[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dawniej nie potrafiła ukryć gniewu, gdy coś działo się nie po jej myśli, nagle zła- godniała i postanowiła zaakceptować istniejący stan rzeczy. Niemały wpływ na jej zachowanie miał Robbie. Nie ulegało wątpliwości, że autentycznie pokochała wnuka. Chłopczyk, który był pięknym, radosnym dziec- kiem, przepadał za dziadkami. Gina podejrzewała, że gdyby Cal wrócił na Wzgórze Koronacyjne z samym Robbiem, Jocelyn nie posiadałaby się ze szczęścia. A tak... po prostu zrozumiała, że nie warto robić sobie wrogów, tym bardziej że reszta ro- dziny przyjęła ją, Ginę, z otwartymi ramionami. Ewan sprawiał wrażenie, jakby całe życie właśnie o takiej synowej marzył. Zmienił się również stosunek McKendricków do Steve'a Lancastera, młodego człowieka, do którego jeszcze niedawno Ewan ział nienawiścią. Kiedy Meredith wróciła z Euroki szczęśliwa, promienna i zakochana, cała rodzina z radością przy- jęła wiadomość o jej zaręczynach. - Czy to nie wspaniałe? - Meredith uśmiechnęła się do brata. - Wreszcie po latach uzyskałam ich aprobatę. S R Gina znalazła syna w pięknej oranżerii, którą Robbie nazywał pokojem ogro- dowym. Siedział przy małym okrągłym stoliku wraz z Rosą i Edem, którzy posta- nowili zająć się edukacją chłopca, i oglądał duży kolorowy album. - Dokąd się wybierasz, cara? - spytała Rosa, choć strój jezdziecki Giny wła- ściwie wystarczał za odpowiedz. Rosa z dumą zmierzyła chrześnicę wzrokiem: dziewczyna miała fantastyczną figurę. Jeśli zaś chodzi o lekcje jazdy konno... Rosa wolałaby, aby Ginę uczył kto inny, a nie Jocelyn McKendrick. Podobno jednak w młodości Jocelyn była znako- mitą amazonką i nadal świetnie trzymała się w siodle. Zaproponowała, że w tajem- nicy przed Calem nauczy ją jezdzić. To miała być dla niego niespodzianka. - Mamusiu! - zawołał z podnieceniem Robbie. - Stryj Ed przyniósł mi książkę o planetach! Wiesz, co znaczy słowo planeta? Gina podeszła do stolika i pocałowała syna w policzek. - Nie wiem, misiaczku. Powiedz mi. - Oznacza wędrowca, bo planety wędrują po niebie. - Tak uważali starożytni Grecy - wyjaśnił mu Ed. - Bo wszystkie planety krą- żą wokół Słońca. Poruszają się w tym samym kierunku, po własnej orbicie... Masz bardzo mądre dziecko, Gino - zwrócił się z uśmiechem do jego matki. - Robbie ni- czym gąbka wchłania wiedzę. Jesteśmy z Rosą zachwyceni. Rosa wyciągnęła rękę i zacisnęła na dłoni mężczyzny. Jeszcze przegonią nas w drodze do ołtarza, pomyślała z czułością Gina. Ale musieliby się bardzo pośpieszyć. Zaproszenia zostały już rozesłane. Miała to być cicha uroczystość na pięćdziesiąt osób. %7ładne z nich nie chciało hucznego przyję- cia. Każdej nocy Cal przychodził do niej do sypialni. Kochali się, a potem on leżał obok niej, dopóki nie zapadła w sen. Aączył ich fantastyczny seks, ale stracili do siebie zaufanie; musieli zapomnieć o bólu, o żalach i pretensjach. Potrzebowali czasu, żeby mogli sobie nawzajem wybaczyć i ponownie zaufać. S R Umówili się, że do ślubu, przez wzgląd na Robbiego, nie będą otwarcie dzie- lić sypialni. Gina nie mogła się już doczekać. Rozmawiali o podróży poślubnej: nie chcieli wyjeżdżać bez małego. Miłość między ojcem a synem rozkwitła w niesa- mowitym tempie. I o to Cal miał do niej największe pretensje: że pozbawiła go cennych trzech lat życia syna. Bała się, że nawet jeśli jej to kiedyś wybaczy, to nigdy o tym nie zapomni. Dwie minuty po wyjściu z oranżerii zjawiła się przed stajnią zbudowaną wśród pięknych drzew. Obok znajdowała się otoczona białym płotem zagroda, plac, na którym tresowano konie, oraz średniej długości tor. Jocelyn, szczupła, wy- glądająca niezwykle młodo, czekała przed bramą. Obok stały konie osiodłane przez stajennego. Dla Giny przygotowano kasztanową klacz o imieniu Arrola, co w ję- zyku aborygenów znaczyło piękna"; miała gwiazdę na czole i cztery białe skarpety na nogach. - Idealny koń dla nowicjuszki - oznajmiła Jocelyn. Arrola wysunęła aksamitny pysk, jakby domagając się pieszczot. Podczas pierwszej lekcji Gina modliła się tylko o to, by nie spaść. Pięć lekcji [ Pobierz całość w formacie PDF ] |