[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zmusił Katie do otworzenia oczu. Ale kiedy przecią­
gając się, rozejrzała dookoła, na moment zamarło
w niej serce. To nie była jej sypialnia. Ten pokój,
z ciężkimi dębowymi meblami, z pościelą w kolorze
woskowej zieleni i pejzażami na ścianach, musiał na­
leżeć do mężczyzny.
Dopiero leśny męski zapach przywołał wydarzenia
poprzedniego dnia.
- O mój Boże, to nie był sen - jęknęła, chowając
się głębiej pod grubą kołdrę. Leśny aromat otoczył ją
jak para silnych ramion, a wspomnienie pocałunku
Jeremy'ego odsunęło na bok wszystkie inne myśli.
Przymrużywszy powieki, Katie rozpamiętywała
dotyk i smak jego wprawnych ust. Moment, w któ­
rym przygarnął ją do siebie, leniwe ciepło rozchodzą­
ce się po jej ciele, gdy poczuła, jak bardzo jest pod­
niecony, i bolesny ciężar zbierający się w dole jej
brzucha.
Otworzyła szeroko oczy. Co ją opętało? Zupełnie
jakby się nigdy nie całowała. Faktem jednak było, że
nigdy nie czuła tego rodzaju napięcia na samo wspo­
mnienie pocałunku...
Odsunęła gwałtownie kołdrę i zaczęła wygrzeby­
wać się z łóżka, ale na widok jej upranego i starannie
złożonego ubrania oraz T-shirtu z emblematem mari-
nes, leżących w nogach łóżka, zdębiała. Jeremy uprał
jej dżinsy i bieliznę.
Poczuła się, jakby nagle dostała gorączki. Wczoraj
widział jej piersi, a rano prał jej majtki. Czy ten ko­
szmar miał się nigdy nie skończyć?
Zastanawiając się, czy ma jakąś szansę uciec z tego
domu niepostrzeżenie, przebrała się szybko w swoje
spodnie. Gdy wkładała przez głowę T-shirt Jeremy'ego,
znów uderzył ją w nozdrza jego leśny zapach, przypra­
wiając o łomot serca.
Modliła się gorąco, żeby mogła przejść przez bród
do swojego samochodu, zmienić koło i wrócić do
Dixie Ridge. Przysięgała sobie na wszystkie święto­
ści, że jeśli uda jej się nie wpaść na Jeremy'ego, już
nigdy nie zachowa się tak impulsywnie. Co ona sobie
wyobrażała, prosząc prawie nieznajomego mężczy­
znę, żeby został ojcem jej dziecka?
Otworzywszy bezszelestnie drzwi, wychyliła się na
korytarz i nasłuchiwała jakiegokolwiek dźwięku, któ­
ry mógłby wskazywać, gdzie jest Jeremy. Ale słyszała
tylko tykanie starego zegara stojącego na kominku
w dużym pokoju. Wierząc, że poszedł na ryby, poczu­
ła się trochę pewniej i wyszła na werandę.
- Widzę, że znalazłaś swoje ubranie.
Serce w niej zamarło, a potem zaczęło bić jak wer­
bel w orkiestrze marszowej.
- T-tak. Dziękuję.
Jeremy siedział na ławce w rogu werandy i przy­
wiązywał piórka do haczyków wędkarskich.
- Będziesz musiała kupić nową oponę - po­
wiedział, wskazując jej samochód, zaparkowany
obok harleya. - W tej, którą wymieniłem, znalazłem
wielką dziurę. Podejrzewam, że przytarłaś kołem
o jakiś ostry konar, który wzbierająca woda zniosła
z gór.
- Pewnie masz rację - mruknęła, kierując się do
schodów. - Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobi­
łeś, ale pojadę już. Sprawiłam ci wystarczająco dużo
kłopotów.
- Nie chcesz usiąść na chwilę i usłyszeć, co posta­
nowiłem?
- W jakiej sprawie? - spytała ostrożnie. Jego mina
niczego nie zdradzała, ale w tonie głosu było coś
niepokojącego.
- W sprawie twoich problemów z płodnością -
powiedział beznamiętnie.
- Ale powiedziałeś już...
- Przemyślałem to spokojnie i zmieniłem zdanie.
- Odłożył muchę i wstał. - Wejdźmy do środka. Mo­
żemy porozmawiać przy kawie.
Czuła się tak rozdygotana, że kiedy usiedli przy
kuchennym stole, wcale nie była pewna, czy dobrze
Jeremy'ego zrozumiała.
- Chcesz mi pomóc... z dzieckiem? - spytała
ostrożnie.
Wypił łyk kawy, potem odstawił kubek i skinął
głową.
- Myślałem o tym prawie całą noc i, jeśli się zgo­
dzisz na moje warunki, tak, pomogę ci.
- Na jakie warunki miałabym się zgodzić?
- Chcę prawa do wspólnej opieki nad dzieckiem
- powiedział, wygładzając bandaż, którym miał owi­
nięty lewy kciuk. - To będzie moje jedyne dziecko
i zamierzam być częścią jego życia.
- Albo jej.
- Racja.
Jego uśmiech przyprawił ją o gęsią skórkę. Przy­
gryzła dolną wargę, zastanawiając się nad tą szokują­
cą propozycją. To nie było żądanie pozbawione sensu.
Po prostu nie przyszło jej do głowy, że Jeremy może
chcieć uczestniczyć w wychowaniu jej dziecka.
- Myślę, że moglibyśmy ustalić jakiś...
- Zanim się zgodzisz, wysłuchaj mnie do końca.
- Masz więcej warunków? - spytała z niedowie­
rzaniem.
- Tylko jeden.
- Nie wiem dlaczego... ale mam przeczucie, że
nie spodoba mi się twoje następne żądanie.
- Nie wiadomo. Może ci się spodobać.
Teraz przeczucie jej podpowiadało, że powinna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dudi.htw.pl
  • Linki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co się robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeśli przyczynia się do utrwalenia miłości.