[ Pobierz całość w formacie PDF ]

munduru miał wysoko zakasane, jak zwykle przy posiłku, ale były starannie
podwinięte, tak że uniform nie tracił nic ze swojej oficjalności.
- Ja... obiecałam spotkać się z panią Heider. Mamy razem zrobić zakupy. Nie
chciałabym, żeby musiała na mnie czekać. - Zobaczyła, jak syn znowu się
uśmiecha. - To dobrze, że szkoła posłała was na wakacje, kiedy twój ojciec i wielu
innych musiało wyjechać. Twoja siła i odpowiedzialność są mi teraz bardzo
pomocne, Manfred.
- Dziękuję, mamo. - Chłopak znów się uśmiechnął i sięgnął po kolejny
kawałek wędliny.
Wstała od stołu, Manfred również wstał. Wiedziała, że syn robi to ze
szczerego szacunku dla niej.
- Usiądz i skończ posiłek, wszystko wystygnie. W lodówce znajdziesz lody.
Przypilnuj, żeby dzieci za bardzo się nie objadły.
- Oczywiście, mamo.
Przeszła przez pokój. Z małego stolika stojącego w przedpokoju wzięła szalik
oraz torebkę i otworzyła portmonetkę, żeby sprawdzić, czy są w niej klucze i
pieniądze. Były na swoim miejscu.
Odwróciła się. Manfred, widoczny w głębi pokoju, wciąż stał i patrzył na
matkę. Posłała mu uśmiech i pocałunek i zawołała:
- Chłopcy, słuchajcie Manfreda! Szczególnie ty, Willi. Otworzyła drzwi i
wyszła na korytarz. Kiedy zamknęła drzwi, oblana potem oparła się o ścianę.
79
Sądziła, że to osłabienie ciążowe. Wyciągnęła chusteczkę. Idąc korytarzem w
stronę windy, kurczowo przyciskała torebkę do nabrzmiałego brzucha i ocierała
pot. Nadusiła guzik przywołujący windę.
Parę sekund pózniej dzwig nadjechał i drzwi do kabiny samoczynnie się
rozsunęły. Wcisnęła guzik poziomu handlowego. Ręką, w której ciągle trzymała
chusteczkę, chwyciła się za poręcz. Przez szybę w tylnej ścianie windy zobaczyła
samochód jadący sąsiednim dzwigiem w dół tak szybko, że - może z powodu ciąży
- jego widok przyprawił ją o mdłości. W obecnym stanie bardzo często robiło jej
się niedobrze z całkiem błahych powodów.
Po przejechaniu czternastu pięter winda zatrzymała się. Kobieta weszła do
holu centrum. Kroczyła przeszklonym tunelem, mijając kilkoro drzwi. Po drodze
schowała chusteczkę do torebki. Uśmiechnęła się i skinęła głową znajomej, pani
Doster, która dzwigała książki.
Helena doszła w końcu do drzwi prowadzących do samego centrum.
Fotokomórka zarejestrowała jej nadejście i połówki przegrody rozsunęły się
bezgłośnie.
Stanęła za drzwiami. Rozejrzała się wokoło, potem narzuciła szal na ramiona
i skręciła w prawo. Minęła szklaną elewację budynku mieszczącego kwatery
wyższych oficerów i rzuciła okiem na odbicie swojej zniekształconej sylwetki. Po-
prawiła szal, który odchylił jej biały, marynarski kołnierz, automatycznie
wygładziła materiał i szła dalej.
Zbliżyła się do skrzyżowania. Musiała się zatrzymać. Wyrazny sygnał świecił
ostrzegawczo:  Uwaga! Uwaga! Potem kolor zmienił się z żółtego na zielony.
Weszła na jezdnię. Przy pierwszym kroku spojrzała pod nogi. W butach na
płaskim obcasie czuła się bardzo niska, ale noszenie butów na wysokich słupkach
wywoływało u niej ból pleców, kiedy była w ciąży. Podniosła głowę. Odruchowo
dotknęła brzucha. Dziecko znów się poruszyło, ale Helena nie uważała za sto-
sowne robienie sobie masażu w miejscu publicznym, na samym środku ulicy.
Już z chodnika kątem oka dostrzegła skierowane do niej pozdrowienie. To
doktor Morgensturn, dentystka, machała jej z okna elektrycznego pojazdu
stojącego na skrzyżowaniu. Helena podniosła rękę, żeby odwzajemnić jej gest, ale
samochody ruszyły i nie była pewna, czy doktor Morgensturn to zauważyła.
Kiedy szła przez centrum, wszędzie widziała transparenty, swastyki, dumne
hasła o niemieckiej potędze i przyszłym zwycięstwie. Nagle posmutniała. Poczuła
się trochę winna. Była w prostej linii potomkiem jednego z najsławniejszych
oficerów SS. Skręciła w pasaż wiodący do wielkiego magazynu. Podeszła do
jednego z bocznych wejść. Anna Heider już czekała na przyjaciółkę.
- Przepraszam za spóznienie, Anno - zawołała Helena z daleka. Oczy Anny
wyraznie zdradzały podenerwowanie. - Wybacz, proszę...
- Już myślałam, że coś się... No cóż, z Manfredem, i w ogóle...
- Nie. A gdzie Ewa? W środku?
- Nie, nie przyszła... Jest i ona!
Anna patrzyła gdzieś daleko. Niebieskie oczy pani Heider błyszczały z
podniecenia.
Helena spojrzała przez ramię. W ich stronę biegła Ewa Mann. Wysokie
obcasy jej pantofli głośno stukały o płyty chodnika. Helena bezwiednie się
80
uśmiechnęła. Przypomniała sobie, że kiedyś, zanim po raz pierwszy zaszła w
ciążę, ona też nosiła takie krótkie, obcisłe sukienki.
- Ewa! - Helena Sturm serdecznie uściskała dużo młodszą od siebie kobietę.
- Helena, Anna. Chodzmy na zakupy. - Ewa pierwsza weszła do sklepu, pani
Sturm tuż za nią.
Każda z nich zaopatrzyła się w małą końcówkę komputera oraz wyświetlacz,
po czym ruszyły w głąb najbliższego korytarzyka między rzędami półek i lad.
- O! - krzyknęła Anna Heider. - Mój mąż nie cierpi sera  Cottage , to moja
szansa.
Helena patrzyła, jak wzrok Ewy przenosi się z pojemnika z serem na
końcówkę trzymaną przez nią w lewej ręce. Prawą manipulowała przy
wyświetlaczu, żeby odczytać dane zaszyfrowane w kodzie cyfrowym, którym
oznakowany był każdy towar. W końcu kobiety poszły dalej.
W dziale żywności śniadaniowej pierwsza zatrzymała się Ewa. Uważnie
patrzyła na barwne opakowania. Po chwili powiedziała:
- Mój mąż z dużą dbałością o szczegóły zreorganizował rozmieszczenie
naszych sił. Twierdzi przy tym, że Trzeci Korpus jest niezawodny w co najmniej
dziewięćdziesięciu procentach, a na pozostałych dziesięciu procentach składu
osobowego korpusu też w zasadzie można polegać.
Helena Sturm oblizała wargi. Zapomniała nałożyć na nie szminkę. Teraz
odłożyła na bok końcówkę oraz wyświetlacz i zaczęła grzebać w torebce w
poszukiwaniu pomadki.
- W takim razie... kiedy?
- Bez względu na okoliczności - odparła Ewa - Trzeci Korpus wróci tutaj na
uroczyste obchody Dnia Zjednoczenia. I wtedy... - Ewa nagle umilkła, po chwili
podjęła nienaturalnie głośno: - I wtedy powiedziałam mojemu mężowi, że po-
nieważ prawie nie bywa w swoim domu na śniadaniu, powinien pozwolić
dzieciom decydować, co będą rano jadły. Jego matka bez przerwy zmusza je do
jedzenia gorącej owsianki.
Helena Sturm niezgrabnie kiwała głową, nie bardzo wiedząc, jak się
zachować.
- Już sobie poszły - oznajmiła konspiracyjnym szeptem Anna.
Helena zerknęła przez lewe ramię. Mijające je przed chwilą kobiety, żony
trzech znanych dygnitarzy partyjnych poszły do dalszych półek, nie zwracając na
nie szczególnej uwagi. Ewa podjęła temat:
- W Dniu Zjednoczenia... Wtedy właśnie wódz zostanie zamordowany, a
Trzeci Korpus zaatakuje stacjonujący tutaj oddział SS. A kiedy to się stanie,
Pierwszy i Drugi Korpus oraz Eskadra Kondora powrócą do Complexu, a
następnie ogłoszą stan wojenny. Dopiero wtedy zacznie się też prawdziwa wojna.
Ale po śmierci wodza i rozbrojeniu SS będziemy mieli przynajmniej kilka dni na
opanowanie Complexu, a co najważniejsze, na przejęcie zgromadzonego tu
sprzętu oraz wyposażenia.
Helena zorientowała się, że Ewa Mann dziwnie na nią patrzy.
- Martwisz się o Helmuta i Zygfryda?
- Helmut mnie znienawidzi. Zygfryd też mnie znienawidzi. I Manfred na
pewno też.
81
- Helmut jest nazistą, ale to rozsądny człowiek. Poza tym cię kocha. Kocha
ciebie i wasze dzieci - z uśmiechem powiedziała do niej Ewa.
Poszły dalej. Helena przystanęła i nie mogła się zdecydować, czy kupić
większe, pięćsetgramowe opakowanie z gotowym ciastem na naleśniki, czy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dudi.htw.pl
  • Linki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co się robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeśli przyczynia się do utrwalenia miłości.