[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odgarnęła włosy z czoła uświadamiając sobie, że całkiem wyschły, co wskazywało, iż leżała na plaży przez dłuższy czas. W każdym razie było wcześnie rano i słońce dopiero wschodziło na niebie. Mimo iż w żaden sposób nie mogła dowiedzieć się, czy ma rację, przypuszczała, że może jest około piątej lub trochę wcześniej. Ledwo trzymała się na nogach. Wszystko bolało ją od wysiłku przy pływaniu we wzburzonym morzu i od walki z falami, które targały nią niczym kawałkiem drewna. Wiedziała, że musi poszukiwać hrabiego, i jedynie należało podjąć decyzję, w którym kierunku powinna pójść najpierw. Kiedy stawiała pierwsze kroki po piasku, ujrzała wysokiego mężczyznę wychodzącego zza drzew na samym brzegu zatoki. Nie od razu udało jej się skoncentrować, toteż przez chwilę nie miała pojęcia, kto to mógł być. Spostrzegła tylko, że od pasa w górę człowiek ów jest nagi i przemknęło jej przez myśl, że może to Hawajczyk nieprzyjaznie nastawiony do niej, podobnie jak hawajscy wojownicy wobec kapitana Cooka. Po chwili jednak, z lekkim okrzykiem radości zobaczyła, że to hrabia. Bez zastanowienia pobiegła w jego stronę, mając w głowie tylko jedno że żyje. Dotarła do niego z wyciągniętymi rękoma i rzuciła mu się na szyję, wołając bezładnie: Ty... żyjesz! O Boże... ty... żyjesz! Porwał ją w ramiona, a gdy na niego spojrzała, jej oczy i cała twarz promieniały szczęściem. Ich usta spotkały się. Nie było to wcale zaskoczeniem, lecz jakby nieuniknione, przesądzone od samego początku. Po tym, przez co przeszła, musiał zjawić się przy niej cały i zdrów, gdy myślała już, że go straciła. Poczuła, że jego usta trzymają ją w niewoli, czego właśnie najbardziej pragnęła. Sądząc, iż nigdy tego nie zazna, poddała się uniesieniu, które ogarnęło ją niczym płomień. Poczuła przenikający dreszcz rozkoszy, przejmujący i ostry, aż do bólu. Całował ją, aż doznała uczucia, iż cała się w nim roztapia i stają się jednym. Uniósł głowę, aby chwilę na nią popatrzeć, po czym znów ją całował. Te jego pocałunki, długie, powolne i pożądliwe sprawiły, iż drżała z doznań, o których nie wiedziała, że istnieją. Wiedziała jedynie, że znalazła się w Raju. Nie istniało dla niej nic innego prócz jego ramion, ust i niego. Poczuła, że każdy, kto zaznałby takiego nieba, byłby do końca życia szczęśliwy. Wtuliła twarz w jego ramię i szepnęła: Myślałam, że... nie żyjesz!... że cię... straciłam. %7łyję, najdroższa rzekł. I ty również! Ujął ją pod brodę i przybliżył jej twarz ku swojej. Całował teraz delikatnie, a nie zachłannie i pożądliwie jak przedtem. Tak się... bałam szepnęła Lidia. Przytulił ją mocniej do siebie i powiedział: Usiądz, najmilsza. Niedługo nas uratują, ale teraz chcę się upewnić, czy nic ci się nie stało. Nic mi... nie jest. Ledwie mogła mówić. Wiedziała jedynie, że jej miłość spowiła ich obydwoje blaskiem, który sprawił, iż Lidia była w stanie myśleć tylko o tym, że mężczyzna, którego kochała od dawna, był blisko i ją pocałował. Hrabia, jakby wiedział co czuła, powiedział cicho: Jak mogłem się temu oprzeć, skoro pragnąłem tego od dawna? Chciałeś... mnie.... pocałować? Oczywiście! zapewnił. Ale... Wiem, wiem przerwał jest tyle ale", tyle rzeczy stoi nam na przeszkodzie. Ale... powtórzyła Lidia. Hrabia przywiódł ją pod drzewo. Usiedli, a bladoróżowe kwiecie spadło ku nim niczym błogosławieństwo. Objął ją, kiedy zaś przysunęła się bliżej, zdała sobie sprawę, że jest prawie nagi. Nie miał nic prócz spodni. Lidia przypuszczała, że płaszcz przeszkadzał mu podczas pływania i zapewne zrzucił go z siebie, zmagając się z przygniatającymi falami, które w końcu wyrzuciły ich na brzeg. Odruchowo zakryła rękoma piersi, a wtedy hrabia uśmiechając się powiedział: W tym akurat momencie skromność nie ma sensu. Chcę dziękować Bogu za to, że żyjemy i chociaż nabiłaś sobie na czole siniaka, nie sądzę, iż to coś poważnego. Ja... byłam nieprzytomna! Tuż przy brzegu uderzyłaś głową o unoszącą się deskę. Wyciągnąłem cię z wody wiedząc, iż jest to tylko omdlenie. Potem, już po wszystkim, musiałaś zasnąć. Lidia lekko się zaśmiała. Jak mogłam zrobić coś tak niedorzecznego? To się często zdarza odparł hrabia. Kiedy przekonałem się, że nic ci nie grozi, poszedłem zbadać teren i ilu jeszcze zostało wyrzuconych na tę wyspę. Nie jesteśmy tu sami? Tylko w tej zatoce odparł. Ludzie z załogi naszej łódki znajdują się nieco dalej na wybrzeżu. Ponieważ ich widziałem trochę nieodpowiednio ubranych, najlepiej zostań tutaj. Chcę być... z tobą. I ja też pragnę, najdroższa, abyś ze mną była. Ale Bóg jeden wie, co zrobimy, żeby to się spełniło. Lidia zapomniała o siostrze i o tym, że hrabia zaręczył się z nią, zapomniała o wszystkim poza tym, iż byli sami, że trzymał ją w ramionach i całował. Teraz nagle ogarnął ją wstyd, że tak się zachowywała. Spuściła wzrok, rzęsy ciemniały na tle policzków, po czym powiedziała: Ja... naprawdę przepraszam... Chyba powinnam... się wstydzić. Nie ma nikogo wspanialszego od ciebie odparł półgłosem hrabia. Musisz wiedzieć, najmilsza moja, że cię kocham. Spojrzała na niego ze zdumieniem. Czy ty... naprawdę to powiedziałeś? Powtórzę jeszcze raz, tysiąc razy, jeśli zechcesz, lecz obydwoje mamy świadomość, że najważniejsze jest teraz co dalej możemy zrobić? Przez chwilę zdawało się, że to było dla Lidii bez znaczenia, i zapytała: Kiedy wiedziałeś, że... mnie kochasz? Hrabia uśmiechnął się i odparł: Sądzę, iż gdy się poznaliśmy. Ujrzałem twe zmartwione oczy i nie potrafiłem myśleć o niczym innym. Uważam także, iż obydwoje zdawaliśmy sobie sprawę, że przyciągamy się nawzajem w dość niezwykły sposób, co nigdy wcześniej mi się nie zdarzyło. Spojrzała na niego, jakby nie dowierzając słowom. Po chwili hrabia zaśmiał się krótko. Wiem, że brzmi to śmiesznie. Oczywiście często od pierwszego [ Pobierz całość w formacie PDF ] |