[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wpatrywała się w Dearbourne'a i odnosiło się wrażenie, że głos Tylera w ogóle do niej nie dociera. - Jak mnie tu odnalazłeś? - zapytała. - Zadzwoniłem do niego - rzekł Tyler. Obróciła się ku niemu gwałtownie. Wyraz jej oczu nie pozostawiał wątpliwości: nie była mu za to wdzięczna. - Zadzwoniłeś? Kiedy? - Dziś rano. Po twoim ataku bólu głowy. Nie wiedziałem, co robić. Musiałem się czegoś o tobie dowiedzieć. Numery telefonu były na wizytówce, którą znalazłem w twojej torbie. Chciałem ci pomóc. - Jak się czujesz? - spytał ponownie Dearbourne. - Rosie opowiedziała mi, co się stało. Ten wypadek, potem utrata pamięci... - %7ładna utrata - odparła, przerywając mu. - Na twój widok, Eliot, pamięć mi wróciła. Wszystko już wiem. I czuję się... świetnie. Słysząc ton jej głosu, Tyler był przekonany, że Jenny wcale świetnie się nie czuje. Odnosił wrażenie, że to, co sobie przypomniała, było nieprzyjemne. Wyrwała rękę, za którą ją trzymał, i wsunęła obie dłonie do kieszeni dżinsów. - Jenny, co się z tobą dzieje? - zapytał. - Doktor miał rację - rzekła. - Potrzebuję czasu, żeby dojść do siebie. Dearbourne patrzył na nią ze współczuciem i ogromną czułością. - Dlaczego przed wyjazdem z Los Angeles nie zadzwoniłaś do mnie? - zapytał. - Nigdy nawet nie wspomniałaś, że nosisz się z zamiarem wyjazdu. Czy możesz sobie wyobrazić, skarbie, jak bardzo się martwiłem? Ani telefonu, ani żadnej wiadomości... - Miała wstrząśnienie mózgu. - Bez względu na wszystko Tylerowi nie spodobało się, że powiedział do Jenny skarbie". - A także inne urazy. I chyba nie należy wywierać już na nią nacisku. - Słusznie, ma pan rację - rzekł Muszka". Zbliżył się do Jenny. - Najważniejsze, że najgorsze minęło. Czy czujesz się już dobrze? - Tak, oczywiście. - Głos jej był matowy, pozbawiony wyrazu. Ani śladu jakichkolwiek uczuć - ulgi, lęku, radości, nic. Na tle jej białej twarzy miedziane włosy stanowiły szokujący kontrast. - Zobaczyłam cię... i już wszystko wiem. Pamięć mi wróciła. Siedziała skulona, z opuszczonymi ramionami. Taką ją Tyler pamiętał sprzed wypadku. Zamkniętą w sobie, pełną dystansu, chłodną. - Może bym coś wygrzebała z pamięci, gdybym... - Urwała. - Gdybyś co, Jenny? - spytał Tyler. Uśmiechnęła się ledwo zauważalnie, a w oczach miała taki bezgraniczny smutek, że serce mu się ścisnęło. - Gdybym chciała zapamiętać - dokończyła. I rzekła, zwracając się do adwokata: - Przepraszam, że naraziłam cię na kłopot. Zamierzałam zadzwonić do ciebie, nim... to się stało. - Wiesz przecież - odparł Dearbourne - że zawsze jestem do twojej dyspozycji. Wiedziałem przedtem tylko tyle, że zrealizowałaś czek i znikłaś. A muszę ci powiedzieć, że wyobraznia podsuwała mi różne przypuszczenia. Czy na pewno u ciebie wszystko w porządku? - Jak najbardziej. A za te pieniądze, które dałeś mi w ubiegłym miesiącu... kupiłam harleya. Dearbourne miał minę tak przerażoną, jakby nagle duch mu się ukazał. - Harleya? Motocykl marki Harley"? - Tak, przecież nie rower. Jeśli pozwolicie, to pójdę na górę się przebrać. Widzę, że moje dżinsy całe są w trawie. - Masz również trawę we włosach - powiedziała znacząco Rosie. Wstała z miejsca, spoglądając z wyraznym rozdrażnieniem to na Dearbourne'a, to na Tylera, to na Jenny. - Czegoś tu nie rozumiem. Spra- wiacie wrażenie, że wiecie coś, czego ja nie wiem. Jenny, Tyler, gdzie zniknęliście na całe popołudnie? 1 dlaczego na wieść o tobie, Jenny, pan mecenas przylatuje z drugiego końca kraju? Dlaczego dał ci tyle pieniędzy? I dlaczego masz trawę we włosach? - Faktycznie, skąd ta trawa? - zapytał Dearbourne, patrząc Tylerowi prosto w oczy. - Przestańcie! - warknął Tyler pod adresem zarówno siostry, jak i prawnika. Nie miał zamiaru ani chęci silić się na uprzejmość. Kobieta, która stała tu przed nim, niewiele miała wspólnego z tą, z którą kochał się przed paroma godzinami. Czuł się tak, jakby zrobił jeden krok do przodu, a cofnął się o kilka kroków. - Rosie, zajmij się Eliotem, a ja zaprowadzę Jenny na górę. Zaraz wracam. Spojrzenie Rosie mówiło więcej niż słowa. - Zajmowałam się Eliotem przez trzy godziny. Nie przyjechał tu, by złożyć mi wizytę. - Daruj sobie te złośliwości. I zajmij się nim jeszcze przez parę minut. - Wbrew protestom Jenny wziął ją na ręce. - Wiem, że mogłabyś już iść sama - powiedział. - Ale ja tak wolę. Po powrocie Tyler zobaczył taki oto obrazek: Eliot siedział na krześle, a Rosie czyściła mu z zapałem buty. - Co się tu dzieje, do diabła?! - wykrzyknął. - Cicho bądz! - odparła Rosie, odgarniając blond grzywę jedną ręką. - Blizniak pomazał różowym flama- strem mokasyny Eliota. Wygląda na to, że niestety ma-zidło jest nie do usunięcia. - Wstała, policzki jej pałały. - Tak mi przykro, Eliot... Nie przywykłeś na pewno... Chyba że sam masz dzieci. - Nigdy nie byłem żonaty - powiedział Dearbourne. - A butami się nie przejmuj. - Wyglądają na drogie - rzekła Rosie z zakłopotaną miną. Dearbourne pominął milczeniem tę uwagę i zwrócił się do Tylera: - Ja naprawdę muszę z Jenny porozmawiać. - Jest zmęczona - oznajmił Tyler. - Powiedziała, że chociaż przez parę minut chce być sama. Rosie, gdzie są chłopcy? Rozejrzała się po kuchni. - Wyparowali! Wybacz mi, Eliot, ale zapaliło mi się czerwone światełko, muszę zobaczyć, co z nimi. Eliot Dearbourne odprowadził ją wzrokiem. - Niekończąca się robota - powiedział. - Mam na myśli doglądanie tych dwóch smyków. Pewno mąż po powrocie z pracy pomaga jej. Mieszkacie tu wszyscy razem? Tyler usiadł przy stole i wsparł twarz na pięściach. Poczuł się nagle dziwnie zmęczony, jak gdyby miał za sobą kilka nieprzespanych nocy. - Pytasz mnie o to, czy Rosie jest mężatką? Adwokat uśmiechnął się nieznacznie. Tyler odniósł wrażenie, że tylko na taki przejaw wesołości stać tego człowieka. - O to również - odparł. - Ale mam w zanadrzu znacznie więcej pytań. Tyler patrzył na niego zaintrygowany. - Ciekawi cię stan cywilny Rosie? Dearbourne skinął głową. - Rosie nie wyszła za mąż. Mieszka we własnym domu i wychowuje te dwa aniołki, z których jeden zniszczył ci buty. Może przejdziemy jednak do sprawy Jenny? [ Pobierz całość w formacie PDF ] |