[ Pobierz całość w formacie PDF ]
droga, im zagrażasz, przybędą do tego świata, żeby go zniszczyć. Nie lepsi od demonów, pomyślałam z kpiną. Ani trochę. Poczułam, że Dek i Mai, rozpłaszczeni na mojej czaszce, wiercą się niespokojnie. Podrapałam ich po plecach; uspokoili się i znów zapadli w sen. %7łałowałam, że nie mogę zrobić tego samego. %7łałowałam, że to wszystko nie jest tylko snem. Rozprostowałam prawą dłoń. Pancerz zapuszczał macki gorąca w głąb kości. - Czy już za pózno? - Wiemy, kiedy ktoś z nas umiera. Czujemy to, nawet przez Labirynt. Już zabicie Ahsen było niebezpieczne. Ale jeśli zgładzicie jego, reszta z pewnością tu się pojawi. - On musi zginąć - oświadczyłam. - A jeślibym się poddał? - spytał Grant. - To głupi pomysł - obruszyłam się. - Strasznie głupi. - Jeślibym się poddał - powtórzył Grant, posyłając mi twarde spojrzenie - czy to wystarczyłoby, żeby inni trzymali się z dala od tego świata? Ogarnięta wściekłością, wyrwałam rękę z jego uścisku. Jack pokręcił głową. - Nie wolno ci tego zrobić. - Posłuchaj... - Nie - warknął Jack, błyskając złowrogo oczyma. - Jesteś ostatni, rozumiesz? Ktoś taki jak ty nie istniał na tym świecie od miliardów lat. A jednak tu żyjesz, bo Labirynt cię przechował, a potem otworzył przed tobą drzwi do tego świata i do tych czasów. 133 - Nie pozwolę, żeby z mojego powodu ginęli ludzie. - Zginą, jeśli stąd znikniesz - wychrypiał Jack, waląc pięścią w stół. - Zabiją ich demony, kiedy runie Zasłona. Albo wtedy, gdy przybędą tu istoty mojego gatunku upewnić się, że nie ma na tym świecie więcej Ust Zwiatła. Powrócą dawne czasy, chłopcze, z bogami i potworami, a kiedy nadejdzie koniec, nic już nie będzie takie samo. Twoje poświęcenie pójdzie na marne, poza tym że oszczędzi ci bólu. Ale ona tu zostanie i będzie cierpiała. Grant zesztywniał. Wyciągnęłam rękę do Jacka. - Przestań. - Nie - szepnął, nadal wpatrując się intensywnie w Granta. - Nie, dopóki on nie zrozumie. Tu nie ma dobrych rozwiązań. - Tylko same prawdopodobieństwa - mruknął ponuro Grant, uderzając końcem laski w podłogę z taką siłą, aż prawie podskoczyłam. Oczy miał pociemniałe z wściekłości. -Wszyscy jesteście takimi sukinsynami, Jack? - Nie - odparł starszy pan ze znużeniem. - Ale wielu. Wyczułam, że ktoś się nam przygląda. Odwróciłam się. W drzwiach sypialni stała Mary z nastroszonymi włosami, skubiąc na sobie sweter. Białka jej oczu iskrzyły się jak śnieg, jarzyły się dzikością. Zaciśnięte usta przypominały ostrze sztyletu. Jack wzdrygnął się, kiedy ją zauważył. - Marritine. - Wilk - stęknęła staruszka roztrzęsionym głosem, po czym przeniosła wzrok na Granta. - On chce mnie odesłać do ciemnego miejsca. Na sekundę Grant jakby zapadł się w sobie, ale już po chwili nabrał głęboko powietrza i odzyskał moc. Kulejąc, podszedł do Mary, żeby ją do siebie przytulić. Otoczona jego ramionami wydawała się niesamowicie drobna i krucha. - Nie. - Grant pocałował staruszkę w czoło. - Tak się nie stanie. Nie, nie stanie się. Mogłam to zakończyć. Właśnie w tej chwili. Uniosłam prawą dłoń i popatrzyłam na delikatny pancerz otaczający palec i na srebrzystą nitkę biegnącą do bransoletki na nadgarstku. Jack też na nią spojrzał i na jego twarzy pojawił się wyraz znużenia rezygnacji. 134 - Czy wiesz, gdzie on jest? - spytałam, starając się, by mój głos brzmiał spokojnie i stanowczo. - Gdzie ukrywa się Mister King? Jack nie odpowiedział, tylko gapił się ponuro. Grant powoli odwrócił się do mnie. Nie umiałam spojrzeć mu w oczy. Nie mogłam. - Maxine - powiedział ostro. - Maxine, nie. Jack rzucił się w moją stronę, szybko jak żmija, żeby chwycić moje ramię. Zrobiłam unik i uciekłam między książki. Nie pobiegł za mną - stał pochylony, z wyciągniętą pustą ręką. Przeniosłam wzrok na Granta, próbując się uśmiechnąć. Moja rodzina. Moja. - Zobaczymy się, kiedy się zobaczymy - wyszeptałam, czując, że serce podchodzi mi do gardła. - Do tego czasu nie pozwólcie się zabić. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |