[ Pobierz całość w formacie PDF ]
samochód, i zdołała zanotować w pamięci tylko tyle, \e jest czarny i dobrze utrzymany. Po obu stronach miał miękkie ławki, które, gdyby zaszła potrzeba, mogły słu\yć za łó\ka. Bryan pomyślała, \e popielatostalowa wykładzina na podłodze mo\e być lepszym wyjściem. Sprzęt Shade'a był starannie zabezpieczony, podczas gdy jej wepchnięty byle jak w kąt. Wy\ej, w lśniących hebanowych szafkach, znajdowały się podstawowe wi- ktuały, maszynka do gotowania, czajnik do parzenia herbaty. Przydadzą się na kempingach, pomyślała, gdzie będą podłączenia do sieci. Na razie poprzestała na dzbanku soku. - Chcesz trochę? Zobaczył ją we wstecznym lusterku. Dla utrzymania równowagi stała na szeroko rozstawionych nogach, jedną ręką opierając się o szafkę. - Chętnie. Bryan przyniosła na siedzenie dwa du\e plastikowe kubki i dzbanek. - Masz tu wszystkie wygody, jak w domu - skomentowała, wskazując głową na tył auta. - Du\o tym podró\ujesz? - Kiedy muszę. - Wyciągnął rękę po kubek. - Nie lubię latać, bo traci się wówczas tyle okazji do fotografowania. - Po wyrzuceniu papierosa za okno wypił swój sok. - Jeśli mam zamówienie, od razu wskakuję w samochód, chyba \e trasa jest wyjątkowo długa. - A ja po prostu nienawidzę latać. - Bryan wcisnęła się między siedzenie i drzwi. - Wydaje mi się, jakbym ciągle latała do Nowego Jorku do kogoś, kto nie mo\e albo nie chce przyjechać do mnie. Biorę wtedy ze sobą aviomarin, du\e ilości czekoladowych batonów, jakąś maskotkę i mądrą, pouczająca, ksią\kę. - Co do aviomarinu i maskotki, zgoda. - Czekolada robi mi dobrze na nerwy, lubię jeść, gdy jestem spięta, a ksią\ka mo\e się przydać. - Potrząsnęła mocno kubkiem, a\ zabrzęczały kostki lodu. - Kiedy się czuję tak, jak powiedziałam, muszę robić coś po\ytecznego, aby tym swoim beznadziejnym stanem nie spowodować katastrofy. Poza tym im mądrzejsza ksią\ka, tym szybciej zasypiam. Kąciki ust Shade'a lekko się uniosły, co Bryan odebrała jako dobry znak przed czekającymi ich tysiącami kilometrów. - To wszystko wyjaśnia. - Mam fobię na punkcie latania na wysokości kilku kilometrów w cię\kiej metalowej rurze z dwustu obcymi osobami, z których wiele ma zwyczaj zwierzać się z intymnych szczegółów swojego \ycia siedzącym najbli\ej współpasa\erom. - Zakładając nogi na tablicę rozdzielczą, uśmiechnęła się od ucha do ucha. - Wolę ju\ raczej przejechać cały kraj z pewnym stukniętym fotografem, który stawia sobie za punkt honoru, \eby jak najmniej ze mną rozmawiać. Shade spojrzał na nią z ukosa i doszedł do wniosku, \e nie ma sensu odpowiadać na zaczepki, skoro i tak oboje dobrze znają reguły gry. - O nic mnie nie pytałaś. - OK, zaczniemy więc od czegoś elementarnego. Skąd wziął się Shade? Mam na myśli imię. Zwolnił, zje\d\ając na pobocze. - Od Szadraka. Z wra\enia otworzyła szeroko oczy. - Z Księgi Daniela? Jak Meszak i Abed - Nego? - No właśnie. Moja matka nadała nam dość dziwaczne imiona, bo dla odmiany siostra ma na imię Kasjopeja. A skąd wzięła się Bryan? - Moi rodzice postanowili udowodnić, \e nie są seksistami i dlatego dali mi imię męskie. Gdy tylko furgonetka zatrzymała się w zatoczce, Bryan wyskoczyła, zgięła się w pasie i dotknęła dłońmi asfaltu, czym wzbudziła ciekawość mę\czyzny wsiada- jącego obok niej do pontiaka. Tak go tym zdekoncentrowała, \e przez trzydzieści sekund nie mógł trafić kluczykiem do stacyjki. - Chryste, ale zesztywniałam! - Rozciągnęła się do góry, stając na palcach, po czym znowu opadła. - Popatrz, jest tu bar, kupię trochę frytek. Przynieść ci? - Jest dopiero dziesiąta rano. - Prawie dziesiąta trzydzieści - poprawiła go. - Poza tym porządni ludzie jadają na śniadanie sma\one kartofle, więc co za ró\nica? Nie zamierzał z nią dyskutować. - Więc ruszaj, a ja kupię gazetę. - Zwietnie. - Bryan wdrapała się z powrotem do środka i chwyciła aparat. - Dołączę do ciebie za dziesięć minut. Miała dobre chęci, ale zajęło jej to prawie dwadzieścia minut. W momencie gdy zbli\ała się do baru szybkiej obsługi, .stojąca tam kolejka ludzi pobudziła jej wyobraznię. Jakieś dziesięć osób tworzyło zakręcone niczym wą\ kółko, stojąc przed szyldem, na którym widniał napis Tu zjesz szypko . Byli ubrani w luzne bermudy, pomięte pla\owe ubrania i płócienne spodnie. Zgrabna nastolatka miała na sobie tak obcisłe skórzane szorty, \e wyglądały, jakby zostały na niej namalowane. Jedna z kobiet wachlowała się wielkim kapeluszem przewiązanym szeroką wstą\ką. Wszyscy oni gdzieś się wybierają i nikt nie zwraca uwagi na innych. Bryan nie mogła się oprzeć pokusie. Zaszła z jednej strony, potem z drugiej, a\ znalazła właściwe ujęcie. Sfotografowała ich od tyłu, dzięki czemu kolejka wydłu\yła się, na jej końcu obiecująco majaczył szyld, a stojący za ladą mę\czyzna stał się zaledwie mglistym cieniem, którego na dobrą sprawę mogłoby tu w ogóle nie być. Zajęło jej to ponad dziesięć minut, a\ wreszcie sama stanęła w kolejce. Kiedy wróciła, Shade stał oparty o samochód i czytał gazetę. Zrobił ju\ trzy starannie obmyślone zdjęcia parkingu, koncentrując się na rzędzie samochodów z [ Pobierz całość w formacie PDF ] |