[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Możesz. Kojarzysz może Leszka Miśkiewicza? Naszego redaktora?
Oczywiście, że kojarzysz, przecież niedawno uderzyłaś go w twarz, a następnie
potraktowałaś go gazem pieprzowym. Tak się składa, że to mój siostrzeniec. Nikt, a
tym bardziej takie zero jak ty, nie będzie podnosił ręki na moich bliskich.
Kiedy usłyszałam te słowa, coś we mnie pękło. Nie umiem dokładnie tego opisać,
ale poczułam tak wielką złość, że chciałam podejść do Barańskiego, napluć mu w
twarz, a następnie wykrzyczeć:  Ty glizdo! Ty gnoju! Ty parszywa gnido! .
Jednak zdołałam się pohamować (Bóg mi świadkiem, że do tej pory nie wiem, jak
tego dokonałam) i zamiast powyższego rzekłam najbardziej spokojnym tonem, na jaki
było mnie stać w tamtej chwili:
 Cóż, skoro sprawa jest jasna i już tu nie pracuję, to myślę, że mogę powiedzieć
parę słów  zaczęłam.  Jesteś pan świnią, i to do kwadratu.  Nie mogłam się
oprzeć pokusie wyzwania go od trzody chlewnej.  A pański siostrzeniec to obleśny
typ obmacujący kobiety. Dodam jeszcze, że to nie był pierwszy raz, kiedy redaktor
Miśkiewicz zwyczajnie molestował mnie w niewielkiej kabinie pracowniczej windy!
Czy pochwala pan takie zachowanie? Czy uważa pan za słuszne, że jeden z pańskich
pracowników traktuje w ten sposób swoje koleżanki z pracy? O, tak, celowo użyłam
liczby mnogiej, bo jestem prawie pewna, że nie jestem jedyną ofiarą
niepohamowanego libido i chamstwa pańskiego siostrzeńca! Takie zachowanie jest
niedopuszczalne! W jakim świetle stawia pan swoją firmę i siebie samego, jeżeli
pozwala pan na tego typu postępowanie? Natomiast jeżeli chodzi o mnie, to pracuję
tu już dosyć długo i pan dobrze wie, że jestem jednym z najlepszych pracowników.
Przez te wszystkie lata tyrałam jak wół, brałam nadgodziny, a pan mnie teraz zwalnia,
bo odważyłam się spoliczkować członka pana rodziny? To absurd!  Kiedy
skończyłam, zdałam sobie sprawę, że choć bardzo starałam się nie podnosić głosu,
moja przemowa była jednym wielkim wrzaskiem.
 Może i tak, ale to moja firma, mogę robić, co chcę. Do widzenia!  I wyprosił
mnie za drzwi.  Aha, i nie zapomnij spakować wszystkich swoich gratów, nie chcę
tu niepotrzebnych śmieci. Klucz zostaw u Zbyszka.
Nic już nie odpowiedziałam, tylko wyszłam i z wściekłością trzasnęłam jego
luksusowymi drzwiami, aż spadła z nich złota tabliczka z wygrawerowanym napisem:
 Tadeusz Barański, dyrektor . Pobiegłam na górę i już wiedziałam, co muszę zrobić.
Nie płakałam, byłam zbyt wściekła, żeby płakać. Właśnie chciałam pójść do tego
dupka Miśkiewicza i napluć mu w twarz, ale wtedy weszła Kosinowska i
powstrzymała mnie, mówiąc:
 Zuzka, nie! Oni są gotowi nawet wezwać policję! Chyba nie chcesz wylądować
w areszcie za taką głupotę?
Rzeczywiście, nie chciałam. Rozglądnęłam się bezradnie po pokoju, w którym
spędziłam tyle godzin swojego krótkiego życia. Nagle dotarło do mnie, że
to wszystko, cały mój zapał i poświęcenie, nie miały nigdy żadnego sensu. A teraz,
stojąc pośrodku małego pomieszczenia, dobitnie zdałam sobie z tego sprawę. Byłam
wściekła! Mój wzrok dojrzał Mikołajowy łeb, wskazujący godzinę dwunastą
trzydzieści. Jak gdyby nigdy nic. Jak gdyby nic się nie wydarzyło. Jak gdyby świat
nadal się kręcił, chociaż przecież już nie powinien.
Spytałam kierowniczkę, czy mogę zabrać łeb Mikołaja, a gdy ta potwierdziła,
zrzuciłam go na podłogę i moim wypolerowanym obcasem zadałam cios temu czemuś,
co w tym momencie przedstawiało Miśkiewicza i Barańskiego razem wziętych. Potem
przypomniałam sobie, jak bardzo nienawidziłam tego zegara i tej pracy, i zadałam
mu kolejny cios. Potem jeszcze jeden i jeszcze, aż nie zostało z niego nic prócz garstki
kurzu. Kosinowska popatrzyła na mnie z niedowierzaniem, ponieważ po raz pierwszy
widziała mnie w takim stanie, bo swoje cierpienie po stracie mamy schowałam gdzieś
głęboko w środku i nikt o nim nie wiedział. A teraz byłam jak ogień, miałam ochotę
zniszczyć tych złych ludzi, ale zamiast tego zniszczyłam tylko zegar.
 Zuzia&  Przerwała, bo spojrzałam na nią pełnym nienawiści wzrokiem.
Spakowałam pospiesznie swoje rzeczy do dużej zielonej torebki. Ciekawe, ale
sądziłam, że więcej się tego nagromadziło przez te wszystkie lata. A tu okazało się, że
moje prywatne szpargały, które towarzyszyły mi w pokoju na czwartym piętrze,
to jedynie kubek, łyżeczka do herbaty, mały talerzyk i nożyk do krojenia. Ze stolika,
na którym stał elektryczny czajnik, zgarnęłam jeszcze swoją kawę, herbatę oraz
cukier. Natomiast z biurka, przy którym ślęczałam całymi godzinami, nadwyrężając
wzrok utkwiony w monitorze komputera, zabrałam swoje długopisy i notatnik. To było
tyle. Mimo całej złości, jaką wtedy odczuwałam, potrafiłam się opanować.
Prawdopodobnie przyczynił się do tego mord, nie tak dawno dokonany na Mikołaju.
Wyszłam z pokoju, jakby nigdy nic. Klucz zostawiłam u pana Zbyszka, który  jak
się okazało  już o wszystkim wiedział, ponieważ powiedział:
 Zuziu, tak mi przykro.
A potem tak po prostu wyszłam. I w ten sposób zostawiłam za sobą prawie
czteroletnią zawodową przygodę z firmą, której nienawidziłam całym sercem, a która
przez ostatnie dwa lata stała się moją jedyną fortecą, ucieczką przed sobą samą. Gdy
siedziałam w samochodzie, wiosenne słońce oświetlało moją twarz. Czułam, że nie
mogę jeszcze ruszyć. Musiałam najpierw ochłonąć, bo w mojej głowie wciąż
panowała wojna. Doprawdy nie miałam pojęcia, co mam teraz zrobić.
Rozdział 4
Kompletnie nie wiem, jak znalazłam się w mieszkaniu. Nie mam pojęcia, jak udało
mi się prowadzić samochód w takim stanie, a jednak najwidoczniej tego dokonałam.
Gdy weszłam do domu, opadłam na fotel w dużym pokoju. Nie przebrałam się, nie
umyłam, nic nie zjadłam, tylko przez około trzy godziny wpatrywałam się w ścianę.
Potem rozpięłam swój zielono-pomarańczowy płaszcz i zaczęłam płakać. Ten stan
trwał około dwóch godzin. Następnie zasnęłam w fotelu. Obudził mnie telefon. To była
Teresa. Postanowiłam odebrać, chociaż nie nadawałam się do życia, a co dopiero
do rozmowy.
 Zuzia?  zaczęła.
 Tak.
 Co się dzieje? Masz taki przygnębiony głos&  spytała.
 Wywalili mnie z pracy.
 O, matko! To okropne! Jak się czujesz?
 Fatalnie  odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
 Tak mi przykro. Czy jest coś, co mogę dla ciebie zrobić?  zapytała wyraznie
zatroskana Teresa.
 Obawiam się, że nie. Przepraszam, ale nie mam nastroju do rozmowy 
dodałam.
 Dobrze, Zuziu. Powiedz mi tylko, czy to zwolnienie jest związane z tym całym
Miśkiewiczem?
 Tak, niestety.  Nie widziałam powodu, dla którego miałabym jej o tym nie
powiedzieć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dudi.htw.pl
  • Linki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co się robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeśli przyczynia się do utrwalenia miłości.
    >