[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w oficynie razem z m³odymi Uljanowymi, a nazajutrz Marja Aleksandrówna napisa³a list do
rodziny profesora, radz¹c, aby ktoS przyjecha³ i zaopiekowa³ siê chorym.
W dwa dni póxniej w mieszkaniu Ostapowa zjawi³a siê siostra profesora  Helena, szes-
nastoletnia dziewczyna. Po miesi¹cu zjecha³ ojciec  stary lekarz wojskowy.
Profesor powoli powraca³ do zdrowia i równowagi. Nie odzyska³ tylko ju¿ nigdy ani daw-
nego spokoju, ani swobody. Pêdzi³ jednostajne, szare ¿ycie nauczyciela, z dnia na dzieñ, od
rangi do rangi, od orderu do orderu. Nie cieszy³o go to i nie budzi³o ¿adnych wspomnieñ.
Zobojêtnia³ na wszystko, jak tylu innych w tem Smierteln¹ cisz¹ zatrutem panowaniu Alek-
sandra III  cara, mi³uj¹cego pokój... pokój cmentarzyska.
45
ROZDZIA£ V.
Przed Swiêtami Bo¿ego Narodzenia pan Uljanow otrzyma³ now¹ nominacjê. Zosta³ dyrek-
torem wszystkich szkó³ ludowych. Rozpocz¹³ swoje czynnoSci od zwiedzenia zak³adów na-
ukowych w ca³ym obwodzie. Zabra³ ze sob¹ W³odzimierza, korzystaj¹c z feryj Swi¹tecznych.
Podró¿ odbywali sankami pocztowemi, zapuszczaj¹c siê nieraz w rzadko odwiedzane miej-
scowoSci, gdzie wSród lasów czai³y siê osiedla bez koScio³Ã³w i bez szkó³, bez lekarzy i w³adz.
W³odzimierz pamiêta³ z wyk³adów Ostapowa, ¿e ca³y obwód kazañski stanowi³ niegdyS
potê¿ne, o wysokiej cywilizacji pañstwo bu³garskie, po którem nic nie pozosta³o, oprócz na-
zwy rzeki Wo³gi. Do tego kraju w wieku XIII wpadli Tatarzy, pêdz¹c przed sob¹ niezliczone
szczepy, porwane fal¹ mongolsk¹, mkn¹c¹ na zachód z g³êbin Azji. Resztki tej hordy spoty-
ka³ teraz Wo³odzia; byli to Wotiacy, Meszczeriaki. Czeremisy, Czuwasze i Mordwini, obok
Tatarów i rosyjskich wieSniaków.
Ciemne mrowisko ludzi, ró¿ni¹cych siê pomiêdzy sob¹ strojem, mow¹, wiar¹, obyczajami
i zabobonami  pierwotnemi, nieraz mrocznemi i krwawemi.
Nieprzejednana wrogoSæ panowa³a miêdzy osiedlami, zamieszka³emi przez tubylców ró¿-
nych szczepów.
Rosjanie pogardliwie spogl¹dali na dawnych najexdxców, nazywaj¹c ich  tatarwa lub
 bia³ooka czudx ; ci ze swej strony odp³acali zimn¹ nienawiSci¹. Samotny Tatar lub Wotiak
nie móg³ bezpiecznie przejSæ przez wieS rosyjsk¹; ch³op  wielkorus nie odwa¿y³by siê je-
chaæ bez towarzyszy w pobli¿u wsi czuwaszskiej lub czermiskiej.
Spory i bójki wybucha³y nawet tu¿ przed koScio³em po skoñczonem nabo¿eñstwie, lub
poSród dzieci w szkole.
Uljanow sta³ siê Swiadkiem bardzo ciekawego i pouczaj¹cego widowiska.
Popasali w ma³ej wiosce, czekaj¹c na posi³ek i Swie¿e konie.
Ch³opak poszed³ nad rzekê, gdy¿ zdaleka spostrzeg³ du¿e zbiegowisko ludzi. Ma³emi ku-
pami ci¹gnêli na Srodek zamarzniêtej rzeki, d¹¿¹c od wiosek, po³o¿onych na dwóch przeciw-
leg³ych brzegach.
Nad urwiskiem sta³ t³um bab i dzieci. WieSniaczki opowiedzia³y W³odzimierzowi, ¿e dwie
rozdzielone rzek¹ wioski prowadz¹ d³ugo trwaj¹cy spór o ³¹kê na wyspie, wiêc postanowi³y
sprawê zakoñczyæ waln¹ bitw¹.
Rozpoczêto j¹ od ohydnych wyzwisk i przekleñstw, poczem zaczê³y siê biæ ma³e ch³opa-
ki, po nich  wyrostki; trwa³o to jedna nied³ugo, bo ca³y ten drobiazg zmiot³y t³umy m³odych
i starych ch³opów, rzucaj¹cych siê w wir bitwy.
ZapaSnicy uzbroili siê, zacisn¹wszy kamienie w rêku i omotawszy piêSci grubemi rzemie-
niami, jak to czynili niegdyS gladjatorzy. Najtê¿si ch³opi, od których zale¿a³o ostateczne zwy-
46
ciêstwo, wymachiwali d³ugiemi i ciê¿kiemi dr¹gami lub nawet dyszlami wozów. Bójka trwa-
³a krótko, bo mieszkañcy wotiackiej wioski cofnêli siê przed zuchowatym atakiem Tatarów
z przeciwnego brzegu. Na Sniegu pozosta³o kilku rannych, a mo¿e i zabitych; krew, niby
szkar³atne maki, wykwit³a na lodzie.
Uljanow mySla³ nad tem, w jaki sposób mo¿na by³oby poci¹gn¹æ wszystkich tych niena-
widz¹cych siê wzajemnie tubylców, nale¿¹cych do fiñskiej i mongolskiej rasy, ku wspólne-
mu celowi. Rozumia³, ¿e to by³o marzycielstwo, którem siê oszukiwa³a bezwiednie partja
 Woli Ludu .
 Tu trzeba tyle hase³, ile jest szczepów!  szepn¹³ z szyderczym uSmiechem na zarumie-
nionej od mrozu twarzy.
Po wiêkszych wsiach ju¿ dzia³a³y niedawno za³o¿one szko³y ludowe. W³odzimierz z cie-
kawoSci¹ przygl¹da³ siê nauczycielom i nauczycielkom.
Pewna czêSæ ich spokojnie wita³a nowego dyrektora. Nie mieli ci ludzie nic do ukrywania.
Te same, co i w gimnazjum, podrêczniki, zalecane przez koSció³ i rz¹d, ten sam program,
og³upiaj¹cy i oszukañczy.
WiêkszoSæ jednak nauczycieli, jak to odrazu zauwa¿y³ spostrzegawczy ch³opak, nie mia³a
czystego, prawomySlnego sumienia. W rozmowie z dyrektorem byli nieufni, ostro¿ni, wstrze-
miêxliwi. W ich oczach ³atwo mo¿na by³o wyczytaæ nie¿yczliwoSæ dla przedstawiciela rz¹du.
Pan Uljanow tego nie spostrzega³ jednak. Wszystko napozór by³o w porz¹dku. S³ucha³ obojêt-
nie skarg na marne uposa¿enie, na nêdzê, na niechêæ ludnoSci do szko³y, a nawet wrogi stosunek
do nauki i nauczycielstwa; to nie wchodzi³o w zakres jego dzia³alnoSci, o tem musia³y mySleæ
w³adze centralne. Na jego odpowiedzialnoSci le¿a³o, aby wszystko siê odbywa³o przepisowo.
Odje¿d¿a³ zadowolony i spokojny, nie podejrzewaj¹c nawet, ¿e w kuferkach nauczycieli
ludowych le¿a³y starannie zamaskowane broszurki pisarzy  Woli Ludu , którzy Smielej, ni¿
urzêdowi, p³atni  uczeni , rozprawiali siê z historj¹  Rusi Rwiêtej .
Z ciê¿kim sercem powraca³ do domu m³ody Uljanow.
Rozumia³, ¿e lud nie jest jednolity, bo, podzielony na wrogie szczepy, ho³duje dzielnico-
wemu patrjotyzmowi i nie zna wspólnych d¹¿eñ i zasad.
Widzia³ bezdenn¹ przepaSæ pomiêdzy wsi¹ a miastem, pomiêdzy w³oSciañstwem a inteli-
gencj¹, której ch³opi nie rozumieli i nie lubili, bo by³a dla nich albo uosobieniem rz¹du, albo
czemS djabelskiem z ca³¹ jej wiedz¹, nauk¹ i obcemi obyczajami.
 Tylko D¿engiz chan, lub inny wielki najexdxca móg³ daæ sobie z nimi radê!  mySla³
W³odzimierz.  Krwaw¹ rêk¹ gna³ ich wraz ze sob¹ na podbój Swiata, prowadz¹c ku celowi,
przez siebie wytkniêtemu. Nic siê od tego czasu nie zmieni³o, wiêc i teraz potrzebny jest tyl-
ko nowy chan, lub nasz rosyjski zuchwa³y, brutalny antychryst  Piotr Wielki, nowator ma-
rzyciel z grubym kijem w mocnej ³apie!
O swoich wra¿eniach obszernie opowiada³ ch³opak w domu Ostapowych.
Lubili go tam wszyscy i nazywali pieszczotliwie  Wola.
Po raz pierwszy us³ysza³ to imiê z ust drobnej, z³otow³osej Heleny i, sam nie wiedz¹c dla-
czego, zarumieni³ siê po uszy.
Stary doktór Ostapow s³ucha³ ze zdumieniem opowiadania powa¿nego Woli, mówi¹cego,
jak doros³y, o sformowanych pojêciach cz³owiek.
Logika, jasna bez przesady i porywów mySl; prosta, a silna dialektyka zastanawia³y stare-
go lekarza. Nieraz mySl¹c o tem, formu³owa³ swoje wra¿enia w ten sposób:
47
 Ani moje pokolenie, ani rówieSnicy syna nie mieli tej surowej, jasnej i Smia³ej mySli.
Ha! W ¿ycie wchodzi m³oda generacja, ca³kiem do nas niepodobna. Mo¿e ona potrafi nie tyl-
ko budowaæ b³yskotliwe gmachy na glinianych fundamentach, lecz istotnie wznieSæ coS wiel-
kiego i wiecznego  piramidê rosyjskiego Cheopsa, naprzyk³ad! [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dudi.htw.pl
  • Linki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co siÄ™ robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeÅ›li przyczynia siÄ™ do utrwalenia miÅ‚oÅ›ci.