[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szpitala i długiej rehabilitacji założyłem własną firmę. Podczas pracy w wydziale Delaneya dużo jezdziłem po świecie. Uznałem, że jeśli czymkolwiek mogę się zająć, to właśnie organizowaniem innym podróży. Od ponad roku haruję jak wół, starając się rozkręcić interes... Kilka tygodni temu zgłosił się do mnie Delaney. Prosił, żebym odebrał przesyłkę z mikrofilmem. Twierdził, że to bardzo ważne, że film przedstawia, najnowsze osiągnięcia techniki laserowej. Namawiał mnie, a ja... - A ty się zgodziłeś? - Tak. Nie jestem pewien dlaczego. Może chciałem się przekonać, czy Delaney ma rację. Cały czas powtarzał, że kiedy wrócę do zdrowia, zacznie mnie ciągnąć do dawnej roboty. Jak wilka do lasu. Wiem jedno: czegoś mi w życiu brakowało. Owszem, rozkręcałem interes, ale to mi nie wystarczało. Czułem pustkę, niedosyt. A Delaney... przyjazniliśmy się. Dlatego zgodziłem się mu pomóc. Ale kiedy tylko statek odbił od brzegu, pożałowałem tej decyzji. Uświadomiłem sobie, że nie mam ochoty dłużej zajmować się takimi sprawami. A potem ty przybyłaś mi na pomoc. W tej mrocznej alejce zrozumiałem, czego tak naprawdę mi brakuje. Nie takich podniet, jakich dostarcza praca dla Delaneya, ale obecności drugiego człowieka, kogoś, kto by mnie kochał i o mnie dbał. Po prostu marzyłem o takiej cudownej koteczce, która siedziałaby mi na kolanach, tuliła się do mnie i mruczała z rozkoszy. Na twarzy Tabi, która uparcie unikała wzroku Devlina, pojawił się rumieniec. - Nie jestem żadną koteczką, Dev. Tam na statku zachowałam się jak idiotka. A ty się mną posłużyłeś. W porządku, może nie chodziło ci o przykrywkę , ale... ale wykorzystałeś moją naiwność. Okłamałeś mnie. Kiedy pomyślę, jaka byłam głupia... - Nie byłaś! Podniosła głowę. - Byłam, byłam. Wiesz, co czuję, ilekroć wracam pamięcią do tamtego wieczoru? Ja naprawdę wierzyłam, że to nieśmiałość powstrzymuje cię od wykonania pierwszego kroku, że jesteś wrażliwym człowiekiem, który nie chce mi się narzucać, który boi się mnie urazić... - Tak było! - przerwał jej. - Balem się. Wiedziałem, że się wystraszysz, że mi uciekniesz. Uznałem, że najlepiej wszystko zostawić w twoich rękach. %7łe sama wybierzesz takie tempo, jakie tobie najbardziej odpowiada. - Innymi słowy, zastawiłeś na mnie pułapkę? - zezłościła się. - Liczyłeś na to, że nie będę w stanie się wycofać, kiedy w końcu odkryję prawdę? Przeliczyłeś się, Dev. Nie jestem już tą naiwną beztroską idiotką ze statku. Wiele się nauczyłam podczas tego rejsu... - Owszem - wszedł jej w słowo. - Ale pamiętaj, że tego, czego się nauczyłaś, nauczyłaś się ode mnie! Odkryłaś, że jesteś namiętna, więc teraz chcesz nadrabiać zaległości, chcesz przekonać się, ile cię w życiu ominęło. Prawda? Postanowiłaś cieszyć się wolnością, poznawać różne smaki życia. Ale jeśli myślisz, że pozwolę ci rzucać się w ramiona każdemu pętakowi, jaki się nawinie, to się grabo mylisz! Należysz do mnie! Pochyliwszy się, z hukiem odstawił kubek na stół. Tylko spróbuj zaprzeczyć! - mówiły jego oczy. - Nie jestem taka jak dawniej. Zmieniłam się i nic ci do tego! Będę robiła, co mi się podoba, żyła po swojemu i nikogo nie pytała o zdanie! A jeśli najdzie mnie ochota rzucić się w ramiona Rona Adamsa, to rzucę się i już! - Tabi, Tabi... - Devlin z trudem nad sobą panował. - Nie przyjechałem tu po to, żeby się z tobą kłócić. - Nie? To dlaczego podnosisz glos? - Skarbie, posłuchaj. Nie mogłaś się zmienić aż tak bardzo w ciągu zaledwie tygodnia czy dwóch. Dlatego wciąż tu jestem. I dlatego nie zbiłem na kwaśnie jabłko twojego młodego przyjaciela. Bo wiem, że niezależnie od tego, ile wczoraj wypiłaś, nie byłabyś zdolna pójść z facetem do łóżka dla zabawy. Nie zdobyłabyś się na jednonocny romans. - Nie? A z tobą na statku... - To było co innego - oznajmił stanowczo. Zamrugała zaskoczona jego pewnością siebie. - Skąd wiesz? - Czuję to. Instynktownie. - E tam! - mruknęła, sięgając po kubek kawy. - Słowo honoru. Tabi, od lat kieruję się instynktem. Polegam na nim. Ufam mu. Jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. I właśnie on, ten instynkt, mówi mi, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Przyjrzała mu się podejrzliwie. - Może ty ufasz swojej intuicji. Kłopot w tym, że ja tobie nie ufam. Oczy mu pociemniały, ale głos nie zdradzał emocji. - Boisz się mnie? - Nie - odparła chłodno. Przez chwilę w milczeniu mierzył ją wzrokiem. - A jeśli ci powiem, że przyjechałem tu, żeby odwdzięczyć się za to, co dla mnie zrobiłaś? - Za to, że nie porzuciłam cię w tej alejce? Na widok lekko ironicznego uśmiechu, który prześliznął się po jego wargach, przeszył ją dreszcz. - Za to, że mnie uwiodłaś - odparł. - Dobre uczynki powinno się wynagradzać. Ciebie nikt nigdy nie uwodził, prawda? Nikt nigdy nie kochał? Najwyższa więc pora, żebyś poznała jedną z największych przyjemności w życiu. I żeby tę przyjemność ofiarował ci mężczyzna, którego wkrótce poślubisz. ROZDZIAA DZIEWITY To nie ironiczny, szelmowski uśmiech przesądził sprawę. Ani butna, zdecydowana postawa Devlina. Wzmianka o małżeństwie też nie miała znaczenia. Ani to, że po wczorajszym przyjęciu potężny kac osłabił jej czujność i pozbawił ją instynktu samozachowawczego. Nie, pomyślała Tabitha, przecierając miękką miotełką książki w Mandali, żadna z tych rzeczy nie wpłynęła na jej decyzję. Zgodziła się umówić z Devlinem tylko dlatego, że w jego oczach spostrzegła błysk desperacji. Na świeżo miała w głowie obraz człowieka, który dwa [ Pobierz całość w formacie PDF ] |