[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Graves zadrżał, rączki wózka jęknęły cicho, gdy zacisnął na nich dłonie. Ale zaraz, chwileczkę... Dwa domy? Lata? Co on gada? Czyli babcia musiała podejrzewać, że coś - albo dużo cosiów -polowało na mnie. Stąd ciągłe szorowanie mnie, żebym nie pachniała sobą, wieczne mycie podłogi, warkocze dzikiej cebuli i czosnku, porozwieszane w całym domu. Stąd przeprowadzki z tatą, jak wtedy na Florydzie, zanim przyjechaliśmy do Dakoty. Wtedy rzucił tylko, że chodzi o to, żeby coś nas nie namierzyło, nie powiedział nic więcej. A ja nie pytałam. - Będę mógł wyjść na światło słońca! - mówił dalej Siergiej. -1 wy również! Dawno temu, gdy wampiry nie bały się światła dnia, żył pewien djamphir. Nazywał się Scarabus i zabił wampirzego króla, sprawiając, że nosferatu mogły wychodzić wyłącznie w nocy. A stało się to wskutek tego, że wyssał całą krew swietoczy, swojej własnej siostry. To coś w mojej krwi, co sprawiało, że byłam toksyczna, co doprowadzało chłopców djamphirów do szaleństwa, mogło dać Siergiejowi potęgę i pozwoliłoby nie bać się słońca. Właśnie dlatego wampiry z takim uporem polowały na swietocze. Albo zabijali nas, zanim rozkwitłyśmy i stałyśmy się toksyczne, albo chcieli nas wysączyć jak soczek z kartonika, żeby spacerować za dnia pod gołym niebem. Jezu Chryste, już na samą myśl człowiek wpadał w katatonię ze strachu. Jeśli słońce nie pomoże Zakonowi utrzymać wampirów w ryzach, te stwory rozprzestrzenią się po świecie niczym rak. Christophe uniósł podbródek; szalony, niebieski błysk jego oczu zalśnił w czerwonym półmroku. Kły miał wysunięte, aspekt przepływał przez niego falami, ale powoli, leniwie. Czułam, jak strasznie jest poraniony. Aańcuchy, utrzymujące go rozpłaszczonego na ścianie, zadzwięczały delikatnie, ostrzegawczo. To zwróciło uwagę Siergieja. W jednej chwili pokonał dzielącą ich przestrzeń i znalazł się metr od Christophe'a. Usłyszałam dzwięk rozdzieranego powietrza i nieprzyjemny śmiech, który odbił się echem od ścian. Ten sam dzwięk, który rozlegał się, gdy djamphiry znikały, używając do tego nadludzkiej szybkości. Gdybym miała coś w żołądku, już bym to zwróciła, a tak szarpałam się tylko rozpaczliwie w skórzanych więzach. Lewy nadgarstek był zimny pod metalem oków i łańcucha. - Synu. - Głos Siergieja nie był już taki radosny. - Co mogłoby cię złamać? Christophe wypluł jakąś odpowiedz, chyba po polsku, i na pewno nie było to dzień dobry". Słowa raniły jego usta, sprawiły, że powietrze pociemniało. A może to obecna w nich bezsilna furia wycięła szalony tatuaż spółgłosek, zanim opadły na czarno-biały marmur podłogi? Siergiej pochylił się odrobinę na piętach - jednak było w nim to napięcie, jakby wycofanie... On się bał... Bał się Christophe'a. Głód krwi narastał, puchnąc w moich żyłach; kropla po kropli wsączała się we mnie gorąca siła aspektu. Zbyt wolno. - Tak się zastanawiam... - Głos króla wampirów był chłodny, refleksyjny. - Gdy już wyciągnę z niej ostatnią kroplę krwi, czy to wygasi twój bunt? - Odwrócił się, na jego twarzy znów była tamta okrutna radość. Szedł, stukając obcasami; Christophe szarpał się bezsilnie w łańcuchach. Już samo patrzenie na to bolało. Krwawił, każda kropla krwi, upadająca na podłogę, odbijała się w echem w narastającej ciszy. Jeśli nie przestanie, zrobi sobie jeszcze większą krzywdę... Gniew narósł we mnie w jednej czerwonej chwili. - Christophe! - krzyknęłam. Zwiatło zapłonęło jaśniej, teraz już nie przyćmiona czerwień, ale szkarłat, nad moją skórą uniósł się zapach perfum i cynamonu. - Przestań! Dibs krzyknął cicho, boleśnie. Nieruchome wampiry tylko patrzyły; Siergiej zatrzymał się jak od uderzenia. Christophe zawisł na łańcuchach, Siergiej wydał dzwięk, jakby zderzyły się dwa pociągi i w jednej chwili był przy mnie, wchodząc w kulę mojej toksyczności. Jego twarz zalała się purpurą, zasyczał, skręciło go. Może chodziło o to, że Christophe mnie posłuchał, a może o to, że tylko on miał prawo tu przemawiać? To tylko zwykły tyran, pomyślałam, i przez chwilę czułam przypływ nadziei, ciepły i pocieszający. Nie zdołasz przejść przez dżunglę systemu edukacji publicznej w szesnastu różnych stanach, jeśli nie nauczysz się, jak postępować z małymi tyranami. Ale chwilę pózniej nadzieja umarła. Nie był zwykłym tyranem. Był królem wampirów, a ja siedziałam po uszy w gównie. I cała reszta też. I, cholera, nie widziałam żadnego wyjścia. Siergiej cofnął się o kilka kroków. Całe jego ciało skręciło się, ramiona zadrżały, obcasy wystukiwały staccato o podłogę. Purpurowe cętki zeszły z jego twarzy; zasyczał, wszystko wibrowało od tego dzwięku, nawet podłoga. Wózek inwalidzki zatrzeszczał, ścisnęłam mocno lewą dłoń. Płonący ból strzelił w górę mojej ręki, oczyścił umysł. Szarpnęłam się w więzach. Bez efektu. Siergiej pochylił głowę. Cmoknął językiem, wózek zatrząsł się, gdy Graves zacisnął dłonie na rączkach i zaczął pchać mnie przez szachownicę na podłodze. Znalazłam się przy stole, spojrzałam na rozłożone na nim przedmioty i przełknęłam ślinę. A więc o to chodziło... Cóż, to miało sens. To coś w mojej krwi, co doprowadza do szału djamphiry, działa przy zetknięciu z powietrzem. Gdy wydziela się przez moją skórę, staję się toksyczna dla wam- pirów, zwłaszcza teraz, gdy rozkwitłam i aspekt działał stabilnie. Skoro z jakiegoś powodu Siergiej nie mógł przebić się przez tę osłonę, skoro moja krew stawała się jeszcze bardziej toksyczna przy zetknięciu z tlenem i nie mógł wbić we mnie kłów... Cóż, najlepszym rozwiązaniem było upewnić się, że krew nie zetknie się z powietrzem, prawda? Istniał świetny sposób. Wymagający igieł, rurek i czegoś do pompowania krwi. Transfuzja. Siergiej musiał zobaczyć wyraz mojej twarzy. - Jest w tym pewna symetria, nie sądzisz? Nie mogłem pić krwi twojej matki, musiałem zadowolić się zwykłym unicestwieniem. Ale ty [ Pobierz całość w formacie PDF ] |