[ Pobierz całość w formacie PDF ]

własnej firmy była dla mnie niemal cudem. Prowadzenie sklepu rozwiązywało całkowicie
problem całodziennej opieki nad synkiem. Na początku zajmowaliśmy małe mieszkanko nad
sklepem. Kiedy Noah drzemał, zostawiałam go na piętrze i pilnowałam korzystając z
dziecięcego monitora, a kiedy nie spał, mógł bawić się na dole, w maleńkim pomieszczeniu na
zapleczu sklepu.
Jackson oderwał wzrok od nawierzchni ulicy i rzucił Georgii krótkie spojrzenie.
- Pomyślane doskonale. I godne podziwu - skomentował po chwili namysłu.
- Tak chyba musiało być. - Wzruszyła ramionami. Nagle zorientowała się, \e jest ju\ wpół do
trzeciej.
- Powinniśmy ruszać w drogę powrotną. I to bardzo szybko. Noah zaraz kończy lekcje, a ja
chciałabym zdą\yć do domu przed przyjazdem szkolnego autobusu.
Jackson przejął się słowami Georgii. Usłyszawszy, \e po powrocie ze szkoły chłopiec mo\e
zastać pusty dom, uparł się, \eby po niego pojechać. Zajęło to im jednak sporo czasu, mimo \e
szkoła była prawie po drodze. Zjawili się na miejscu, akurat gdy z budynku wysypały się dzieci.
Zobaczywszy Noaha, Georgia nachyliła się nad ramieniem Jacksona i nacisnęła klakson.
Chłopiec podbiegł szybko do furgonetki, zachwycony, \e po niego przyjechali.
- Cześć, kumplu - przywitał go Jackson. - Wskakuj do środka.
Robiąc synkowi miejsce obok siebie, Georgia przysunęła się do kierowcy. Jego uda ocierały się
o jej nogi. Było to tak niepokojące odczucie, \e nie potrafiła skupić uwagi na tym, co mówił
Noah.
Opisywał szkolny dzień.
- ...Wtedy Bucky Keller popchnął Mike'a Geary'ego tak, \e ten upadł na plecy. I to wprost do
pojemnika na śmieci. Ugrzązł głową. Tak machał nogami w powietrzu, \e cała klasa ryczała ze
śmiechu. Pani Basset ledwie go stamtąd wydostała. Obaj musieli iść do gabinetu dyrektora -
dodał podniecony.
- No to mieliście wesoły dzień - skomentował Jackson.
- Naprawdę, synku? - spytała półprzytonmie Georgia. Czy\by Noah powiedział przed chwilą, \e
został wysłany do dyrektora? Niemo\liwe...
- Tak, niezły - potwierdził chłopiec. - Na skórze pani Basset wystąpiły czerwone plamy, tak \e
musiała zaraz usiąść. Wachlowała się ksią\ką do hiszpańskiego - dodał rozradowany. - Zrobiło
się gorące popołudnie. Moglibyśmy iść popływać w strumieniu.
- Jest w pobli\u jakieś miejsce do kąpieli? - zapytał Jackson.
- Tak, w strumieniu Sheltona. Niedaleko stąd - wyjaśniła Georgia. - Niewiele wody, ale
wystarczy do ochłodzenia się w upalny dzień.
- Mo\emy tam pojechać? Mamo, proszę! - jęknął Noah.
- Po ostatnich deszczach woda będzie wysoka i zimna. Mamo, proszę!
- Mo\emy tam pojechać? Mamo, proszę! - Jackson do złudzenia naśladował płaczliwy ton głosu
chłopca.
- Oczywiście - zgodziła się Georgia. - Przedtem jednak wpadniemy do domu po rzeczy.
Przygotuję koszyk z jakąś kolacją.
- Urządzimy piknik? Och, nie pamiętam, kiedy ostatni raz bawiłem się w coś takiego - oznajmił
Jackson, zachwycony pomysłem.
- To nie będzie nic nadzwyczajnego. Tylko kilka kanapek - szybko dodała Georgia, dokonując w
myśli przeglądu zawartości lodówki.
- Zwietnie. Mnie to odpowiada - stwierdził Jackson. -Bylebym tylko nie musiał jeść łba
pancernika - dodał z krzywym uśmiechem.
- To ci nie grozi - zapewniła go.
Brzeg strumienia okazał się idealnym miejscem na spędzenie póznego popołudnia, uznała, gdy
tylko rozlokowali się wygodnie nad wodą. Z chorą nogą pływać nie mogła. Siedząc w cieniu,
przyglądała się igraszkom Jacksona i Noaha.
Chłopiec był zachwycony jego obecnością. Było widać, \e tęskni do męskiego towarzystwa. Tak
właśnie bawiłby się z ojcem, ale nie było to, niestety, mo\liwe. Czy naprawdę dla Noaha było
lepiej, \e \yła samotnie? Po raz pierwszy Georgia zaczęła mieć wątpliwości. Zrezygnowała z
ponownego uło\enia sobie \ycia wyłącznie ze względu na dobro dziecka czy te\ z obawy, \e
będzie musiała poddać się męskiej dominacji?
Do domu wrócili dopiero o zmierzchu.
W cię\arówce Noah siedział między matką a Jacksonem. Szybko zasnął, zmęczony. Oparł głowę
na ramieniu kierowcy. Kiedy Georgia chciała odsunąć synka, Jackson zaprotestował.
- Wcale mi nie przeszkadza. Niech sobie pośpi.
Gdy tylko znalezli się w domu, Jackson zaraz zaprowadził Noaha na piętro. Dzieciak był tak
śpiący, \e oboje z Georgią musieli go rozebrać i zapakować do łó\ka. Wiedziała, \e po dniu tak
pełnym wra\eń będzie spał jak zabity.
Zgasiła światło i nachyliła się, \eby pocałować synka w policzek. Ze zdziwieniem zobaczyła, \e
Jackson robi to samo.
Wyszła szybko z pokoju. Na myśl, \e zaraz go po\egna, mocniej zabiło jej serce. Nie wiedziała,
czy odwrócić się do niego, czy te\ natychmiast uciec do swej sypialni.
- Dziękuję ci za wspaniały dzień - powiedział, podchodząc bli\ej. - Nie pamiętam, kiedy po raz
ostatni tak doskonale się bawiłem.
- A ja dziękuję za to, \e zostałeś i nam pomogłeś - odpada w rewan\u.
- To wyście mi pomogli, a nie ja wam - powiedział. Chyba mówił prawdę. Po dniu spędzonym w
towarzystwie jej i Noaha stał się zupełnie innym człowiekiem, niepodobnym do rozzłoszczonego
ponuraka i awanturnika, który pózną nocą walił do drzwi domu. Zmuszony do przebywania
przez parę dni w zapadłej dziurze, to znaczy w Sweetwater, uspokoił się i rozluznił. Z jego
twarzy zniknęły głębokie, surowe zmarszczki wokół ust i między brwiami. Złagodniały rysy.
Nawet zbrązowiała mu cera po dniu spędzonym na powietrzu.
Uśmiechając się teraz do Georgii, Jackson wyglądał jak... jak chłopak. Z dnia na dzień coraz
lepiej...
Ciągnęła ją do niego jakaś niewidzialna magiczna siła. Z największym wysiłkiem odwróciła
wzrok. Jeśli nie będzie patrzyła mu w oczy, to mo\e uda się jej...
- Dobrej nocy.
Nachylił się w stronę Georgii. Po chwili poczuła na ramionach jego ręce. Wargami odszukał jej
usta.
Zapragnęła powiedzieć, \eby się odsunął, lecz nie potrafiła. Poddała się obezwładniającej
pieszczocie.
Wspaniałej. Cudownej.
Tak miłej, jak cały, wspólnie spędzony dzień.
Poczuła, \e jego ręce zsuwają się a\ do talii i przyciągają ją bli\ej. Nie broniła się. Objęła
Jacksona za szyję.
- Georgio, słodka Georgio... - szeptał do ucha. - Pozwolisz mi potrzymać cię tak jeszcze przez
chwilę?
Zaczęła przytomnieć pod wpływem słów. Ale mimo wewnętrznych sygnałów alarmowych, nie
była w stanie wyzwolić się z czułych objęć. Bezwolna, przylgnęła jeszcze mocniej.
Czuła na sobie pocałunki Jacksona, przesuwające się w dół twarzy, a\ do szyi.
- Nie mo\emy... nie powinniśmy... - wyszeptała z trudem.
- Pięknie pachniesz... - Wargi Jacksona przesunęły się wzdłu\ szyi Georgii, a\ do dekoltu w
bawełnianej koszulce. Odciągnął ją na ramiona i całował miękką, delikatną skórę nad [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dudi.htw.pl
  • Linki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co się robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeśli przyczynia się do utrwalenia miłości.