[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w ogóle istniały, mogły czaić się tutaj, w kawałku metalu? Sięgnął po znajomego kształtu atłasowe pudełeczko, które pamiętał z dzieciństwa. - Jest - rzucił szorstko, zamykając skrytkę na klucz, zanim otworzył pudełeczko z pierścionkiem. - Legenda głosi, że jeżeli ten pierścionek założy kobieta czysta, kamień zajaśnieje niezwykłym blaskiem. Moja matka zawsze twierdziła, że kamień jest po prostu matowy. Jodie patrzyła w niedowierzaniu na ogromny, prostokątny szmaragd, otoczony połyskującymi brylantami. - Nie mogę tego nosić - zaprotestowała. - Będę się bała, że mogę zgubić. Chyba musiałabym mieć koło siebie uzbrojonego strażnika, żeby czuć się bezpiecznie. To musi być warte... Lorenzo zdziwił się, bo usłyszał w jej głosie nie tyle podniecenie, ile niesmak. Kobieta, która myśli z niechęcią o noszeniu cennej biżuterii? To było coś tak dalekiego od jego przekonań, że zupełnie nie potrafił sobie tego wyobrazić. - Zanim zaczniemy się nad tym zastanawiać, zobaczmy, czy pasuje - zaproponował. Jodie czuła, że ręka jej drży, kiedy wsunął pierścionek na jej palec serdeczny. Z racji swojej wagi był bardzo niewygodny. Jodie zmarszczyła się i zaczęła go ściągać. - Zostaw! Zmarszczka na czole Lorenza pogłębiła się, gdy uważnie studiował kamień, podnosząc jej dłoń do oczu. - Coś jest nie tak? - zapytała niepewnie. - Popatrz i powiedz mi, co widzisz - polecił jej. Niechętnie wypełniła polecenie. - Nic nie widzę - odpowiedziała zmieszana. Lorenzo też nic nie widział. Kamień był całkowicie wolny od zamgleń, na które, jak pamiętał, narzekała jego matka. Wybryk losu? Różnice w oddziaływaniu ze skórą obu kobiet? Musiało istnieć jakieś logiczne wytłumaczenie przejrzystości szmaragdu na palcu Jodie. Nieświadoma targających nim emocji, Jodie zsunęła pierścionek z palca. - Nie będę go nosić - oznajmiła twardo. - Zobaczymy. Na pewno musisz założyć go w niedzielę, kiedy ogłoszą nasze pierwsze zapowiedzi. Wiedziała, kto zazdrościłby jej takiego pierścionka zaręczynowego. Louise oczywiście. Jodie mogła sobie wyobrazić jej reakcję, gdyby pojawiła się w nim na ślubie Johna. Spróbowała zobaczyć tę chwilę w wyobrazni, ale jakoś nie umiała się nią cieszyć. A przecież tylko dlatego zgodziła się na to całe zamieszanie... Czyż nie? ROZDZIAA DZIEWITY Bywają gorsze sposoby spędzenia czasu niż odkrywanie uroków tak fascynującego miasta, pomyślała Jodie, wychodząc z pałacu Medyceuszy i zdążając w kierunku Piazza Signoria. Miała dzień dla siebie, Lorenzo był zajęty aż do lunchu. Niby nie zależało jej na jego towarzystwie, ale widok spacerujących par czynił jego nieobecność przy jej boku bardziej odczuwalną. Dziwiła się sama sobie, bo przecież nie zamierzała się wiązać uczuciowo z żadnym mężczyzną, a poza tym wiedziała doskonale, że zakochanie się w kimś pokroju Lorenza byłoby aktem czystego szaleństwa. Nie, to tylko ciepło wiosennego słońca i piękno Florencji wywoływało w niej to nieokreślone uczucie smutku. Gdyby Lorenzo mógł jej towarzyszyć, z pewnością opowiedziałby jej dużo więcej o mieście, niż mogła wyczytać z przewodnika. Ale przypomniała sobie napięcie, które z niewiadomych przyczyn towarzyszyło ich każdej, najbardziej nawet prozaicznej wymianie zdań - jakby stale buzowała w niej adrenalina, a ciało trwało w oczekiwaniu... Na co? Na jego dotyk? Zdawała sobie sprawę, że jej myśli schodzą na niebezpieczne tory. Spróbowała skupić uwagę na placu i jego słynnych rzezbach. Zatrzymała się, żeby przeczytać odpowiedni fragment w kupionym wcześniej przewodniku. Skoro miała tu zostać na rok, pomyślała, że mogłaby się nauczyć włoskiego i dodać tę umiejętność do swojego przyszłego CV. To niewątpliwie wartościowsze zajęcie niż rozpamiętywanie bezsensownych tęsknot. W mieście roiło się od turystów i kiedy doszła do Galerii Uffizi, postanawiając zostawić zwiedzanie Palazzo Vecchio na inną okazję, była zmęczona i spragniona. Przypomniała sobie barek na placu w pobliżu apartamentu i dotarła tam w kilka minut. Na niewielkim placyku panował tłok nie do opisania i pomyślała, że nie znajdzie miejsca, w końcu jednak zauważyła wolny stolik i usiadła z westchnieniem ulgi. W pół godziny pózniej, kiedy kończyła drugą filiżankę kawy, do stolika podszedł młody, przystojny Włoch. - Bardzo panią przepraszam - zagaił, rzucając jej powłóczyste spojrzenie - czy mógłbym się przysiąść? Jest tak tłoczno... Był bardzo przystojny i, zupełnie wyraznie, wyspecjalizowany w wyszukiwaniu samotnych turystek, pomyślała Jodie z rozbawieniem. Z przeciwnej strony placu rozgrywającą się przed nim scenkę oglądał Lorenzo. Młodzi florentyńczycy nałogowo spędzali letnie miesiące, flirtując z naiwnymi turystkami. Stało się to już rytuałem, poczynając od dyskretnych spotkań, przez spacery po mieście i szybki seks w pokojach hotelowych. Jodie cieszyła się u nich specjalnym powodzeniem. Lorenzo zauważył już, jak otwarcie odpowiedziała młodemu wielbicielowi, jak się do niego uśmiechnęła... Jakże często oglądał matkę obdarzającą takim samym uśmiechem kochanka, kiedy jako małego chłopca zabierała go ze sobą na spotkania. Obdarzał wtedy mężczyznę, z którym matka [ Pobierz całość w formacie PDF ] |