[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pewnie pod stertą liści i gnijącego siana zwalonego pod ścianą. Jeżeli nie był pod ścianą, lecz gdzieś między drzewami, wówczas Mary nie miałaby szans go złapać. Wstrzymała oddech i zamarła. Golemy były małe i zwinne, ale głupie. Nie mądrzejsze od myszy. Miały jednak dobrą pamięć, czego nie można powiedzieć o myszach. Były doskonałymi obserwatorami, nawet lepszymi od pszczół. Mogły dotrzeć niemal wszędzie, słuchać i patrzeć, a następnie zdać dokładne raporty. A co najważniejsze, mogły mieć dowolny kształt i wielkość. Tej jedynej rzeczy zazdrościła Peterowi, nie miała władzy nad gliną. Jej władza kończyła się na pszczołach, motylach, kotach i muchach. Golemy były bezcenne. Peter posługiwał się nimi przez cały czas. Nagle rozległ się ledwie dosłyszalny dźwięk; golem poruszył się. Miała rację: siedział w gnijącym sianie. Wyglądał na zewnątrz, wypatrując Mary. Co za głupi golem! Jego uwaga, podobnie jak wszystkich glinianych stworów, była niezwykle ograniczona. Szybko się niecierpliwiły. I takie sprawiał wrażenie, gdy wyjrzał ze sterty siana. Mary nadal tkwiła nieruchomo w miejscu, przyczajona. Siedziała przykucnięta i opierała się dłońmi o ziemię, w każdej chwili gotowa rzucić się na golema, gdy tylko się pokaże. Mogła czekać tak długo jak on. A nawet dłużej. Noc była chłodna, ale nie zimna. Wcześniej czy później golem wyjdzie i o to jej tylko chodziło. Peter w końcu się przeliczył. Wysłał golema za daleko, poza granicę, do jej strefy. Zaczął się niepokoić. Pewnie za sprawą tego Bartona. Ten człowiek z zewnątrz krzyżował plany chłopca, był nowym elementem, którego znaczenia Peter nie rozumiał. Mary uśmiechnęła się chłodno. Biedny Peter. Czekała go niespodzianka. Jeżeli tylko będzie dostatecznie czujna… Golem wyszedł. Był płcimęskiej; Peter wolał właśnie takie. Zawahał się chwil ę i skręcił w prawo, gdzie czekała już na niego Mary. Wiercił się wściekle w jej dłoni, lecz Mary nie pozwoliła mu uciec. Wstała i ruszyła ścieżką wokół Domu Cieni w kierunku drzwi. Nikt jej nie widział. Hol był pusty. Jej ojciec przebywał razem ze swoimi pacjentami, prowadząc nie kończące się badania, Wciąż odkrywał coś nowego. Całe swoje życie poświęcił ochronie zdrowia mieszkańców Millgate. Weszła do swojego pokoju i starannie zamknęła drzwi. Golem wyraźnie osłabł; zwolniła nieznacznie uścisk dłoni i zaniosła go na stół. Upewniwszy się, że nie ucieknie, opróżniła flakon z kwiatów, wrzucając je do wiadra na śmieci, a następnie zakryła golema samym wazonem. Już po wszystkim. Pierwsza partia dobiegła końca. Teraz mogła spokojnie odpocząć. Nie wolno było popełnić błędu. Długo czekała na taką okazję. Równie dobrze mogła się nigdy nie nadarzyć. Najpierw rozebrała się do naga. Ubranie położyła starannie obok łóżka, jak gdyby wybierała się do łazienki, by wziąć prysznic. Następnie z szafki z lekami wzięła słoik z kremem do opalania i starannie się nim posmarowała. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |