[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Oniemiały z wrażenia Anton posuwał się za nią. Odzyskał głos dopiero wtedy, gdy się zorientował, że Diana zamierza opuścić wschodnie skrzydło. - Zaczekaj, Diano - rozkazał. - Dokąd się wybierasz? - Dokądkolwiek, byle dalej od ciebie. - Proszę bardzo - zacisnął palce na jej dłoni - ale najpierw mi powiesz, co tu robiłaś. - Szukałam prawdy i w końcu ją znalazłam. - Ciekawe, jakiej prawdy. - Jesteś mądry, więc się domyślisz. Anton znowu się wściekł. Tym razem na siebie. Tak się dzieje, kiedy człowiek łamie własne zasady, traci rozum i pozwala hormonom przejąć władzę nad sobą. Zasłużyłeś sobie na to, idioto! 120 R S - Od początku cię podejrzewałem - odezwał się. - Przyznaję, że jesteś o niebo lepsza od całej reszty tej zgrai. Wiedziałem, że jesteś podstępną... - Ty też! - wykrzyknęła, wyrywając się z jego uścisku. - Jakim strasznym trzeba być potworem, żeby czcić relikwie bezpłodnej zmarłej żony i jednocześnie rozglądać się za zastępczynią, która będzie mogła dać to, czego tamta nie mogła. - Co ty wygadujesz...? Ach, więc się dowiedziała, że Marie-Louise nie mogła mieć dzieci! - Gdyby tylko o to mi chodziło, mógłbym sobie wybrać dowolną spośród licznych ochotniczek i wcale nie musiałbym się żenić - oświadczył. - Technika tak poszła naprzód, że można sobie nawet wybrać metodę zapłodnienia. Chciałem, byś została moją żoną nie dlatego, że zaszłaś w ciążę, choć rzeczywiście ta okoliczność przyspieszyła decyzję. Oświadczyłem ci się, bo jak idiota myślałem, że łączy nas coś wyjątkowego i że będzie nam dobrze razem. - O, tak, na pewno - prychnęła. - To dlatego nigdy do mnie nie przyszedłeś, nigdy nawet nie spróbowałeś mnie pocałować! - Naprawdę wierzysz w to, że cię nie pożądałem? - Anton nie posiadał się ze zdumienia. - Na litość boską, Diano, jestem zdrowym mężczyzną! Trzymałem się od ciebie z daleka, bo tak bardzo cię pragnąłem, że bałem się zostać z tobą sam na sam. Dlatego nie słuchałem rozumu i dałem się ponieść sercu, choć od pierwszego dnia 121 R S podejrzewałem, że coś ukrywasz. Przyjechałaś tu, by grzebać w moim życiu, i nawet nie pomyślałaś, jakie spustoszenia możesz w nim spowodować. - Nie chciałam nikogo skrzywdzić - zaprotestowała. - Chciałam tylko dowiedzieć się prawdy. - Nie rozśmieszaj mnie - prychnął. - Pogoń za sensacją to jedyny cel takich ludzi jak ty, ale tym razem wybrałaś sobie niewłaściwą ofiarę. Dość się naużerałem z wszelkiej maści reporterami... - O czym ty mówisz? - Diana patrzyła na niego z przerażeniem, jakby przypuszczała, że stracił rozum. - O pismakach z tabloidów, oczywiście. Oskarżasz mnie, że nie mogę zapomnieć o zmarłej żonie, a to właśnie przez takich ludzi jak ty Marie-Louise nie może spoczywać w spokoju. - Sądzisz, że chciałam wyciągnąć brudy związane ze śmiercią twojej żony? Należało jej się uznanie. I minę, i głos miała takie, jakby rzeczywiście szczerze się dziwiła. Ta kobieta potrafiła zagrać wszystko! - Przecież po to tu jesteś. Daruj sobie te niewinne miny, bo to już na mnie nie działa. Owszem straciłem głowę na jakiś czas, ale teraz mój mózg działa tak jak trzeba. Przyskoczyła do niego i tylko szybki refleks uratował go przed jej paznokciami. - Ty kompletny idioto! Tu nie chodzi o ciebie ani o twoją przeszłość, tylko o mnie i moją przyszłość! 122 R S - W jakim sensie? Jesteś gotowa zrezygnować z kariery? - Nie przyjechałam tu z zamiarem usidlenia ciebie ani zaszkodzenia tobie czy komukolwiek z twojej rodziny - powiedziała cicho. - Chciałam znalezć swoją biologiczną matkę. - Tutaj? Wolałby jej nie wierzyć, uznać, że chwyta się ostatniej deski ratunku, ale Diana już nie walczyła. Płakała bezgłośnie, wielkie łzy toczyły się po policzkach... Anton nabrał pewności, że ona mówi prawdę. - Tutaj? - powtórzył, tym razem nie tak ostro. Diana skinęła głową. - Nie zmuszaj mnie, żebym powiedziała, kto to taki - chlipnęła. - Nie mam prawa zdradzać cudzych tajemnic. Nie mam nawet dowodu, że to właśnie ta osoba. Anton poczuł się strasznie głupio. On, człowiek rozsądny, wracał do domu gotów przebaczyć winy, których Diana nigdy nie popełniła. - Czemu mi od razu nie powiedziałaś, kochanie - szepnął, tuląc ją do siebie - Bo byś mi nie uwierzył. - Diana pociągnęła nosem. - Nie ufasz mi. Uważasz mnie za... Uciszył ją pocałunkiem. Był tak strasznie przejęty, że zapomniał, czym się może skończyć niewinny pocałunek. 123 R S Krew wrzała mu w żyłach, niemal stracił kontrolę nad sobą. Zwłaszcza że Diana przywarła doń całym ciałem, jakby nie istniało nic, prócz pragnienia. - Diano? - spytał, na chwilę odrywając usta od jej ust. - Tak - westchnęła. - Tylko nie tutaj. Porwał ją na ręce, wyniósł z tego przeklętego pokoju i zaniósł do swego apartamentu. ROZDZIAA DWUNASTY To było czyste szaleństwo. Mężczyzna w jego wieku nie powinien się zachowywać jak nastolatek niepanujący nad swymi hormonami. Sypialnia znajdowała się nie dalej niż siedem metrów od drzwi, salonik jeszcze bliżej, lecz Anton nie mógł, nie chciał tak długo czekać. Diana też nie. Kochali się w przedpokoju. Szybko i mocno, jakby ten rytuał miał odpędzić ducha, który stanął pomiędzy nimi. Kiedy oprzytomnieli, Anton zaniósł Dianę do łazienki, napełnił wannę ciepłą wodą. Razem weszli do wanny, Anton usiadł za plecami Diany, przygarnął ją do siebie, a ona oparła głowę na jego piersi. - Czy masz ochotę porozmawiać? - spytał. - Tak - szepnęła Diana. - Należało to zrobić dużo wcześniej. - Powiesz mi, po co poszłaś do wschodniego skrzydła? [ Pobierz całość w formacie PDF ] |