[ Pobierz całość w formacie PDF ]
solidną barierę. Mgła wydawała się tutaj jeszcze gęściejsza. Portia ledwo widziała matkę przed sobą. Helena nagle zatrzymała się obok dużego głazu. Zcieżka była tak wąska, że z trudem mieściła się na niej jedna osoba. - Chyba wiem, dlaczego mój ojciec pana trzyma. - Helena się odwróciła. - A pan mówi, że to ja jestem dziwką! Portia poczuła nóż na gardle i oddech Turnera na uchu. " Tylko czekałem na pretekst, żeby dać pani córce to, na co zasłużyła. Jeszcze jedno słowo, a poderżnę jej... " I do tego tchórz. Tak jak mówił admirał. - Helena uścisnęła dłoń córki i cofnęła się o krok. - Nie rozgniewa się, kiedy wróci pan z pustymi rękami? Zrobiła kolejny krok do tyłu i raptem, ku zdumieniu Portii, zniknęła za głazem. Turner dopiero po sekundzie zorientował się, co się stało. Puścił zakładniczkę i przecisnął się obok niej, spychając ją ze ścieżki. Portia zachwiała się i wyciągnęła ręce, żeby czegoś się złapać. Jakimś cudem trafiła na rękojeść jego szabli. Zacisnęła na niej dłoń, ale pas przytrzymujący broń nagle pękł i Portia znowu zaczęła spadać. Drapiąc rękami po kamienistym stoku, zdołała uchwycić cienki korzeń. Tymczasem Turner z impetem wpadł na głaz, odbił się od niego i runął w przepaść, machając rękami. Jego krzyk skończył się głuchym uderzeniem daleko w dole. Gdy korzeń wyrwał się z ziemi, Portia sięgnęła po inny. Wszystkie następne utrzymywały jej ciężar tylko przez chwilę, tak że za każdym razem osuwała się w dół o kolejne cale. Zaczynało brakować jej sił, dłonie były śliskie od krwi. I wtedy poczuła, że ktoś łapie ją za nadgarstek. Pierce wyciągnął Portię na skalną półkę i posadził pod głazem, tuląc do siebie mocno. Nie wiedział, które z nich drży gwałtowniej. Kiedy usłyszał, że Turner jest w Baronsford, ogarnął go dławiący strach. Natychmiast popędził do Bess i dowiedział się od niej, że panna Helena i jej córka poszły w stronę rzeki. Gdy wypadł z domu, Lyon krzyknął do niego z jednej z wież, że chyba widzi troje ludzi na ścieżce biegnącej wzdłuż klifu. Pierce pobiegł przez pola razem z Truscottem. Przedzie-rając się przez zarośla i sosnowe młodniaki, próbowali wyprzedzić kobiety i ich porywacza. W pewnym momencie znalezli się tak blisko nich, że Pierce usłyszał głosy. Zorientował się, że Helena idzie na przedzie, a kapitan na końcu. Nawet mając wsparcie Truscotta, nie mógł ryzykować walki na wąskiej półce. Obraz Lyona i Emmy leżących w dole na skałach był jeszcze zbyt żywy w jego pamięci. W końcu dotarli do miejsca, gdzie ścieżkę tarasował głaz. Mgła jeszcze zgęstniała. Pierce uznał, że to najlepsza chwila, żeby zaskoczyć Turnera. Poczekali, aż Helena do-trze do zwężenia, a wtedy Truscott pochwycił ją i odciągnął na bok. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Pierce trzymał narzeczoną w ramionach i dziękował Bogu, ze jest bezpieczna. " Gdzie mama? - krzyknęła Portia z przerażeniem. " Bezpieczna z Walterem - uspokoił ją Pierce. " Turner spadł. " Wiem. Widziałem. Poślemy kogoś na dół, ale wątpię, żeby przeżył. Portia przytuliła się do niego mocniej. - Nie mam pojęcia, co chciał osiągnąć, porywając nas - powiedziała. - Helena na pewno walczyłaby z nim w czasie całej podróży do Bostonu. Ja również. Pierce pomógł jej wstać i poprowadził do wąskiego przejścia obok głazu. Portia zatrzymała się na chwilę i spojrzała w przepaść, gdzie runął Turner. Zobaczyła tylko mgłę i usłyszała szum wody. Chwilę pózniej trzymała matkę w objęciach. Gdy jako tako doszły do siebie, Pierce opowiedział im pokrótce o próbie schwytania księcia. " To wszystko wydarzyło się dziś po południu? - zdziwiła się Portia. " Kiedy byłyście w ogrodach. Turner pewnie was zobaczył i odłączył się od żołnierzy. Z tego, co mówi Millicent, wynika, że porucznik dowodzący oddziałem raczej go nie zatrzymywał. - Pierce zobaczył, że Helena zbladła. Odwrócił się do kuzyna. - Zabierz panie do zamku. Ja muszę zejść nad rzekę. Truscott potrząsnął głową. - Nie. Ja wezmę paru ludzi i razem przeszukamy brzeg. - Klepnął Pierce'a po ramieniu i wskazał głową na Portię. Ty lepiej zaopiekuj się narzeczoną. 28 Jasne sierpniowe słońce świeciło wysoko na bladoniebieskim niebie, kiedy w wiosce ludzie zaczęli gromadzić się przy stopniach małego kamiennego kościółka. Wszyscy mieli na sobie najlepsze stroje, w powietrzu rozbrzmiewały dzwięki kobz. W Baronsford, gdzie udekorowano pokoje, domownicy wstrzymali oddech w oczekiwaniu. Cały zamek, w którym po ceremonii ślubnej miało odbyć się wesele, udekorowano mnóstwem świeżo zerwanych stokrotek i róż. Z kuchni płynął zapach mięsiwa i ciast. Lady Primrose wróciła z Edynburga. Hrabina wdowa Aytoun przyjechała na tydzień przed ślubem w towarzystwie Ohenewai i sir Richarda Maitlanda, rodzinnego prawnika. Do Baronsford zjeżdżali znajomi i rodzina, wypełniając zamkowe komnaty śmiechem i radością. Przybyło też kilku niespodziewanych gości, szkockich arystokratów należących do ścisłego grona zwolenników Bonniego Prince'a Charliego. Trzy dni przed ślubem zjawił się kurier z prezentami od anonimowego wielbiciela, który, jak zapewniała lady Primrose, był bardzo nieszczęśliwy, że sam nie mógł przybyć. Pan młody dostał złotą tabakierę wysadzaną diamentami. Szeptano, że wartość tego daru przekracza dziesięć tysięcy funtów. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |