[ Pobierz całość w formacie PDF ]
współczuciem. Ten wspaniały człowiek zasługiwał na więcej, niż mogła mu dać. Uśmiechnął się szeroko. - Cześć - powiedziała. - To dzisiaj ten wielki dzień? - Mam nadzieję, że tak. - Patrzył na nią z tęsknotą. Potem znowu odwrócił się w stronę Tylera i Pete'a. - Możemy zaczynać - powiedział do nich. Chłopcy, poinstruowani przez Krisa, przygotowali rowery. Pete, ze słuchaw- kami na uszach, stał zaraz za Tylerem. Wyglądał na zdenerwowanego. - Skąd wziąłeś te wszystkie elektroniczne czujniki? - zapytała. - Mam przyjaciela w hurtowni. - Czy to ten sam, który podarował naszej szkole tyle komputerów? - Ten sam. - Czy to jakaś szpiegowska aparatura? - zażartowała. - Nie obawiaj się - odparł ze śmiechem. - Większość tego już dawno opisano w Aviation Week". W tym kraju trudno utrzymać sekret. S R Wyglądało na to, że Kris jest zadowolony ze swojego dzida. Podszedł do Pet- e'a. Lekko dotknął jego ramienia. - Najpierw pojedziecie prosto aż do końca parkingu. To jest około pięćdzie- sięciu metrów. Pete, nie wyprzedzaj Tylera. Jak on się zatrzyma, to ty też stań. Bę- dziesz słyszał sygnał przyśpieszony lub zwolniony, zależnie od zmiany prędkości. - Tak, proszę pana. - Czy jezdziłeś już wcześniej? - Wiele razy - odparł Pete. - Na tandemie razem z moim bratem. - Dobrze. Przygotujcie się. - Chłopcy stanęli przy swoich rowerach. - Start! - krzyknął Kris. Tyler ruszył, mocno naciskając na pedały. Pete zaraz za nim. Doskonale utrzymywał równowagę. Nie przeszkadzało mu, że widzi tylko zamazane kontury. Joanna podziwiała odwagę tego chłopca. Wstrzymała oddech. Mijały sekun- dy. Chłopcy dotarli do końca parkingu szybciej, niż oczekiwała. Tyler, dojechaw- szy do parkanu, gwałtownie zahamował. Pete jechał tuż za nim. Nie zdążył dość szybko zareagować. Jego rower uderzył w tylny błotnik Tylera i obaj chłopcy wy- lądowali na ziemi. Joanna podbiegła do nich, modląc się, żeby nic im się nie stało. Ale chłopcy szybko podnieśli się i obaj skakali z radości. - Sam jechałem! Zupełnie sam! - krzyczał Pete. Zciskał swojego przyjaciela, wymachiwał rękami. - Sam jechałem! Widziała to pani, prawda? - zwrócił się do Joanny. - Oczywiście, że widziałam. Obaj byliście wspaniali. Chciała uściskać chłopców, a także i Krisa. Nigdy w życiu nie odczuła takiej radości. Pamiętała jednak, jak bardzo Tylerowi zależało, by nie okazywała mu uczuć przy obcych. Pragnęła ucałować Krisa, ale ta czynność także należała do zakazanych. Spoj- S R rzała mu w oczy. Jeszcze nigdy w jej życiu nie zdarzyło się, żeby aż tak bardzo rozpierała ją duma. Widziała radość, wypisaną na jego twarzy, dobroć, miłość dla tych dzieciaków. I coś głębokiego i zarazem bolesnego odezwało się w jej duszy. Wyciągnęła rękę do Krisa. - Gratuluję. - Wystąpił jednak pewien element ryzyka, którego nie przewidziałem - po- wiedział. Joanna uśmiechnęła się z pobłażliwością. - Myślę, że to się wiąże z ich wiekiem. Te dziesięciolatki są niezwyciężone. Wydaje im się, że pokonaliby w tej chwili najstraszliwszego smoka, gdyby zaszła taka potrzeba. Pete podszedł do Krisa. - Czy możemy powtórzyć tę próbę? - Ja też jestem gotów - poparł go Tyler. - Zgoda. Spróbujmy jeszcze raz. Wolałbym jednak, żebyście jechali trochę wolniej. Najpierw musimy spróbować kilka zakrętów. W lewo, w prawo. Nic szczególnie skomplikowanego. Muszę zobaczyć, Tyler, czy Pete może jechać za tobą. - W porządku - odrzekli zgodnym chórem i podeszli do swoich rowerów. - Poczekajcie chwilę. Muszę sprawdzić wyposażenie elektroniczne. Gwał- towne zetknięcie z ziemią mogło coś tu uszkodzić... Wiecie co, odłóżmy tę próbę. Czujniki wymagają ponownych testów laboratoryjnych. - Kris przyglądał się ro- werom. - Poza tym mam dla was ważną wiadomość. - Co takiego? - Sprawdzałem program rajdów rowerowych. Najbliższy termin to sobota. Mam wrażenie, że moglibyście spróbować. - Będziemy gotowi - zapewnił Tyler. - Możemy nawet przez parę dni nie chodzić do szkoły, jeżeli panu tak będzie S R wygodniej - dodał Pete. - Och, nie! Tak nie wolno! - oburzyła się Joanna. Kris udał, że nie słyszy prośby Pete'a. Nie chciał denerwować Joanny. Wie- dział, jak ważne było dla niej to, aby dzieci nie opuszczały lekcji. - Tu trzeba dokonać innego wyboru - powiedział. - Niedługo czeka was bar- dzo ważny mecz z Wikingami. I teraz powinniśmy zdecydować, czy treningi piłki nożnej, czy rowery. Joanna dostrzegła w oczach Tylera niezdecydowanie. Był kapitanem drużyny. Futbol stanowił sens jego życia. - A kiedy będzie następny rajd? - zapytał chłopak. - Obawiam się, że nie wcześniej niż na wiosnę. Idzie zima, kończy się sezon. Spróbuję zorientować się, czy organizują jakiś rajd w innym mieście. Moglibyśmy pojechać tam wszyscy razem. Może do Palm Springs... Nie wiem. Pete pochylił głowę. - Dobrze, Tyler. Możemy poczekać z tym do wiosny. Ten mecz ma duże zna- czenie. - Nie! - Tyler oparł dłoń na ramieniu przyjaciela. - Ten rower to wielka spra- wa. A mecz... po prostu jeden z wielu, chociaż rzeczywiście ważny. Myślę, że Brandis chętnie mnie zastąpi. Zawsze chciał być kapitanem drużyny. Spojrzał pytająco na matkę. Skinęła głową. Przepełniała ją duma. Jej syn oka- zał się zdolny do tak wielkiego poświęcenia. Może to wpływ Krisa, pomyślała. Te- go rajdu nie zapomną do końca życia. Zwyciężą czy przegrają, nieważne. To będzie dla nich wielkie przeżycie. Chłopcy wprowadzali właśnie rowery do garażu, kiedy przed dom podjechał jakiś samochód. Joanna, ku swemu zdumieniu, ujrzała za kierownicą Isabel Cur- rant. Obok siedział Cody, jej syn. - Halo, panno Greer. My właśnie do pani. - Tak, słucham? S R - Chciałam powiedzieć, że ja... i mój mąż postanowiliśmy wrócić do Twain Harte... Joanna spojrzała na Cody'ego. Miał taką minę, jakby chciał się zapaść pod ziemię. - Myślę, że Paul, mój mąż, chciałby nadal trenować drużynę - mówiła Isabel. - Wiem, panie Slavik, co pan czuje, ale... - Oczywiście, pani Currant. Proszę powiedzieć mężowi, że nic nie stoi na przeszkodzie. Zająłem się tym tylko dlatego, że nie było nikogo innego. Powrót rodziny Currantów nie oznaczał nic dobrego. Kris zastanawiał się, czy w przyszłym sezonie szkoła nie powinna zatrudnić profesjonalnego trenera. Teraz jednak okazało się to szczęśliwym zrządzeniem losu. Joanna i Kris mogli całe po- [ Pobierz całość w formacie PDF ] |