[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozejrzał się dokoła w poszukiwaniu ciekawskich 57 spojrzeń, a wtedy Jaz odwróciła się na pięcie i wbieg- ła po schodach na górę. Ze złością zacisnął usta i bezradnie patrzył, jak już po raz drugi odchodzi od niego kobieta, którą przecież kochał. I nie było sensu temu zaprzeczać. Zaklął pod nosem, bo doskonale wiedział, że to znowu on popsuł wszystko. Kiedy ją dziś zobaczył, chciał błagać, żeby dała mu jeszcze jedną szan- sę, ale jakoś nie mógł się na to zdobyć. Nie umiał się przełamać. A do tego jeszcze ten beznadziejny Jerry ze swoimi głupkowatymi i chamskimi odzyw- kami... Czy Jaz naprawdę nie rozumiała, że są dla siebie stworzeni, że tylko z nim będzie szczęśliwa? Szko- da, że nie kocha go tak bardzo jak on ją. A on nie jest na tyle głupi, by wiązać się z kobietą, która go nie kocha ponad wszystko na świecie. Byłoby to wielką naiwnością z jego strony, a naiwny z całą pewnością nie był. Od momentu, kiedy od niego uciekła, minęło już co najmniej półtorej godziny. Każdy najmniejszy szelest czy odgłos kroków na korytarzu przyprawiał ją o mocniejsze bicie serca. Projekt budżetu wzbo- gacił się zaledwie o kilka wstępnych uwag. Ani wściekłość Jerry ego, ani konsekwencje, jakie miał zamiar wobec niej wyciągnąć, nie miały teraz dla niej najmniejszego znaczenia i obchodziły ją mniej więcej tyle, co zeszłoroczny śnieg. Teraz mogła myśleć jedynie o nim, o mężczyznie, którego ko- 58 chała. Czyżby? Czy na pewno go kochała? Prze- cież nie zasługiwał na jej miłość i to nawet nie dlatego, że zachował się jak prawdziwy egoista, i nawet nie dlatego, że był dziś taki obcy i arogancki, ale przede wszystkim dlatego, że w ogóle nie brał pod uwagę jej ambicji i potrzeb. Nieważne były dla niego jej marzenia i plany, nie liczyła się jako człowiek. Więc jak to możliwe, że mogła go poko- chać? To zwyczajnie niemożliwe, musiałaby być masochistką. Była na siebie wściekła za spontanicz- ną radość, z jaką przywitała dzisiaj tego mężczyznę. No i co z tego, że było im ze sobą dobrze? To przeszłość, i tak musi na to teraz patrzeć. Dzięki Bogu udało jej się jakoś opamiętać i zapanować nad emocjami. Była dumna z siebie, że wreszcie powie- działa mu, co naprawdę o nim myśli. Jak mogło jej w ogóle przyjść do głowy, że przyjechał tu po to, żeby się z nią zobaczyć? Ale jeśli nie do niej przyjechał, to w takim razie po co? Może to wcale nie było tak, jak sądził jej wuj; może to nie była tak nieskazitelnie uczciwa rodzina? Przysłali tu naj- pierw Jerry ego, żeby zrobił czystkę wśród per- sonelu, a potem być może przystąpią do dalszych zmian. No jasne, spotkanie Caida z Jerrym, które przypadkowo miała okazję obserwować, wyglądało całkowicie jednoznacznie. Caid przyjechał do Ang- lii jako wsparcie dla Jerry ego. To było widać na pierwszy rzut oka. Jak mogła się od razu tego nie domyślić. Ale z nią nie pójdzie im tak łatwo, o nie! Nie da sobie robić wody z mózgu, nie pozwoli sobą 59 komenderować ani sobą pomiatać. To ona będzie decydowała o wydatkach dla swego działu, a jeżeli im się coś nie spodoba, to po prostu zrobi to, co zrobili przed nią już inni. Zwyczajnie odejdzie. O zatrudnienie nie musiała się martwić, od niedaw- na starało się o nią kilka dużych firm. Więc albo nowi szefowie zgodzą się na jej warunki, albo niech sobie radzą bez niej. Jaz spojrzała na zegarek. Było już grubo po południu, a miała zostać dziś tylko do dwunastej. Uporządkowała rzeczy na biurku, pozamykała szuf- lady i ruszyła w stronę drzwi. Jakże była wdzięczna wujowi, że udostępnił jej swój stary dom! Zawsze znajdowała w nim spokój i ukojenie, nawet kiedy była całkiem mała. Tam mogła pracować. W ciszy, z dala od Caida i jego durnego kuzyna, z dala od wszelkiej pokusy. Pokusy? Jakiej znowu pokusy? Jedno musi wbić sobie do głowy: nie ma żadnej, ale to żadnej pokusy! Chyba że ma na myśli pokusę, żeby raz jeszcze wygarnąć niejakiemu Caidowi Dubois, że jest nieznośnym, upartym i pozbawio- nym uczuć człowiekiem! Nie pomogła długa gorąca kąpiel ani relaksująca muzyka. Jaz po spotkaniu z Caidem cały czas czuła jakieś wewnętrzne rozedrganie i w żaden sposób nie mogła się odprężyć. Włożyła szlafrok i poszła do sypialni. Miała nadzieję, że kiedy wezmie się do pracy, uda jej się przestać o nim myśleć. Praca zawsze przenosiła ją w świat fantazji i pozwalała zapomnieć o przykrościach dnia codziennego. Wy- 60 rzuci go i z głowy, i z serca. Jak to z serca? Dlaczego z serca? Przecież ustaliła już, że go tam nie ma! Otworzyła teczkę z projektami świątecznych wy- staw. Pierwsze okno wystawowe miało przedsta- wiać kobietę, która siedzi rozmarzona na sofie i przegląda listę świątecznych prezentów. Obok niej na podłodze leżą już najróżniejsze podarunki, a tak- że kolorowe wstążki i rolki papieru do pakowania. Tak, to był dobry sposób, by przy okazji pokazać klientom, jaki mieli wybór i w tej dziedzinie. Gdzieś nieopodal, na małym stoliku lub na komodzie, powinna stać duża rodzinna fotografia, żeby zwie- dzający wiedzieli, dla kogo kupiła te wszystkie prezenty. Chyba całkiem niezle, pomyślała z zado- woleniem. Skupmy się teraz na prezentach, bo w końcu o to przecież chodzi. A więc książki, między innymi także książka kucharska z prostymi i smacznymi przepisami, laptop, a obok może kom- plet flamastrów, kredek i ołówków? Co jeszcze? Powiedzmy... że wyposażenie do gry w golfa i może także komplet pościeli. Na pierwszy rzut oka wszyst- ko niby przypadkowe, ale zamysł jest dużo głębszy. Chciała ukazać, jak bardzo złożona jest współczes- na rodzina. I jak różne ma potrzeby. Pomysł być może nieco kontrowersyjny, ale o to w końcu przecież chodziło. Ołówki, flamastry, kredki i lap- top przeznaczone były dla pani domu, która zawsze marzyła o tym, by znalezć kiedyś wreszcie czas na spisanie wszystkich doświadczeń swego życia i opatrzyć je własnymi rycinami. Książka kucharska 61 dla pana domu, aby dać mu delikatnie do zro- zumienia, że jego żona potrzebuje teraz więcej czasu dla siebie i że to on powinien przejąć część jej dotychczasowych obowiązków. Wyposażenie do golfa pomyślane było dla starszego syna, który od dawna marzył o karierze w tej dziedzinie sportu. Aby oglądający mogli pojąć cały ten zamysł, każde kolejne okno wystawowe miało przedstawiać jed- nego z członków rodziny, a jego marzenia i oczeki- wania dotyczące świątecznego prezentu miały obra- zować olbrzymie, kolorowe bańki mydlane. W su- mie bardzo złożone i ambitne przedsięwzięcie, ale spodziewała się, że znajdzie uznanie zarówno w oczach szefów, jak i klientów. Hasłem przewod- [ Pobierz całość w formacie PDF ] |