[ Pobierz całość w formacie PDF ]
46 RS Wydęła usta. - Hm... Na przykład dobre filmy. Dzienniki. Koncerty... No i dużo zajęć poza domem. Lekcje baletu, dobrych manier, fortepianu. Sobotni kotylion. - Kotylion? - Tańce z kimś, kto wylosował ten sam znaczek co ty. Jacob pokręcił głową. - Ja bym takiego życia chyba nie wytrzymał. - Mnie też nieraz było trudno, ale grzecznie robiłam to, co kazała mama. - Ach, te mamy - skrzywił się Jacob. Przez chwilę oboje milczeli. - Czy zastanawiałeś się kiedyś - odezwała się znów - jak wyglądałoby twoje życie, gdyby matka was nie opuściła? Owszem, zastanawiał się. Ale teraz odgadł, że Clair ma na myśli raczej siebie i to, co by było, gdyby nie zginęła jej własna matka. Wzruszył więc ramionami. - Nic się nie da zmienić w życiu. Jest jak jest, i tyle. Pokręciła głową. - Niekoniecznie. To i owo daje się ulepszać. Spojrzał na nią. - Czy ja wiem? Chociaż... może. W końcu ty sama zaczęłaś wczoraj poprawiać swój los, przy ołtarzu. Trzeba przyznać, że masz charakter. - A mam - przyznała. I zaraz zrobiła sceptyczną minę. - Ale zraniłam tyle osób... - A gdybyś wyszła za Olivera... - Jacob zmienił bieg, dodał gazu i gładko wyprzedził dużą ciężarówkę. - Kogo wtedy byś zraniła? - Siebie. 47 RS - No widzisz. - Jacob użył takiego tonu, jakby samodzielnie udowodnił coś nad wyraz doniosłego. Uśmiechnął się do Clair, łowiąc równocześnie kątem oka drogowskaz z napisem Ambiance, 5 mil". Następną tablicą był wielki billboard miejscowego baru, oferującego Pyszne Hot Dogi". Spostrzegł, że i Clair zerka ku tej tablicy. - Panno Beauchamp - z lekka skłonił głowę - czy mógłbym panią zaprosić do Ambiance na pysznego hot doga? Podchwyciła ton i też odgrywając lekcję dobrych manier, odrzekła: - Panie Carver, będę zobowiązana. Jedzmy tam niezwłocznie. Naturalnie jeśli nie będzie to dla pana zbyt ambarasujące. Clair spojrzała na zegarek. Była już siódma wieczorem. Ambiance pożegnali mniej więcej czterysta mil temu. A teraz parkowali przed motelem Nocna Sowa" w mieścinie o nazwie Plug Nickel. Jacob poszedł do recepcji i nie wracał. Słońce stało nisko, ale wciąż prażyło. Clair napiła się wody z butelki i postanowiła zrobić mały spacer wokół samochodu, dla rozprostowania nóg. Kiedy wysiadła, dobiegły ją dzwięki muzyki country z restauracji po drugiej stronie ulicy, ozdobionej żółtym neonem Weber's Bar and Grill". Obejrzała się na motel; Jacob ciągle jeszcze czekał w recepcji, w której najwyrazniej nikogo nie było. Widziała go, jak znudzony puka w kontuar. Na szosie pojawił się zakurzony czarny pikap i zagwizdano z niego. Pomyślała, że to na nią, ale była w błędzie. Zagwizdano na platynową blondynę w krótkiej, skórzanej czarnej spódniczce, w czerwonym topie i na bardzo wysokich szpilkach, która wyszła ze sklepu spożywczego na 48 RS rogu. Miała wspaniały biust i parła nim do przodu jak katamaran. Jej twarz zdobił mocny makijaż. Po paru krokach pchnęła drzwi do baru. Fascynujące, pomyślała Clair. A gdyby tak pójść za nią...? Nigdy w życiu nie była w małomiasteczkowym saloonie. Korciło ją bardzo, żeby sobie coś takiego obejrzeć od środka. Jeszcze raz zerknęła ku motelowi. Jacob cały czas czekał w recepcji. Wpadnę na sekundkę, postanowiła, rzucę okiem i zaraz wyjdę. Wnętrze okazało się klimatyzowane, a przy tym dziwnie mroczne, oświetlone tylko przez wielobarwny neon reklamujący piwo, umieszczony na ścianie za kontuarem. Clair stała przez chwilę nieruchomo, przekroczywszy próg, aby przyzwyczaić oczy. Zauważyła, że podłoga usłana jest trocinami i łupinami po orzeszkach ziemnych. Klientela, przeważnie młoda, tłoczyła się przy barze i przy paru drewnianych stołach w głębi lokalu. Panował tu wielki hałas, mieszanka głośnych rozmów, muzyki wylewającej się z szafy grającej plus dzwięki telewizora, w którym pokazywano właśnie mecz bejsbolowy. Nad całością unosił się dym z papierosów i ciężkawy zapach sosu barbecue. To ostatnie uprzytomniło Clair, że jest bardzo głodna. Od lunchu w Ambiance minęło ładnych parę godzin. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |