpowiedziałem.
 Nie taką teczkę. Osobową  żachnął się. Odchylił płaszcz nieznacznym ruchem jak
wprawny ekshibicjonista i zobaczyłem szary tekturowy skoroszyt z nadrukiem  SB
i wypisanym grubym flamastrem numerem.
 A czyja to teczka?  spytałem.
 TW. Konfidenta  odparł zdziwiony moją tępotą.
 Ale czyja konkretnie  chciałem wiedzieć.
 A, tego to ja panu nie mogę powiedzieć. To jest tajemnica państwowa. Jak pan kupi, to
siÄ™ pan dowie.
 W ciemno mam kupować? Znajomego bym kupił, może kogoś z rodziny. Ale jakiegoś
obcego typa? Może jeszcze łobuza? Szkoda mi pieniędzy.
 Tyle mogę panu powiedzieć  zerknął dyskretnie za pazuchę  że to teczka TW
o kryptonimie  Bolek . Bierze pan? Tanio wezmÄ™.
 Nie. Wojtka bym wziÄ…Å‚, ale Bolek mi niepotrzebny.
 Nie to nie  obraził się.  Jeszcze pan będzie żałował.
Wrócił do bramy i słyszałem, jak mamrotał pod nosem:  Ciemniak, wieśniak, psiakrew .
A mnie przypomniał się Wojtek. Wygrzebałem z kieszeni jego wizytówkę. Zadzwonię,
powiem, że wróciłem. Będę miał z kim pogadać. Trochę mi wytłumaczy, co się tu dzieje.
Uchwyciłem się tej myśli. Na kartoniku był telefon, ale w Liechtensteinie. I adres, ale na
wyspach Kajmana.
Zrodkiem jezdni szedł pochód z transparentami  Pracy i chleba i  Znajdzie się kij na
premiera ryj . Ktoś prowadził taczki opatrzone napisem  wóz służbowy . Zawyły syreny,
policjanci towarzyszący manifestacji zaczęli spychać idących na chodnik, Nowym Zwiatem
przeciskała się kawalkada samochodów, z przodu radiowóz, w środku trzy czy cztery lancie,
z tyłu radiowóz i karetka, erka. Wszystkie auta miały za wycieraczkami jakieś kolorowe
papierki furkoczące na wietrze. Jeden wyrwał się i spłynął mi pod nogi. Podniosłem go.
Piersi, pośladki i napis  Iza i Asia, całodobowo . Po drugiej stronie ulicy, przy Wareckiej,
siedział na rozłożonym na chodniku styropianie oberwaniec w postrzępionych dżinsach.
Przed nim staÅ‚a miseczka z kartkÄ…  Internowany dziaÅ‚acz «SolidarnoÅ›ci» prosi o wsparcie .
Przechodzący obok facet w futrze i z cygarem  nawet się zdziwiłem, w taki upał w futrze,
przez chwilę wydawało mi się, że to Dragon, kark gruby, ruchy kanciaste  wrzucił do
miseczki monetę. Brzęknęło. Kto teraz daje monety?  zdziwiłem się. Przedostałem się na
drugi brzeg ulicy, wyjąłem ze zwitku banknotów milion, położyłem na misce. Nie
zareagował. Spał z otwartymi oczami, a może już nie żył.
Poczułem się nagle strasznie samotny w tym moim, a tak obcym mieście. Dokąd iść?
Gdzie się obrócić? Gdzie szukać ludzi, żeby ich znalezć?
Stałem tak przy wystawie sklepu Desy z antykami i nagle przez szybę go zobaczyłem.
Stał sobie w kącie, między jakimiś rzezbami i wazami, na tle portretu marszałka na
Kasztance. To był on. Na pewno. Wieszak. Zwiadek historii, o którym tak często myślałem
w nikaraguańskiej dżungli. Wszedłem do środka. Ze wzruszeniem głaskałem gładz
wiśniowego drzewa. Znalazłem ślady po gwozdziach, którymi przybito do niego czerwoną
flagę. Tak. Teraz go kupię i ubłagam, aby dokończył tamtą opowieść. Dowiem się nie tylko,
jak to było naprawdę, ale też co będzie. Kto jak kto, ale on wie na pewno.
Podszedł sprzedawca.
 Szanowny pan uważa?  w klapę miał wpiętą wizytówkę z nazwiskiem poprzedzonym
tytułem mgr. Magister. Pewnie historii sztuki.
 Ten wieszak. Ile on kosztuje?
Sprzedawca obejrzał wieszak. Nie było żadnej kartki. Z jednego z ramion zwisał tylko
sznurek jak pętla szubienicy.
 Znów ktoś zerwał. Zaraz sprawdzę.
Wyciągnął jakieś księgi, zaczął w nich wertować.
 Niestety, jest zarezerwowany. Teraz sobie przypominam. Zastrzegła go redakcja
 Gazety Wyborczej . Oni budują nową siedzibę, mają zamiar go tam postawić.
Zadrżałem. Będą go przesłuchiwać, wymuszą deklaracje albo może zmuszą do
milczenia.
 Proszę pana  powiedziałem  ja właśnie wróciłem z emigracji. Od razu poznałem. To
jest pamiątka rodzinna. Jedyne, co pozostało po naszych majątkach na Wschodzie. Po tych
dworach, pałacach, zabytkach i bibliotekach. Dziadek po polowaniu wieszał na nim fuzję, a ja
nawet nie mam zdjęcia rodzinnego. Pognali ich na Sybir. Wszystko przepadło. Ubecja
wszystko zabrała, resztę chłopi rozkradli.
Miałem chyba łzy w oczach, bo popatrzył na mnie ze współczuciem.
 A wie pan, to by się zgadzało, bo on tu trafił z Rakowieckiej. Niech pan złoży
zastrzeżenie w Ministerstwie Kultury  poradził niepewnie.  Teraz coś niecoś zwracają. Ale
to potrwa.
 A nie da się tego inaczej załatwić?
 No, wie pan, to wyjątkowa sytuacja. Mógłbym spróbować. A będzie pan potrzebował
zaświadczenia od konserwatora zabytków na wywóz?
 Nie, no skąd  żachnąłem się.  Ja chcę to wszystko odbudować. Te rodzinne majątki,
pamiątki. Portrety przodków. Od czegoś muszę zacząć.
 To dobrze. Konserwator strasznie drogo bierze, jak to monopolista  powiedział
rzeczowo magister i wyrwał kartkę z rejestru.
 Dogadamy się  dorzucił.
Dogadaliśmy się. Wyszedłem z wieszakiem i miałem wrażenie, że poweselał. Teraz
mieszkamy razem. Pijemy i gadamy po nocach. To znaczy ja pijÄ™ i gadam, bo on siÄ™ jeszcze
nie odezwał. Ale wiem, że któregoś dnia dojdzie do głosu. Opowie mi wszystko, jak było [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dudi.htw.pl
  • Linki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co siÄ™ robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeÅ›li przyczynia siÄ™ do utrwalenia miÅ‚oÅ›ci.