[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chce pan być ze mną szczery i jasno określić warunków umowy, nie widzę sensu ciągnąć tego dalej. - Siadaj! - rozkazał krótko. Zatrzymała się w połowie drogi do drzwi, ale nie wróciła na miejsce. - Zapominasz się. Nikt z moich ludzi nie wychodzi, póki nie dostanie mojej zgody. Domyślała się, \e pod drzwiami czekają uzbrojeni stra\nicy, którzy na jedno skinienie rozszarpią ją na strzępy. Postanowiła jednak zaryzykować. Zakładała, \e jej arogancja zrobi na nim wra\enie. - Mo\e będzie lepiej, jeśli poszukam sobie innego pracodawcy - powiedziała, patrząc mu śmiało w oczy. - Nie lubię, kiedy gra nie ma jasno określonych reguł. - Proszę pamiętać, \e to ja rozdaję karty. Powtarzam po raz ostatni, usiądz! Tym razem go posłuchała. Okazała przy tym nieco zniecierpliwienia, lecz chciała, by zobaczył, \e umie się kontrolować. - Niech mi pani powie, jak na to zareagowali Bissetowie. - Jak zwykle, z godnością. - Lekcewa\ąco wzruszyła ramionami. - Bennett jest z siebie zadowolony. Armand się martwi, Eve le\y w łó\ku, Gabriella ją obsługuje. MacGee z samego rana zamknął się w pokoju z Malorim. Wie pan, o kim mówię? - Owszem. - Generalnie, Bissetowie wierzą, \e zamachowiec chciał pod osłoną ciemności dostać się do ich lo\y. - To logiczne - stwierdził. O taki efekt mu chodziło. - Gdyby powystrzelał ich tam jak kaczki, urządziłby widowisko w bardzo złym stylu. A jak pani się poczuła, moja droga, będąc świadkiem zabójstwa? - Byłam zaszokowana i udawałam, \e jest mi słabo. Mimo to starałam się być dzielna. Rozumie pan, my, Brytyjczycy, jesteśmy tacy mę\ni... - Doceniam wysoką jakość - powiedział znienacka. - I gratuluję postawy. Choć muszę powiedzieć, \e wygląda pani tak, jakby całą noc nie zmru\yła oka. Nie mogła teraz myśleć o Bennetcie. To byłby karygodny błąd. - Wypiłam hektolitry kawy, dzięki czemu rzeczywiście nie mogłam spać - wyjaśniła nonszalancko, czując w \ołądku nieprzyjemny ucisk. - W pałacu myślą, \e poszłam na spacer, \eby nieco ochłonąć po traumatycznych prze\yciach zeszłej nocy - dodała, szykując się do wyciągnięcia atutowego asa. - Czy pan wie, \e cała rodzina królewska wezmie udział w balu bo\onarodzeniowym? - Taka jest tradycja. - Tyle \e w tym roku Gabriella przyjedzie nieco wcześniej, by pomóc Eve. Jej rodzina rezyduje w tym samym skrzydle co ksią\ęca para. - Interesujące. - I zobowiązujące. Takiej okazji nie mo\na przegapić. Chciałabym zło\yć zamówienie na trzy ładunki wybuchowe. Deboque tylko skinął głową. - Najmłodszy ksią\ę mieszka w innym skrzydle - zauwa\ył. - Nie szkodzi. Spiesząc na ratunek rodzinie, ulegnie śmiertelnemu wypadkowi. Niech pan zacznie gromadzić moje pięć milionów. - Uśmiechnęła się, wstając, ale nie zrobiła kroku w stronę drzwi. Wyraznie dawała do zrozumienia, \e czeka na pozwolenie. Deboque tak\e wstał, ale zamiast się po\egnać, podszedł do niej i wziął ją za ręce. - Po świętach planuję zrobić sobie dłu\sze wakacje. Chcę po\eglować, posiedzieć na słońcu. Jednak taka wyprawa bez odpowiedniego towarzystwa nie ma uroku. śołądek podszedł jej do gardła. Miała nadzieję, \e nie spostrzegł, i\ wstrząsnęła się z obrzydzenia. - Kocham słońce - odparła. Nie cofnęła się, gdy stanął bardzo blisko. - Legenda głosi, \e porzuca pan kobiety z taką samą łatwością, z jaką je zdobywa - dodała z uśmiechem. - Porzucam je tylko wtedy, kiedy mi się znudzą. - Poło\ył dłoń na jej karku i pieszczotliwie pogładził. Jego lekki dotyk znów przypomniał jej pająka. - Mam przeczucie, \e pani będzie umiała mnie zabawić. Nie szukam w kobiecie urody. Znacznie bardziej pociąga mnie intelekt. Czuję, \e byłoby nam razem dobrze. Zesztywniała. Gdyby ją pocałował, dostałaby torsji. W ostatniej chwili lekko się uchyliła. - Niewykluczone... Jednak najpierw musimy załatwić interesy. Zacisnął palce na jej karku, ale zaraz ją puścił. Czerwone ślady, które po nich zostały, utrzymywały się jeszcze przez długie minuty. - Jest pani ostro\na, lady Hannah. - Nie przeczę. Dlatego zanim zostaną pańską kochanką, chcę zobaczyć na swoim koncie pięć milionów. A teraz, jeśli pan pozwoli, chciałabym ju\ wracać. Zaraz zaczną mnie szukać. - Oczywiście, mo\e pani odejść. - Do końca tygodnia muszę otrzymać to, o co prosiłam. - Wkrótce dostanie pani świąteczny prezent od ciotki z Brighton. Skinęła głową i wyszła. Deboque wrócił na sofę. Usiadł wygodnie i dopalając cygaro pomyślał o tym, \e bardzo ją polubił. Nawet trochę \ałował, \e będzie musiał ją zabić. ROZDZIAA DZIESITY Bennett skończył czytać akta dopiero póznym popołudniem. Niektóre z materiałów [ Pobierz całość w formacie PDF ] |