[ Pobierz całość w formacie PDF ]
strefy, gdzie znajdował się jego skład. Ze sporej odległości, z powodu rozsianych wokół min, obejrzał ru- iny, bo tylko tyle zostało. Nie uskarża się, żeby nie przytłaczać mamy dodatkowym zmartwieniem. Będzie próbował znalezć jakieś wyjście razem ze wspólnikiem w Pakistanie, zainwestuje pieniądze, jakie mu zostały, w nowe przedsięwzięcie w nadziei na uzyskanie godziwych dochodów. Będzie to skomplikowane, a przy tym nie będzie zajmowało mu całego czasu. Teraz i on stał się po trosze więzniem mieszkania, odpowiedzialnym za zakupy i gotowanie, co mu zresztą by-najmniej nie przeszkadza. Zawsze gotował, zwła-szcza wtedy, kiedy mamę zatrzymywała pracja w szpitalu. Broda mu już na tyle urosła, że od czasu czasu żartujemy sobie z tej jego nowej fizjonomii i z długości brody zalecanej przez talibów. Pod-chodzi do tego na poły ze spokojem, na poły z gardą: - Moja broda należy do talibów, ale nie ja! Daud zaś znalazł już z kolegami sposób na zdo-bywanie po cichu kopii kaset wideo. Przemycane z Pakistanu kanałami, które działają nie od dzisiaj. Poza tym wujek ma ich jeszcze trochę u siebie w sklepiku. Występuje zresztą dosyć ciekawy para-doks: obowiązuje wprawdzie zakaz kupowania ma-| gnetowidów, telewiz- orów i kaset z nagraniami mu-zyki i wideo, ale na półkach sklepowych wszystkie te artykuły są nadal wys- tawione. Nikt nie kupuje ich oficjalnie, wszyscy zdobywają je półoficjalnie. Wydaje się, że talibowie obłudnie dopuszczają istnienie tego podziemnego rynku, bo gdyby i się załamał, Kabul byłby pozbawiony wszelkiego handlu. Rytm życia w domu wyznaczają wyjścia i powrót taty i Dauda. Oni też przynoszą wiadomości. Z bazaru, od handlarza warzyw, z centrum handlowej lub meczetu. A my słuchamy ich chciwie. - Obraz religii, jaki talibowie tworzą poprzez swoje dziwaczne prawa, napawa Afgańczyków odrazą. Zawsze byliśmy muzułmanami, ale nikt nie identyfikuje się z ich islamem. Zmuszają ludzi, żeby przystawali byle gdzie na ulicy, by odmówić modlitwę. Pewien mężczyzna opowiadał, że był zatrzymywany pięć razy z rzędu i za każdym razem musiał robić, co mu każą! Podobno też w meczecie, w chwili gdy kieruje się do Boga najgorętsze prośby, wielu mężczyzn wypowiada życzenie: Boże, spraw, żeby zniknęli talibowie! . Mogą nas zmuszać, a modlitwa i tak obraca się przeciwko nim. Dni są niekończącymi się tunelami bezczynności. Większą część czasu spędzam, leżąc u siebie w pokoju, na wpatrywaniu się w sufit lub czytaniu. Koniec z porannym joggingiem, koniec z rowerem, powoli ramoleję. Koniec z lekcjami angielskiego, z gazetami, głupieję powoli od podlewanych sentymentalnym sosem indyjs- kich filmów, które przynosi Daud. Wujek zamalował nam szyby w wychodzącym na ulicę saloniku i jadalni, na werandzie w pokoju dziennym i w sypialniach, żeby talibowie nie widzieli błysków ekranu po godzinie policyjnej. Tylko z okna w kuchni, wychodzącego na inną stronę niż pokoje, można popatrzeć na meczet i szkołę, gdzie widać już tylko chłopców, jak siedzą w kręgu i recytują z mułłą Koran. W głowie mam pustkę, żadnego planu. Czasem po mieszkaniu jak więzniarka po celi. Siadam na fotelu, potem na kanapie albo na dywanie. Idę korytarzem prowadzącym do kuchni i wracam do siebie. Siadam, kładę się, przyglądam się badawczo szczegółom wzorów na dywanach, wracam przed telewizor, znowu się kładę. Nigdy jeszcze tak dokładnie nie wpatrywałam się w meble i inne sprzęty domowe. Moją uwagę przykuwa okruch chleba na stole, fascynuje mnie lecący w górze ptak. Choć nie zdaję sobie z tego sprawy, pozbawiona wszelkiej substancji życiowej, popadam już w depresję. Mama, jest odległa, ospała, przestała się właściwie interesować, co robimy, bo i tak obie, Soraja i ja, nic nie robimy. Od czasu do czasu przychodzi do mnie Saber.! Czasem mama przyjmuje pacjentki w burkach. Przy- \ chodzą z sąsiedztwa, zawsze się spieszą, są niespokojne. Otwieram im drzwi, a one znikają z mamą w salonie. Ich [ Pobierz całość w formacie PDF ] |