[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie dobrze może mieć trzydzieści, jak i czterdzieści pięć lat. - Co się z nią stało? - pyta. - Zrobiła karierę w banku. Sydney pije łyk kawy. - Może obecnie jest bardziej pewna siebie i sprzeciwi łaby się rodzicom. - To było wiele lat temu - mówi Cavalli. - Od tamte go czasu wyszła za mąż i rozwiodła się. - Założę się, że jej rodzice teraz żałują. Włoch się uśmiecha. - Wątpię, by poświęcali tej sprawie choć jedną myśl. Nie należą do ludzi, którzy oglądają się za siebie. Sydney wzdycha. - %7łałuję, że taka nie jestem. - Nie żałuje pani - mówi Cavalli. - Nigdy nie myśleć o własnych poczynaniach, przeszłości, o tym, co mogło by być? O całej tej bogatej materii, którą utkało nasze ży cie do chwili aktualnej? - Miałam nadzieję na amnezję - odpowiada Sydney. - Czy teraz panią boli? - pyta Cavalli, czubkami pal ców dotykając gipsu na przegubie Sydney. - Prawie wcale. - Nie czuje dotyku. A skoro go nie czuje, dotyk się nie liczy. - Czasami nocą pobolewa. - Kiedy zdejmują gips? - Wioch cofa rękę. - Za pięć tygodni. - Więc zostanie tu pani do tego czasu? 231 RS - O nie - odpowiada Sydney. - Za cztery dni skończą mi się pieniądze. - Natychmiast ogarnia ją zakłopotanie. - Nie mogę tu siedzieć - dodaje. - Mam mnóstwo do zro bienia. Muszę wyprowadzić się z mieszkania, które dzieli łam z... z Jeffem - mówi, nazywając po imieniu byłego na- rzeczonego. - Muszę też znalezć nowe mieszkanie. -W Bostonie? - Pewnie tak. Przychodzi kelner i pyta, czy dolać im gorącej kawy. Oboje odmawiają. %7ładne nie tknęło ciastek, chociaż Syd- ney myśli, że bezy wyglądają apetycznie. - Nie znałam go zbyt dobrze - mówi nieoczekiwanie, zaskakując także siebie. - To znaczy Jeffa. Patrząc z per- spektywy czasu, a sporo o tym myślałam, nie wiedziałam o nim wielu rzeczy. Często śnił na jawie. Nigdy nie mó- wił o czym. - Nie pytała pani? - Sądziłam, że będę miała wiele lat na odkrycie, do- kąd wędrowały jego myśli. - Przeżywa pani ciężki okres, zarówno pod względem emocjonalnym, jak fizycznym. Sydney układa ręce na kolanach. - To dziwne, ale jestem niemal wdzięczna losowi za ten wypadek. Miałam wrażenie, że dzięki niemu obudzi- łam się z głębokiego snu. Ulgą było poczuć prawdziwy fi- zyczny ból. Nie wiem, czy wyrażam się jasno. - Bardzo jasno. Czy mogę zapytać, czym się zajmuje pani eksnarzeczony? - Jest wykładowcą na MIT. - Sydney chwilę się zasta- nawia. - Pan nie pracuje na MIT, prawda? - O nie. Jestem z branży importowo-eksportowej. To może oznaczać wszystko. Sydney się zastanawia. - Mieszka pan tutaj? W Bostonie? 232 RS - Wyjeżdżam i wracam. Krążę pomiędzy Londynem a Bostonem. Sydney zauważa, że Cavalli stosuje uniki. Zadawanie dalszych pytań byłoby niegrzeczne, zresztą nie ma takiej potrzeby. W gruncie rzeczy poza określoną granicą wca le jej nie obchodzi, czym zajmuje się jej rozmówca. -Wiedziałam, że czegoś brakuje - mówi po jakimś czasie. - Było w tym coś nierealnego. - Ma pani na myśli narzeczonego. - To były błyskawiczne zaloty. - Sydney wspomina dzień, gdy siedzieli na ganku i Jeff oznajmił, że dla niej zerwał z Victorią. Wtedy pomyślała, że tak bardzo ją wyprzedza. - To tak, jakbyśmy ominęli kilka etapów, które teraz, z perspektywy czasu, wydają się konieczne. - Jakie etapy? - pyta Cavalli, nalewając sobie drugą filiżankę kawy. - Uświadomienie sobie, że obie strony do czegoś się zbliżają. Ten związek stał się rzeczywistością, zanim jesz cze zdałam sobie z tego sprawę. - To była pani pierwsza miłość? - Wcześniej byłam dwa razy zamężna. - Sydney czeka na przelotny wyraz zdumienia na twarzy mężczyzny, ale on prezentuje idealne opanowanie. - Jeden z moich mę żów umarł, z drugim się rozwiodłam - wyjaśnia. - Tak mi przykro - mówi Cavalli. Opowiada mu o Andrew i Danielu. A także o tym, jak pewnego dnia obie z matką zostawiły ojca w Nowym Jorku i przeniosły się do zachodniego Massachusetts, i że nigdy do końca nie wybaczyła sobie, że na to pozwoliła. Opowia da o państwu Edwards, o Benie i Julie. W rewanżu Cavalli mówi o swej licznej rodzinie i corocznych wizytach w Ne apolu. Raz dotyka jej zdrowego nadgarstka, a Sydney mi mo woli się wzdryga. Natychmiast jest jej przykro, ale nie 233 RS potrafi wyrazić żalu, nie nawiązując do tego incydentu, a wie, że oboje wprawiłoby to w zakłopotanie, ani nie od- wzajemniając dotyku, co jej towarzysz mógłby błędnie zin- terpretować. Przez chwilę siedzi skonsternowana. - Mam spotkanie - mówi Cavalli niemal przeprasza jąco. Sydney nie widziała, by spoglądał na zegarek. Może nauczył się to robić dyskretnie, tak by jego gość nie za uważył, sprytna sztuczka. - Czy obraziłaby się pani, gdy bym zaprosił ją jutro na kolację? Sydney jest zaskoczona tym zaproszeniem; wie, że jest ono po części rezultatem doskonałych manier. - Obecnie nie jestem najlepszym towarzystwem - mówi. - Odniosłem przeciwne wrażenie. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |